Takie dyktando pisali pracownicy samorządowi. Zobaczcie, czy dalibyście radę [PEŁNA TREŚĆ]
W urzędzie marszałkowskim pracownicy samorządowi pisali wczoraj dyktando. W ten sposób uczcili Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego. Kto okazał się najlepszy?
Podczas dorocznego sprawdzianu odbyło się nie tylko dyktando, ale również warsztaty językowo-stylistyczne. Tym razem najlepiej poradzili sobie: Andrzej Dembowski z Urzędu Miasta Torunia, Anna Tatarzycka-Ślęk z Książnicy Kopernikańskiej oraz Magdalena Burdziej z Departamentu Współpracy Międzynarodowej Urzędu Marszałkowskiego.
Dyktando zostało zorganizowane po raz szósty. Patronat nad konkursem objął przewodniczący sejmiku województwa Ryszard Bober.
W tym roku tekst dyktanda oraz warsztaty przygotował dr hab. Rafał Zimny, prof. Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Pomogli mu je sprawdzić dr Monika Peplińska oraz dr Krzysztof Kołatka.
To już trzecie dyktando dla samorządowców jego autorstwa. W 2014 r. ułożył pełną humoru historię podróży lekarza chirurga z województwa zachodniopomorskiego pt. „Miniwojaż sfanatyzowanego obieżyświata”, a w 2017 roku zredagował „Minipółdekalog dwudziestopierwszowiecznego superurzędnika”, w którym radzi urzędnikom nieustanne dążenie do zhumanizowania relacji z obywatelami.
Oto pełna treść dyktanda ułożonego przez dr. hab. Rafała Zimnego, prof. UKW:
Pół historyczny, pół patriotyczny miniwykład na 100-lecie powstania wielkopolskiego
Przed niemalże stuipółleciem w niespełna 160-tysięcznym podówczas Poznaniu, w tużpoświąteczny mżysty późnogrudniowy dzień, gruchnęła samorzutna narodowowyzwoleńcza irredenta, wywołana ultraentuzjastyczną oracją maestro Paderewskiego wygłoszoną z loggi hotelu Bazar nieledwie przed pół dobą.
Pierwszoplanową przyczyną wybuchu powstania było to, że nie dalej niż trzy-cztery miesiące wcześniej zhakatyzowane Cesarstwo Niemieckie, wieloletni ciemiężca prapolskich Wielkopolan, zaczęło niedomagać wskutek czy to nieodniesionych pod Verdun czy Ypres wiktorii, czy to nie najchwalebniejszych pyrrusowych zwycięstw w innych, nie lada barbarzyńskich, bitwach. Zza geopolitycznego horyzontu wychynęła wonczas nareszcie niebłaha mikroiskierka nadziei na pożądane przez współrodaków zarówno z Białostocczyzny, jak i Wielkopolski oraz ziemi kujawskiej co najmniej od czasów krótko postanisławowskich niezależne i pełnoprawne polskie rządy w pałacu Belweder.
Któż by bowiem ważył się, wspośród wszechobecnego chaosu i harmidru, gdy trwała jeszcze w pełni hekatomba megawojny rozżarzającej żagwie międzynarodowych niesnasek wzdłuż i wszerz całej Ziemi, roić na wpół fantasmagoryczne mrzonki o tym, że tzw. piłsudczyzna oraz hiperkorzystne dla ogółu tegocześnych Polaków, a nawet super-Polaków, rozstrzygnięcie traktatu wersalskiego wkrótce staną się państwowotwórczym zalążkiem przyszłej, dziś nieco ponadstuletniej, prawnoustrojowej historii już niepodważalnie niezawisłej Rzeczpospolitej Polskiej?
No i w końcu tymże pragnieniom, do niedawna w ogóle niewyobrażalnym, niepohamowany wicher historii uczynił zadość – ekszaborcy, jeszcze przed ćwierćwieczem zrzeszeni czy to w przemocnym trójprzymierzu, czy też w niej mniej potężnej entencie, ustąpili wpierw bezzwłocznie z ziem niegdysiejszej Kongresówki oraz Kresów Wschodnich. Niemniej jednak dawna pruska Provinz Posen, obejmujące m.in. rejencję bydgoską, stałą się województwem poznańskim nowo narodzonej Polski dopiero na skutek heroicznych nierzadko walk powstańczych, toczonych w podłuż i w poprzek dawnego Wielkiego Księstwa Poznańskiego, oraz nader chwalebnego dowództwa naczelnego wodza powstania wielkopolskiego, gen. Dowbora-Muśnickiego.
Tataranka
23 lutego 2019 @ 21:10
Dałam radę; byłam druga, a pisałam pierwszy raz.
Anna Tatarzycka-Ślęk