Semper Fidelis [FELIETON]
Polska polityka zagraniczna i histo-hagiografia są pełne bon motów, moralnych zwycięstw, uniesień, wierności po grób i wiary w sojusze. Bo nasze sojusze są pewne jak porozumienia w Jastrzębiu, cytując bohatera „Alternatywy 4”.
Na świecie jest kilka narodów o podobnej historii i sytuacji politycznej. Jeden z nich jest szczególnie nam bliski. Wielkością, historią i postawą. Kurdowie są Polakami Bliskiego Wschodu. Rozdarci między trzy kraje marzą o swoim państwie. Wybierając sojusznika, walczą za niego do końca. Niczym polscy szwoleżerzy u boku Napoleona. Zawsze na wezwanie sojusznika, mimo kolejnych zdrad i oszustw.
Dziś po raz kolejny Kurdowie zostali oszukani. W 1991 r. zostali wystawieni na rzeź prowadzoną przez Chemicznego Alego, dziś znów z dnia na dzień zostali porzuceni. Bohaterowie walki z Państwem Islamskim zostali wystawieni na pastwę swojego największego przeciwnika – Turcji. Analogii z polskiej historii mamy aż nadto. Mając perspektywę bombardowań i ofensywy członka NATO, Kurdowie poddali się dyktatorowi al-Asadowi i Rosjanom. Wybór między dżumą a cholerą, który zostawił Kurdom wielki przyjaciel Polski – Trump.
Ale nasze sojusze są podparte długoletnią współpracą. W końcu Kurdowie nie pomogli Ameryce w czasie II wojny światowej (notabene to nieprawda), a my walczymy za nich od wojny o ich niepodległość. Chwała Bogu za Pułaskiego i Kościuszkę!
Geopolityka daje nam właśnie wspaniałą lekcję, jak łaska silnego na pstrym koniu jeździ. Sojusze buduje się na wspólnocie interesów, nie na emocjach. Nasze interesy są tu. W Europie.
A opuszczenie Kurdów to więcej niż zbrodnia – to błąd. Dlatego, czytelniku, liczę, że na pytanie, kogo popierasz w tym konflikcie, odpowiesz – dzielne kurdyjskie dziewczyny z Rożawy.