Którą wstęgę wybrać? [FELIETON]
Przecieram oczy i uszy ze zdumienia, kiedy rozmawiam (ewentualnie podsłuchuję rozmowy) na temat budowy Centrum Festiwalowego Camerimage. Oficjalnie każdy, kto ma coś w Toruniu do powiedzenia, jest za. Nieoficjalnie – wygląda, jakby większość była przeciw. Z mównic i do mikrofonów padają zapewnienia, że inwestycja jest dla miasta wielką szansą – nie tylko na szybki rozwój, ale i wzrost prestiżu. Gdy jednak można już rozpiąć marynarkę i poluzować krawat, słychać argumenty, że Torunia na taki wydatek obecnie po prostu nie stać. A jeśli jednak stać, to można by te pieniądze spożytkować lepiej.
Trudno spierać się z którąkolwiek z tych argumentacji. Z jednej strony wszyscy pamiętają ekstazę wywoływaną przez wizyty gwiazd światowego kina, które zaprosił nad Wisłę charyzmatyczny szef Camerimage, Marek Żydowicz. Achom i ochom nie było końca, chętnych do selfików z gwiazdami nie brakowało, a i przed kamerami wielu dzielnie się wdzięczyło. Z drugiej strony, trudno nie zgodzić się z twierdzeniem, że za 200 milionów można w mieście zrobić tyle dobrego, że zabrakłoby płótna na przecinanie wstęg podczas uroczystych otwarć.
Nie zazdroszczę miejskim włodarzom. Wybiorą blask Hollywoodu czy nudne budowy chodników, parkingów i tramwajowych torów? Skusi ich wizja uczynienia Torunia polską stolicą kina, czy wybiorą trudną ścieżkę dobrych gospodarzy? Od ich decyzji będzie zależeć kierunek rozwoju Torunia na najbliższe dziesięciolecia. Będzie to wybór tym trudniejszy, że dziś nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak zmieni się świat po pandemii, bo może to, co wczoraj było ważne, jutro będzie bez znaczenia.