Kodeks reklamowy w Toruniu w poczekalni. A miejskie spółki i jednostki zarabiają…
Możliwość zarządzania estetyką miasta na szczeblu samorządowym była „prezentem” na koniec prezydentury Bronisława Komorowskiego. Jak to wygląda w Toruniu? Czy nasz kodeks reklamowy działa?
Pod koniec swojej prezydentury Bronisław Komorowski podpisał ustawę krajobrazową. Dzięki niej w miastach miały zniknąć koszmarne reklamy irytujące mieszkańców, zasłaniające elewacje czy przydrożne pasy wzdłuż głównych arterii.
Przykładowo: Gdańsk ma już narzędzie, które umożliwia nakładanie kar na tych, którzy reklamę powieszą tam, gdzie miejscowy plan zagospodarowania bądź też wpis do rejestru zabytków tego zakazują.
Jak to wygląda u nas? Od wielu miesięcy śledzimy, co się dzieje z toruńskim kodeksem reklamowym. O postęp prac nad nim pytała niedawno Rada Okręgu Czerniewice. Wówczas okazało się, że prace nad toruńską uchwałą stanęły po… spotkaniach z przedstawicielami branży reklamowej.
Tymczasem na udostępnianiu powierzchni reklamowych zarabiają liczne miejskie spółki i jednostki – choćby Toruńska Infrastruktura Sportowa zarządzająca Areną Toruń, której elewacja stanowi jeden wielki ledowy ekran. Reklamy pojawiają się również na terenach zielonych wokół CKK Jordanki oraz na płotach szkół, przedszkoli i obiektów sportowych.
Bogatą ofertę miejsc na reklamy prezentuje również Zakład Gospodarki Mieszkaniowej. Niestety idea tej oferty jest co najmniej zadziwiająca – obejmuje bowiem w ogromnej większości obiekty znajdujące się na Bydgoskim Przedmieściu wpisanym obszarowo do rejestru zabytków w 2010 roku oraz na budynkach znajdujących się w gminnej ewidencji i rejestrze zabytków.
Przy Kościuszki 24 takie reklamy można wieszać na ogrodzeniu dawnego urzędu gminy Mokre, na podwórku którego zresztą stoi piękny dąb pamiętający „Kaisera Wilusia” i będący pomnikiem przyrody. Czy taka sprzedaż w ogóle powinna mieć miejsce? I czy jest opłacalna?
– Folder reklamowy z wykazem nieruchomości, na których oferujemy wynajem powierzchni pod reklamę został przygotowany w kwietniu 2018 – pisała Karolina Wojciechowska, rzeczniczka Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej. – Z podmiotami zainteresowanymi wynajmem powierzchni zawieramy umowy najmu. Nie sprzedajemy powierzchni reklamowych. Umieszczenie reklamy na danym budynku wymaga każdorazowo uzgodnień z Wydziałem Architektury i Budownictwa UMT, a w przypadku nieruchomości znajdujących się pod opieką Konserwatora – również zgody MKZ. Stosowne zgody uzyskuje podmiot zainteresowany wynajmem powierzchni reklamowej. Ogrodzenie przy ul. Kościuszki 24 znajduje się w dogodnej lokalizacji pod względem dostępności, dlatego zasadnym jest wynajmowanie tej powierzchni podmiotom zainteresowanym umieszczeniem reklamy. Przychód z tytułu najmu powierzchni pod reklamę za okres od stycznia do listopada 2018 r. wyniósł 103.131,06 zł netto. Oczywiście ulega on zmianom w zależności od stopnia zainteresowania wynajmem.
Lista oferowanych „ścian” obejmuje również obiekt objęty rewitalizacją, czyli kamienicę przy Broniewskiego 24/Reja 32 czy ogrodzenie i ścianę reprezentacyjnej Bydgoskiej (numer 24), jak również wpisaną do rejestru zabytków kamienicę przy Klonowica 19 (autorstwa firmy Ulmer i Kaum, którzy zbudowali również większość Wilhelmstadtu). Nomen omen – siedziba firmy Ulmer i Kaum, czyli piękna willa w stylu szwajcarskim przy Sosie Chełmińskiej 49 jest wykwaterowywana przez… ZGM.
Konserwatorzy zagryzają zęby, a katalog powierzchni reklamowych nadal znajduje się na stronie Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej – w niezmienionej formie.
Gwiżdż Janina
17 kwietnia 2019 @ 11:26
Artykuł w punkt. Podmioty samorządowe, które mają dbać o jakość przestrzeni miejskiej, pozostają w konflikcie interesów, bo same zarabiają na handlu toksyczną brzydotą. Poza tym, bądźmy realistami, miejskie vipy zapewne w większości całkiem szczerze uważają, że reklamowe płachty, stojaki i bannery żadnej szkody nie wyrządzają, a pieniądze są właściwie za nic, bez nakładów, wystarczy udostępnić ścianę czy ogrodzenie. Po prostu złoty interes dla wszystkich.
Nawiasem mówiąc, pod tekstem wyświetliła mi się koszmarna, różowa reklama jakichś parszywych „pożyczek od ręki”, w dodatku z dubeltowym błędem („do 15000 tyś”). Ot, taki nieoczekiwany, ironiczny kontekst…