Dobre prawo [FELIETON]
Już kilkukrotnie zżymałem się na polskie prawodawstwo. Że niespójne, że pisane pod konkretne przypadki, że dziurawe, że niedające pewnego luzu decyzyjnego. A co najważniejsze, że po ludzku głupie. O ile wcześniejsze buble były przypadkami, wpadkami lub ewidentnie wynikiem uniesienia chwilą, to ostatnio dochodzi wręcz do systemowego psucia prawa. Często przy aplauzie społecznym i szalejącej machinie propagandy sukcesu.
Ot pomysł
karania edukacji seksualnej, forsowany pod płaszczykiem zakazu seksualizacji
dzieci. Już pomijam, że mimo wrażliwości społecznej nie rozumiem pojęcia seksualizacji.
Nie rozumiem też, czemu edukacja seksualna jest „fuj”, gdy WHO ją chwali, i nie
rozumiem, czemu okrutne banery z płodami czy obsesja na punkcie rzekomego „uczenia”
homoseksualizmu są już ok.
Prawdziwą gwiazdą jest jednak nowelizacja kodeksu karnego. W imię sprawiedliwości. Walki z bandyterką. Słusznych kar. A głupia.
Czujemy proporcje przewinień. Bo kradzież kradzieży nierówna, a bandzior bandziorowi też. Dla prawników proporcje te to widełki kary oraz system „nagród i kar” za postawę i motywację. Wszystko to zostało zdemolowane.
Przykład z tego tygodnia. Bez relatywizowania i tłumaczenia „bandziora”.
Kolega kolegom „załatwiał puste faktury”, było ich kilka i grozi mu od 3 do 15 lat. Gdyby ten sam kolega hipotetycznie, w przyszłości, na ulicy potrącił śmiertelnie, dajmy na to, pana Banasia z NIK, groziłoby mu od pół roku do 8 lat. Nie twierdzę, że ustawodawca zachęca nas do pewnych przestępstw, ale w tym wypadku odpowiedź nasuwa się sama.
A poza tym pomysł odstraszania wysokimi karami jest chybiony. Wolę sprawdzone mechanizmy skandynawskie. Bo działają. U nich powrót do przestępstwa po „kryminale” jest kilkukrotnie mniejszy. Przypadek?