Postprawda znaczy kłamstwo [FELIETON]
Żyjemy w świecie synonimów, metafor, sugestii. Tylko kiedyś, dawno temu, używano innych określeń – prawda i kłamstwo. Dziś manipulacja stała się sednem polityki.
Churchill potrafił stanąć przed mikrofonem i powiedzieć, że jego pobratymców czeka pot, krew i łzy. Nasz premier pewnie powiedziałby, że czeka nas honor, chwała i zbawienie. Subtelna różnica. Ale moim zdaniem istotna.
Dziś kłamstwo podane w ładnym opakowaniu staje się receptą na sukces. Zbudujmy metro niczym w Sofii, co tam, że jednocześnie zlikwidowano inne środki komunikacji, rozdaliśmy miliony dzieciom, co tam, że ich rodzice w międzyczasie zostali prezesami spółek energetycznych. Wszystko nagle robi się względne.
Przed wyborami to była kradzież i żerowanie, teraz to nam się należało. Wychodzi, że Einstein miał rację nawet w sferze publicznej. Polityka to sztuka rządzenia według Arystotelesa. Dziś to sztuka omamiania.
Fascynujące, ile metafor, synonimów potrafimy użyć, by uzasadnić nawet największe przekupstwo w dziejach nowożytnej historii. Dziś wystarczy współpracować z rządem, żeby dostać mieszkanie plus, a za chwilę pewnie – szpital plus, szkołę plus, drogi plus, nawet siłownię plenerową plus. A co, jeśli samorządowcy i mieszkańcy mają inną wizję swojego podwórka? A może wolą pieniądze wydawać na mało efektowne, ale bardziej potrzebne sprawy. Jakim cudem z perspektywy Warszawy miałoby być widać wszystko lepiej.
Czekają nas kolejne wybory, tym razem w erze kłamstwa, zwanego postprawdą. Czas, gdy my – wyborcy – powinniśmy bardzo dokładnie przyglądać się temu, co nam opowiadają politycy; ba, nawet zerkać, kogo w rzeczywistości reprezentują.
Czytając między wierszami, szukajmy prawdziwych motywów działania. Ale najważniejsze: słuchajmy z uwagą tego, co mówią kandydaci. Sprawdzajmy każdy podawany „postfakt”. A jak przyjdzie czas, to zagrajmy z politykami w grę „prawda albo psikus”. Jak nie będą nam mówili prawdy, spłatajmy im psikusa. Mówiąc „nie” nad urną.