„Obudziłem się i ręki nie było. Zegar pokazywał godz. 19. Od wypadku minęło siedem godzin”
Największą trudność sprawiają mu czynności wymagające koordynacji dwóch rąk. Mama pomogła mu zapiąć spodnie tylko raz. – Mam 27 lat i nie wyobrażam sobie, żeby tak to miało wyglądać – mówi Wojtek, jednak, jak podkreśla, wciąż ma dwie nogi, sprawną lewą rękę i głowę. I przyjaciół, którzy zbierają dla niego pieniądze na protezę i rehabilitację. Na koncie jest już 45 tys. zł.
W dniu wypadku jechał z kolegą z Krakowa do Mielca, by spotkać się z klientem i przeprowadzić szkolenie. Siedział z przodu, na miejscu dla pasażera. Padało. Samochód jadący autostradą prawdopodobnie najechał na spływającą drogą wodę. Wystarczyła chwila, by auto straciło przyczepność, uderzając prawymi drzwiami w jadącą sąsiednim pasem ciężarówkę.
– Na szczęście lub nieszczęście, pamiętam cały wypadek – mówi Wojtek Wasilewski. – Świadomość straciłem dopiero na sali operacyjnej. Siedząc w samochodzie, widziałem, że mam rozdartą koszulę. Widziałem otwarte złamanie, jednak nie było krwi. Uderzenie adrenaliny sprawiło, że się nie wykrwawiałem. Prawa ręka była całkowicie zmiażdżona.
W trakcie tomografu zapytano go jednak, czy czuje na dłoni dotyk. Czuł. Nadzieja była jednak złudna.
– Obudziłem się i ręki nie było – wspomina. – Zegar pokazywał godz. 19. Od wypadku minęło 7 godzin. Zastanawiałem się, czy rodzice już wiedzą. Wiedzieli o wypadku. O utracie ręki dowiedzieli się ode mnie. Usłyszałem: damy radę. Zawsze dawaliśmy. Wspólnie z najbliższymi uruchomili machinę – zorganizowali mi opiekę medyczną, klinikę rehabilitacyjną i protetyków. Miałem czas, by nauczyć się pewnych rzeczy od nowa.
Ostatnie tygodnie były dla Wojtka czasem, który poświęcił sobie – wnioskował o orzecznictwo o niepełnosprawności, uczęszczał na rehabilitację, spotykał się z psychotraumatologiem i jeździł do Poznania do jednego z najlepszych protetyków w kraju. Tego samego, który protezował polskich żołnierzy rannych w misjach w Afganistanie i Iraku.
Proteza, która ułatwiłaby chłopakowi codzienne funkcjonowanie, kosztuje krocie. Jak dużo? Za sumę tę można by kupić niewielkie mieszkanie.
Ta „druga ręka” jest celem zbiórki pieniędzy zorganizowanej przez przyjaciół Wojtka – tych, których zna osobiście, a także osób, które tylko o nim słyszały. Najtańsza proteza, posiadająca mechanizm mioelektryczny, wykorzystujący sygnały elektromagnetyczne wysyłane przez napinające się mięśnie ramienia, kosztuje 44 tys. zł.
O uzbieranej dla Wojtka kwocie 45 tys. zł przyjaciele poinformowali w środę. Zbierają jednak dalej, by za te pieniądze można było nie tylko nabyć najlepszą protezę, ale też sfinansować wysokie koszty rehabilitacji.
– Nie mogę uwierzyć, że tyle osób zaangażowało się w tę pomóc – komentuje 27-latek. – Akcja zbiórki pieniędzy przerosła moje najśmielsze wyobrażenia.
Czy po wypadku coś się w życiu chłopaka zmieniło?
– Wojtek radzi sobie bohatersko – mówi jego znajomy, Damian Wiśniewski. – Nie znam drugiej osoby, która mimo wypadku nie traci wiary i wciąż działa na 100 proc. Jest to gość, który ma w sobie niewyczerpalne źródło energii. Kiedy wszyscy się o niego martwią, on potrafi zażartować, tańcząc jedną ręką „Makarenę”. Ma do siebie wielki dystans i wciąż zaraża nas śmiechem.
Wieloletni członek samorządu studenckiego i Radia Sfera, choć pochodzi z Węgorzewa, wciąż do miasta Kopernika powraca. Tu zostawił kawał swojego życia i wspaniałych przyjaciół.
– Cenię sobie obecność drugiego człowieka – mówi. – Jestem szczęśliwy, że wciąż chcą się ze mną widywać, wyciągając na pogaduchy. I za to, co dla mnie robią, mam okazję im podziękować.
Licytacje na rzecz Wojtka Wasilewskiego organizowane są na portalu społecznościowym Facebook, na fanpage’u „Pomagam bo Lubię – Licytacje dla Wojtka Wasilewskiego”.