„Prawo karne moją miłością”. O pracy adwokata opowiada Natalia Daśko
Na co dzień prowadzi zajęcia ze studentami Wydziału Prawa i Administracji UMK. Nauczanie łączy z pracą adwokata. Działając aktywnie jako obrońca, przeciera szlak własnej, szybko rozwijającej się karierze. O miłości do prawa i o tym, jak teoria miesza się z praktyką, rozmawiamy z dr Natalią Daśko.
Przygotowując się do tej rozmowy, zacząłem od małego rozeznania wśród pani studentów. Zgadnie pani, jakie było najczęstsze słowo, które pojawiało się w odpowiedziach?
Ostra? Wymagająca?
Ambitna.
Jestem ambitna i tego nie ukrywam. Czasem mi to przeszkadza, bo chcę wszystko zrobić jak najlepiej.
Pani nie tylko przekazuje studentom swoją wiedzę, ale także działa aktywnie jako prawnik. Łatwo to połączyć?
Łatwo nie jest ze względu na czas. Pracując i na uczelni, i w praktyce, właściwie nie mam czasu wolnego. Cały czas jestem w pracy. Uważam jednak, że to jest bardzo duża wartość dodana, również dla moich studentów. Jak poznaje się jakąś materię nie tylko ze strony literatury przedmiotu, ale również przerobi to w praktyce w swoich sprawach, to to, co mogę później przekazać moim studentom, nie jest suchą informacją, ale ma aspekt praktyczny i myślę, że to jest duży plus.
Widzi pani, że studenci czerpią z tej wiedzy praktycznej?
Studenci przychodzą czasem na moje rozprawy, interesują się sprawami, które prowadzę, pytają o nie, pytają, dlaczego ja albo prokurator podejmujemy takie, a nie inne działania. To ich interesuje, a w pewien sposób nawet inspiruje i pomaga w wyborze swojej własnej ścieżki zawodowej. Myślę, że doceniają ten aspekt praktyczny.
Sam też miałem okazję być ostatnio na ogłoszeniu wyroku w jednej z najgłośniejszych spraw w ostatnim czasie w Toruniu. Chodzi o morderstwo przy ul. Czarlińskiego. Pracowała pani przy tej sprawie. Jakie to uczucie bronić kogoś oskarżonego o tak brutalną zbrodnię?
Tłumaczę sobie to w ten sposób i zawsze w takim przekonaniu tę pracę wykonuję, że niezależnie od wszystkiego każdy zasługuje na obronę, ponieważ sprawa nigdy nie jest czarno-biała. Jeśli nawet sama zbrodnia jest bardziej czarna niż biała, to osobowość sprawcy nigdy nie jest jednoznaczna. Są różne okoliczności, które świadczą i na korzyść, i na niekorzyść. Rolą adwokata jest świadczyć jak najlepszą obronę takiej osobie. Rolą prokuratora jest najczęściej żądać jak najwyższego wymiaru kary. To sąd bierze odpowiedzialność, to sędzia będzie ważył argumenty obrony i argumenty oskarżenia, i to w sumieniu sędziego trzeba się zmierzyć z najtrudniejszym pytaniem.
Łatwo jest się przygotować do obrony w takich sprawach?
To na pewno nie jest praca dla każdego. To też mówię moim studentom, że prawo karne nie jest dla każdego. To trzeba lubić. Mam wielu kolegów, radców czy adwokatów, którzy unikają spraw karnych jak ognia, bo uważają, że ich sumienie nie pozwalałoby bronić osoby, która jest oskarżona o bardzo ciężkie przestępstwa. Czasem sam materiał aktowy jest bardzo trudny, kiedy czyta się zeznania rodziny ofiary, kiedy trzeba się z tymi ludźmi spotkać w sądzie, spojrzeć na nich, porozmawiać. Nie każdy też rozumie, jaka jest rola obrońcy, więc można się spotkać czasem z przykrą reakcją. Na pewno to nie jest dla każdego. Wielu moich znajomych mówi, że nigdy by nie mogło gwałciciela, pedofila czy zabójcy bronić, ale w tym aspekcie nie mam takiego problemu. Prawo karne jest moją miłością największą i zawsze wiedziałam, że chcę taki zawód wykonywać. Ale trzeba też znaleźć sobie jakiś punkt w życiu, żeby się odstresować, odreagować, bo nie można o tym myśleć bez przerwy. To bywa naprawdę ciężkie.
Czy tym punktem jest na przykład praca na uczelni?
Na przykład. Kontakt ze studentami, których sobie bardzo cenię. Uwielbiam pracę naukową i dydaktyczną. Ale też sport.
Wysiłek fizyczny jest dobrym sposobem na odreagowanie?
Tak. Dużo wysiłku fizycznego.
Czy spotkała się pani wcześniej z sytuacją, że rodzina miała do pani pretensje?
Z jakąś straszną sytuacją się jeszcze nie spotkałam, czy mocno nieprzyjemną. Natomiast pewną atmosferę da się odczuć. Nie każdy potrafi zrozumieć, że rolą obrońcy jest bronienie, albo że spraw z urzędu się nie wybiera. To nie zawsze jest takie proste. Trudno się dziwić rodzinie, która przeżyła wielką tragedię, przeżyła traumę, że nie patrzy sympatycznie na kogoś, kto broni osobę, która skrzywdziła najbliższych. W zbrodni, na której ogłoszeniu wyroku pan był, atmosfera była na tyle gorąca, że sąd zdecydował w pewnym momencie o wyłączeniu jawności. Proces był pod nadzorem antyterrorystów. Ale osobiście się nie spotkałam w tym wypadku z niczym nieprzyjemnym. Da się odczuć taką atmosferę w niektórych sprawach, co jest zrozumiałe. Nie mam tutaj zupełnie pretensji, bo myślę, że będąc na miejscu rodziny, czułabym podobne emocje.
A czy zdarza się pani wracać myślami do sprawy już po jej zakończeniu?
Traktuję wszystkie swoje sprawy bardzo poważnie. Niektóre sprawy być może nie zasługują na aż taką uwagę i skupienie, szczególnie jakieś małe wykroczenia, ale dla mnie każdy klient jest ważny. Wiem, że ten człowiek powierza mi swoje życie, bo odpowiedzialność karna to ta najdotkliwsza odpowiedzialność, która może człowieka spotkać. Dlatego przejmuję się tymi sprawami i dużo o nich myślę.
Czy argumenty, których pani używa w sądzie, pokrywają się z tym, co pani naprawdę myśli?
Nie zawsze. Czasem występuję w sprawie, w której utożsamiam się, identyfikuję i wiem, że mam rację na gruncie przepisów, wiem, że to, co przedstawiam, jest zgodne z prawdą i nie mam żadnych wątpliwości. A czasem występuję w sprawie, gdzie wiem, że wersja, którą przedstawił mi klient, jest trochę inna niż w rzeczywistości, trochę inny jest materiał dowodowy, ale wybieram najkorzystniejszy sposób obrony i nie ma dla mnie znaczenia, czy wierzę klientowi, czy nie wierzę. Muszę go po prostu bronić, takimi narzędziami, jakimi dysponuję. To, że czasem moje wewnętrzne przekonanie jest inne, nie ma znaczenia dla jakości mojej pracy. Kiedyś, gdy zaczynałam swoją przygodę z aplikacją, mój patron zapytał mnie, czy już się zastanowiłam, czy będę pytać klienta, czy jest winny, czy niewinny. Przemyślałam to i stwierdziłam, że nie będę pytać, na co on powiedział, że to jest najwłaściwsza droga. Dla adwokata nie ma znaczenia, winny czy niewinny – musi bronić jak najlepiej potrafi.
Czy to łatwe, tak odciąć swoje prywatne przemyślenia?
To jest kwestia profesjonalizmu. Na pewno nie jest to bardzo łatwe, ale droga adwokata jest długa. To są pięcioletnie studia, trzyletnia aplikacja. Jesteśmy przygotowani do tego zawodu i myślę, że da się to wypracować.
Broni pani takich osób i zaraz potem jedzie na uniwersytet i ma kontakt ze studentami. To bardzo duży rozstrzał.
Bardzo duży i wtedy przyjeżdżam z dużym uśmiechem. Jest to inny komfort pracy, mniejszy stres. Praca obrońcy jest bardzo stresująca, praca na uniwersytecie jest dla mnie przyjemnością. Tak, to jest duża różnica.
Co jest łatwiejsze? Praca w sądzie czy na uniwersytecie?
To zupełnie inny rodzaj pracy. Trudno powiedzieć, czy to da się porównać w tych kategoriach. Jedna i druga jest bardzo inspirująca, jedna i druga wymaga wiele przygotowań. Patrząc z boku, może się wydawać, że praca na uniwersytecie to „przyjdzie, poprowadzi zajęcia i pójdzie”. Ale do tych zajęć naprawdę trzeba się przygotować. Studenci prawa są studentami wymagającymi, którzy zadają dużo mądrych pytań i trzeba im odpowiadać w odpowiedni sposób. A do tego trzeba mieć odpowiednią wiedzę, więc trzeba być oczytanym, przygotowanym i pracować naukowo, czyli pisać jak najwięcej. Natomiast praca w sądzie jest bardziej stresująca, bardziej odpowiedzialna i też wymaga bardzo wielu przygotowań. Może się wydawać, że adwokat przyjdzie na kilkugodzinny proces, powie dziesięć zdań, a poza tym siedzi i patrzy. Ale żeby powiedzieć dziesięć mądrych zdań, czasem trzeba bardzo dużo czasu spędzić na przygotowaniach.
Lubi pani określenie „adwokat diabła”?
„Adwokat diabła” to jedna z moich ulubionych książek i jeden z moich ulubionych filmów, z jednym z moich ulubionych aktorów, Alem Pacino.
Uważa się pani za autorytet dla studentów?
Na autorytet jestem za młoda, zdecydowanie. Myślę, że studenci za autorytety uważają raczej uznanych profesorów, z dużym doświadczeniem i dużym dorobkiem, chociaż o to trzeba by spytać ich. Ja siebie nie uważam za autorytet. Dopuszczam możliwość, że mogę się mylić, w prawie są różne opinie, różne stanowiska, ale nie traktuję się nigdy jako wyznacznik.