Ratują stare kamienice. Kim są Katarzyna i Małgorzata Janas?
Gdy leje się na głowę, na strychu gromadzą się gołębie, a zarządca nie odbiera telefonów, wiadomym jest, że dom jest w kryzysie. Takie najczęściej trafiają pod skrzydła rodzinnej firmy Janasowie Nieruchomości Sp. z o.o.
Budynki popadające w ruinę, wspólnoty z zagmatwanymi sytuacjami prawnymi,, a nawet budynki, które formalnie… nie istniały w rękach mamy i córki – Katarzyny i Małgorzaty Janas pięknieją. Świadczy o tym nie tylko Mostowa 6 – oczko w głowie Małgorzaty.
-Zrobiliśmy już gaz, kosztorys na dach, przeglądy kominów, piony, izolację pionową… – do tego języka trzeba się przyzwyczaić rozmawiając z Małgorzatą. Córka chociaż skończyła studia artystyczne, rzuca budowlanym slangiem z równą wprawą, co organizuje wydarzenia artystyczne w kawiarni PERS.
To historia “Starej Babci” jest tą najlepiej znaną w Toruniu. Potrójna kamienica prywatna o ogromnej wartości zabytkowej, po wojnie zasiedlona lokatorami z kwaterunku, brak środków na remonty, pożar w lokalu i dziesięciolecie w totalnej ruinie. Wtem – pojawia się młoda specjalistka od nieruchomości, zakłada z przyjaciółmi fundację i… z archiwum wyciąga 200 tysięcy “na dobry początek”.
-Faktycznie, z archiwum. – przyznaje Małgorzata. – Bank Gospodarstwa Krajowego może przyznać premię kompensacyjną właścicielowi za okres, kiedy w jego kamienicy mieszkali lokatorzy z tzw. “kwaterunku”. Właściciel prywatny nie mógł wówczas pobierać takich czynszów, jakie sobie zaplanował, tylko takie, na jakie pozwalało państwo. Najczęściej takie budynki popadały w ruinę na skutek braku środków na remonty. Dziś, żeby uzyskać odszkodowanie trzeba, niestety, udokumentować okres zamieszkiwania takich osób. Spędziłam sporo czasu w miejskim archiwum i udało się to w dużej części udowodnić.
Na Mostowej 6 powstała społeczna kawiarnia PERS, dzieją się wystawy, warsztaty, kręcą artyści, a kamienica jest systematycznie remontowana. Najpierw gruntownie przebadali ją historycy sztuki i konserwatorzy, potem fundacji udało się uzyskać dofinansowanie do naprawy dachów, elewacji, a teraz utworzenie i wyremontowanie biura dla jednego z projektów rewitalizacyjnych. Historia od zera – do bohatera. Skąd ta dodatkowa działalność?
-Małgosia chyba potrzebowała czegoś swojego. – mówi Katarzyna Janas. – Tutaj zaczęła pracować, gdy kończyła studia. Po dziesięciu latach u nas nabrała doświadczenia i chyba już rutyny. Chciała czegoś więcej, jakiegoś pomysłu na siebie. No to wymyśliła “Starą Babcię” – śmieje się mama.
Rodzinna firma powstała nieco przypadkiem. Po przemianach ustrojowych seniorka pracowała w urzędzie rejonowym, gdzie zajmowała się nieruchomościami, które podlegały decyzjom zwrotowym, a po godzinach pracowała jako rzeczoznawca. Po przejściu do magistratu stanęła przed trudnym wyborem – pozostać urzędnikiem czy pełnoetatowym przedsiębiorcą.
-Nie chciałam już tak pracować i ciągnąć wszystkiego na dwa etaty – wspomina Katarzyna. – Odchodziłam w 2003 roku z takim pomysłem, że będę dalej robić wyceny i zajmę się jedną-dwiema wspólnotami. Szybko się okazało, że nie można wykonywać dobrze obydwu tych zawodów. Jedną z pierwszych wspólnot wspominam ze szczególnym sentymentem. To był blok przy ul. Lindego, którym zresztą opiekujemy się do dziś. Początki nie były łatwe… Dziś mamy pod opieką niemal 70 wspólnot i zatrudniamy 12 pracowników. Większość ludzi trafia do nas za sprawą “marketingu szeptanego”, poleceń bo „ktoś widział dobrze zrobiony remont”, „ktoś komuś polecił naszą firmę”. Dziś powoli zamykamy listę “naszych” adresów. Stawiamy na jakość, a nie na ilość i chcemy ją utrzymać na wysokim poziomie.
Zapytałam o najtrudniejsze przypadki w karierze siłaczek – w końcu są specjalistkami od spraw beznadziejnych.
-Poza Mostową najtrudniejszy przypadek to były “Inflanty” – mówi z przymrużeniem oka Małgorzata. – Przyszli do mnie ludzie, którzy chyba do dziś nie rozumieją do końca, co dla nich udało się zrobić. To był niewielki dom z ośmioma mieszkaniami, który pierwotnie stał na dużej działce, częściowo niezabudowanej. Działkę podzielono i przez pomyłkę czy przypadek notariuszka część mieszkań ulokowała w księdze wieczystej tej niezabudowanej części. Właściciele w jednej sekundzie przestali być właścicielami swoich mieszkań. Dlatego właśnie “Inflanty”.
-Mnie już nic nie jest w stanie zdziwić – mówi Katarzyna. – Przejęliśmy ostatnio budynek mieszkalny zaadaptowany z… komunistycznego biurowca. Okazało się, że tam nie ma żadnych indywidualnych przyłączy, wody, prądu, ciepła, nie ma gazu, a ogrzewanie idzie z olejowej kotłowni. Część lokali pusta, ogromne koszty za podgrzanie wody i rozżaleni ludzie. Najtrudniejszy we wspólnocie jest moment remontu. To żadna sztuka zbudować dom czy odnowić pustą kamienicę. Prace budowlane tam, gdzie mieszkają ludzie są bardzo trudne i powodują ogromne emocje i trudności. Polscy wykonawcy są zresztą bardzo niedokładni i niechlujni. Jakość kosztuje, a firma remontowa musi być sprawdzona. Takie też staramy się polecać i z nimi współpracować.
Firmy – zarządcy w Toruniu są najróżniejsi. Od takich z cyfrową księgowością, po takie, gdzie komputery robią za podstawkę pod dokumenty. Moje odwiedziny w jednej z takich firm wyglądały jak film Barei. Akta nieruchomości w biurze zajmowały całą wolną przestrzeń ułożone alfabetycznie na podłodze: Antczaka pod drzwiami wejściowymi, a Żółkiewskiego po skosie w kącie. Lokal firmy Janasowie wygląda zupełnie inaczej. A właściwie to nie do końca wiadomo, jak wygląda, bo cały budynek jest ciasno opleciony winobluszczem, a gdy intensywniej zarasta, trudno znaleźć drzwi. Co wewnątrz? Wkrótce księgowość wdroży płatności masowe co usprawni system rozliczeń ze wspólnotą. Klienci od dawna mają do dyspozycji internetowy formularz do szybkiego zgłaszania usterek, zgłaszania stanu liczników i kartotekę mieszkańca. Nietrudno zgadnąć, że i budynek, gdzie mieści się firma z dna wyciągnęły dwie siłaczki.
-Jedną z naszych wzorcowych wspólnot jest Mickiewicza 62 – mówi Katarzyna Janas. – Jest po kapitalnym remoncie z premią z Banku Gospodarstwa Krajowego. Udało się sprzedać strychy, co dało wkład własny. Zarządzamy tą nieruchomością już ponad dekadę, a dziś na podwórku zamiast garaży jest zieleń…
Sprawdziłam. Dość powiedzieć, że na klatce schodowej miałam ochotę zdjąć buty i iść w skarpetkach. Tamten adres z pewnością stanowi powód do dumy dla mieszkańców i zarządcy. Zwiedziłam również kilka innych nieruchomości zarządzanych przez nasze bohaterki. Jedną z nich obserwowałam z zazdrością od pięciu lat nieświadoma, że wypiękniała na mocy… wyroku sądowego. Jeśli właściciel budynku lub dotychczasowy zarządca działa na szkodę wspólnoty lub nieruchomości, można go zmienić, idąc do sądu. Mój obiekt westchnień dzięki temu przeszedł remont elewacji, klatek schodowych, drzwi wejściowych, a na końcu zyskał ogródek. Na innej kamienicy dzięki dotacji odremontowano niezwykle ciekawy napis jeszcze sprzed I wojny światowej, kolejna błyszczy się w stronę ogródka powstałego dzięki dotacji Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska. Nie zawsze jednak jest łatwo. Ta praca wymaga kontaktu z ludźmi, co z pewnością jest czynnikiem wypalającym.
-Ludzie są różni, niektórzy bardziej szczegółowi, drobiazgowi i ich zdanie też trzeba uszanować – mówi Katarzyna Janas. – Staram się ludzi rozumieć. Czasami są trudne sytuacje, w których nie można używać rozwiązań siłowych. Trzeba rozmawiać, ale czasami się po prostu nie da. Chyba jako pierwsi w Toruniu otworzyliśmy i uprzątnęliśmy lokal zbieracza. Teraz już się o tym mówi, że to jest poważna choroba i sprząta się te mieszkania, ale kilka lat temu to było nie do pomyślenia. Moment otwarcia w asyście policji był niezapomniany. Podłogę można było zobaczyć tylko przy drzwiach, a dalej szło się ścieżką między śmieciami… pod górkę. Tak było we wszystkich pokojach pod sam sufit czterometrowego mieszkania. Udało się nam skorzystać z przepisu dla wspólnot, który mówi, że zarządca może wejść do lokalu bez zgody właściciela, gdy dochodzi do wycieku z instalacji. Tam, niestety lub na szczęście, szczury przegryzły rury od kanalizacji…
Jaki jest najgorszy sezon w roku dla zarządcy? Nie trzeba być geniuszem, żeby odgadnąć, że koniec lutego i marzec, gdy wspólnoty mają zebrania roczne. Statystyczny zarządca przeżywa wtedy spadek energii po spotkaniu się z przedstawicielami pełnego spektrum polskiego społeczeństwa. Jesteśmy trudnymi klientami, bo bardzo lubimy narzekać. Małgorzata przeżywa wówczas ciężki okres i miewa w sobie tyle energii co czarna dziura.
-Ja jestem odporna psychicznie – mówi Katarzyna Janas – Nie przejmuję się tak i nie przeżywam. Małgosia inaczej. Nie raz chce zrobić więcej niż wymagają od niej ludzie, przepracowuje się.
-A kto mnie tego nauczył? – odcina się córka. – Żeby nie było wątpliwości, to byłaś ty! I kto tu co rok odkłada przejście na emeryturę? – śmieje się Gosia.
A.
6 września 2019 @ 16:31
Kobiety rakiety! <3