Samorządy na skraju [FELIETON]
Generalnie pisać o finansach jest trudno. Pisać o finansach zrozumiale i interesująco to rzecz prawie niemożliwa. Zbliżamy się jednak do czasu, kiedy zwyczajowo przygotowujemy się do przyjęcia budżetu na rok następny. Tym razem nie ma co mówić o optymizmie, nie ma z czego się cieszyć. Choć pierwsze założenia nie pokazują jakieś wielkiej tragedii, to jednak widać po dochodach miasta i środkach przeznaczonych na inwestycje, że mamy zadyszkę. Zadyszkę bynajmniej niezawinioną przez prezydenta, urzędników czy radnych. To efekt zmian w podatku PIT – obniżka spowodowała mniejsze wpływy do budżetu miasta – i ciągle rosnącymi kosztami utrzymania szkół. Pomysły rządu PiS musi ktoś finansować. Zapłacą za nie zwykli obywatele i samorządy, bo tak się kończy wyborcze rozdawnictwo. W Toruniu jeszcze nie jest tak źle, ale coraz częściej słyszymy o tym, że kolejne miasta decydują się na podwyżki usług komunalnych, w tym np. biletów komunikacji miejskiej, opłat za wodę czy wywóz śmieci.
Co będzie w latach następnych? W najlepszym przypadku bez zmian, ale realnie grozi nam zastój inwestycyjny i ciułanie samorządów na utrzymanie się na tzw. powierzchni płynnego funkcjonowania. Czyli płacenie rat kredytów za poprzednie inwestycje, pokrywanie kosztów komunikacji publicznej, remonty i utrzymanie dróg, bez dużych inwestycji. To wszystko.
PiS nigdy nie miał ciągot i sympatii względem samorządów. Brak ze strony rządu pomysłów na rekompensaty dla coraz bardziej zadłużonych miast i miasteczek to fatalny sygnał.
A premier ostatnio poradził samorządom, żeby zamiast narzekać na fatalną sytuację finansową zredukowały stan zatrudnienia w urzędach… Ręce opadają, jak bardzo rządzący nie rozumieją Polski samorządnej, nie rozumieją demokracji i obiegu pieniądza.