„Zmiana jednego elementu w systemie zmienia cały system” [WYWIAD]
O tym, jak unowocześniać polską szkołę, rozmawiamy z Anną Jurewicz, trenerką z 20-letnim doświadczeniem z Centrum Doskonalenia Nauczycieli „Razem Lepiej”
Skąd potrzeba, żeby uczyć nauczycieli?
Może nieco górnolotnie, ale jest to dla mnie pewna misja. Uważam, że od tego, jak pracują nauczyciele i jak funkcjonuje szkoła, zależy przyszłość naszego państwa. Zazwyczaj uczymy się aż przez 12 lat. Przez ten czas kształtują się nasze postawy i przekonania. Warto wiedzieć, że model szkoły XIX-wiecznej, pruskiej nadal funkcjonuje w niezmienionej postaci w większości placówek oświaty w Polsce. Oczywiście nie we wszystkich, bo pracując z nauczycielami widzę, że wielu z nich chce pracować inaczej i pracuje inaczej.
Mamy aż dwa wieki opóźnienia?
Trochę tak. Chcemy powielać model takiej szkoły, do której sami chodziliśmy. Innego nie znamy. Żeby go zmienić, potrzeba świadomej refleksji i gotowości do zmian. Wiem, że nauczyciele działają z pozytywną intencją. Chcą dobrze i są naprawdę zaangażowani w swoją pracę, ale model, który poznali, chodząc do szkoły, po prostu jest już nieaktualny.
Gdy nauczyciel nie będzie miał tej świadomości, to w sytuacji stresowej krzyknie odruchowo „Kowalski, do ławki!”.
Tak, a do tego dochodzi brak systemu kształcenia nauczycieli. Kiedyś mieliśmy licea pedagogiczne, studia nauczycielskie, gdzie przygotowywano do wykonywania zawodu. Dzisiaj poza pedagogiką dla nauczycieli edukacji wczesnoszkolnej (i to jest najlepiej przygotowana do pracy grupa), właściwie ich nie uczymy. „Przedmiotowcy” kończą studia uniwersyteckie i półtoraroczny kurs pedagogiczny. Tam, mówiąc najprościej, nie ma przestrzeni dla praktyki, która pozwoliłaby nabyć nowe nawyki.
Mam gdzieś swój dzienniczek praktyk. Jest w nim uwaga, że lekcje bardzo ciekawe, ale najważniejsza podstawa programowa…
O niej mówię, że jeżeli coś jest naprawdę ważne w naszym życiu, to nie zmieniamy tego co trzy lata. Czy podstawa programowa naprawdę jest tak istotna? Na pewno jest przeładowana, wróciła do XIX-wiecznych lektur na języku polskim, z większości przedmiotów ma dużo wiedzy, która jest właściwie nikomu niepotrzebna. Po ukończeniu szkoły idziemy do pracy – po co nam wiedza na temat imiesłowu przymiotnikowego? W epoce Google’a i smartfonów wiedza tzw. zimna, czyli to, co można przeczytać, jest bardzo łatwo osiągalna. Szkoła w tym układzie powinna się koncentrować na kształceniu umiejętności i kompetencji.
Czy młodzież poradzi sobie w takim systemie? Uczniowie mają dziś w sobie taką wyuczoną bezradność.
Kluczem jest przeniesienie odpowiedzialności za uczenie się na ucznia. Trzeba przestać być nauczycielem dyrektywnym, mówiącym uczniowi, co i jak ma zrobić, narzucającym jedno słuszne rozwiązanie. Skupmy się na komunikacie: „Powiem ci, czego masz się nauczyć, zaciekawię, pokażę, jakie elementy na to się składają, ale to ty sam musisz chcieć się tego nauczyć”. Uczenie się jest przecież podstawową funkcją naszego mózgu i robimy to w sposób naturalny. Tradycyjny model nauczania, który zakłada, że wszyscy robią to samo i w tym samym czasie, a także zwykła nuda zabijają uczenie się. Każdy człowiek jest inny, ma swoje predyspozycje i tempo rozwoju, dlatego potrzebujemy lekcji, które dają szansę uczenia się zgodnie ze swoimi możliwościami.
Zdarza się brak zrozumienia ze strony rodziców dla takiej indywidualizacji. Mówią: „Moje dziecko nie będzie traciło z powodu słabszego”.
Dobrze rozumiana indywidualizacja pozwala dzieciom, które uczą się szybciej, wiele zyskać. Tacy uczniowie mogą wykonać szybko zadania czy ćwiczenia, ale potem czekają na nie już następne. Prawidłowo zorganizowana lekcja daje szansę wszystkim.
Pokutuje założenie, że oceny są konieczne, a nauczyciel na lekcji „ma się wysilić”.
Są szkoły, które już od kilkunastu lat wprowadzają ocenianie kształtujące, które stawiają w procesie uczenia przede wszystkim na informację zwrotną, a stopnie stawiane tam są tylko po to, żeby sprawdzić efekty uczenia się. Musimy oddzielić proces uczenia się od jego efektów. Edukowanie rodziców, którzy przecież chcą dobrze dla swoich dzieci, to też jest rola szkoły. Powiedzmy im: „Słuchajcie, jeśli chcecie, żeby wasze dzieci miały dobrą pracę, musicie wiedzieć, że pracodawcy najbardziej cenią sobie umiejętność samoorganizowania się pracownika” – zrozumieją. Jeśli uczeń jest przez 12 lat oduczany odpowiedzialności za swoje uczenie się, to jak ma wykształcić te cechy?
Mówi się teraz o „rodzicach-helikopterach”. Czy są trudnym partnerem?
Oni też są różni i wierzę, że mają pewną refleksję. To jest pokolenie w Polsce, które często mówi, że nie chce powtórzyć biegania z kluczem na szyi i ma trochę żalu do rodziców za to, że byli skupieni nadto na pracy. Mówią: „Ja będę lepszy”. Dlatego pracujemy nad zmianą w danej szkole procesowo, najlepiej w trzyletnim cyklu, również z rodzicami. Zgodnie z teorią wprowadzania zmiany, jej pierwszym etapem jest wypieranie: „to nas nie dotyczy, od lat stosujemy takie metody”. Następnie robimy badanie ankietowe wśród uczniów i okazuje się, że być może nauczyciele deklarują jakieś aktywne metody, ale uczniowie tego nie potwierdzają, dzieje się to incydentalnie. Następnie jest opór: „my tu 20 lat uczymy, nikt nam nie będzie mówił, co mamy robić”. Zmiana jest pracą, która wymaga wysiłku.
Jacek Sutryk, prezydent Wrocławia i socjolog, mówi, że przeżywamy społeczny kryzys zaufania, również wobec szkoły. Czy taki proces zmiany je odbuduje?
Tak, żeby zmiana była skuteczna, trzeba w nią zaangażować wszystkie podmioty szkolnej rzeczywistości. Można dodać jeszcze obsługę i administrację. Wszyscy powinni wiedzieć, po co jest zmiana, czemu ma służyć. Pamiętajmy, że zmiana jednego elementu w systemie zmienia cały system. Mówi się o ekologii systemu, jeżeli wprowadzisz jedną zmianę w swoim życiu, np. zmianę diety, wpływa to na całe otoczenie – od zakupów po spędzanie czasu z przyjaciółmi. Na przykładzie VII Liceum Ogólnokształcącego w Toruniu widać, że tym, od czego warto zacząć, jest przestrzeń szkolna. Jest to środowisko, które generuje nasze zachowania. Jeśli na korytarzu są kanapy, stoły i krzesła, to uczniowie będą przy nich siadać, aby rozmawiać, tworzyć projekty, po prostu być razem. W przyjaznym środowisku zaczynamy zachowywać się przyjaźnie. To pierwszy krok do budowania dobrych relacji, empatii, wzajemnego szacunku. Bywa tak, że gdy uczeń przeszkadza nauczycielowi podczas lekcji, ten odbiera to personalnie. A tak nie jest, on robi to dla siebie, w ten sposób sygnalizując jakąś swoją niezrealizowaną potrzebę. „Daj dzienniczek, wpiszę ci uwagę” nie zmieni jego zachowania. Szansę daje: „Przeszkadza mi, gdy się tak zachowujesz. Chciałbym porozmawiać, co się stało?”.
Czyli komunikacja bez przemocy.
Podkreślam ponownie, my, nauczyciele nie jesteśmy uczeni takiego języka. Pedagog, który nie wie, że jest komunikat „ty” i komunikat „ja”, nie zna zasad udzielania informacji zwrotnej, a w swojej codzienności posługuje się komunikatem „ty”, nie ma świadomości, że wyzwala agresję. Trzeba więcej rozmawiać z uczniami, dawać im możliwość podejmowania własnych inicjatyw. Oni chcą, żeby w szkole było ciekawie, tylko najczęściej nie mają do tego warunków. Rolą nauczycieli jest tworzyć środowisko rozwoju ucznia. Mamy wybór – ruszyć ławki i krzesła albo skazać ucznia na 12 lat oglądania pleców rówieśników. Niestety większość szkół tworzy środowisko rywalizacyjne poprzez stawianie stopni i organizowanie konkursów, rozumianych jako forma motywowania uczniów. A jedyna rywalizacja, do której warto w życiu stanąć, to ta z samym sobą – by jutro być lepszą wersją siebie.
To trudne w dobie Facebooka, średnich, rankingów – świat składa się z samych luster…
A nauczyciele sami sobie to robią. Społeczeństwo mówi: „System jest zły”, a ja odpowiadam: „Każdy z was jest końcówką tego systemu”. Mamy prawo oświatowe, które daje bardzo dużą autonomię szkole, np. o systemie oceniania decyduje rada pedagogiczna. Są szkoły, które zrezygnowały ze stopni. I co się okazuje? Uczniowie uczą się sami i sami się motywują.
Czy dziś trudniej uczy się nauczycieli? Szczególnie po strajku, gdy tkwią w konflikcie.
Staram się z nimi rozmawiać, żeby nie czuli, że robią coś źle. Wiem, że chcą dobrze, mają pozytywną intencję. Chcę, żeby dostrzegli, że mogą zmienić styl nauczania, by mieć większe efekty i satysfakcję z pracy. Jest teraz bardzo dużo trudnych sytuacji w szkole i długo można narzekać na system. Przyjęłam zasadę, że zajmuję się tym, na co mam wpływ. Tym, co można zrobić najlepszego w trudnej sytuacji, to uciec do przodu, czyli postawić wyzwanie nauczycielom, które by ich zjednoczyło. Dlatego tak kluczowy jest dyrektor. Bez lidera szkoła się nie zmieni.
Sesja zdjęciowa do tekstu została zrealizowana we wnętrzach VII Liceum Ogólnokształcącego w Toruniu. Sala nr 20, w której wykonano większość zdjęć powstała stworzona przez uczniów szkoły podczas „Ćwiczeń z architekturki” – warsztatów odbywających się w ramach programu Struktury Kultury. Młodzież, współpracując z lokalnymi artystami, rzemieślnikami i społecznikami, zrealizowała w jej przestrzeni swoje pomysły – wewnątrz sali znalazły się min.: muralowa tapeta, drewniane siedziska, poduchy, półki, wieszaki i kwietniki, zaprojektowane i skonstruowane przez uczestników zajęć. Realizacja projektu „Ćwiczenia z architekturki” była kontynuacją działań, które w VII LO w Toruniu podejmowane są od 2012 roku. Młodzież miała możliwość twórczej pracy nad jej przestrzenią – uczyła się tego, jak można ją modyfikować, by była ciekawa i inspirująca – zmieniła stary szkolny magazyn w artystyczną pracownię, odnowiła przechowywane w nim meble, urządziła w części jednego z korytarzy miejsce służące rekreacji, na wybranych ścianach w różnych pomieszczeniach szkolnych wykonała ozdobne murale i stworzyła salę lekcyjnej na świeżym powietrzu, która jest jednocześnie miejscem wypoczynku i ogrodem dostępnym dla lokalnej społeczności. Projekty sfinansowane były z pozyskanych grantów, przyznawanych w ramach konkursów przez: Fundację Orange, Fundację Batorego, Fundusz Inicjatyw Obywatelskich, Toruńską Agendę Kulturalna, Gminę Miasta Toruń i Narodowe Centrum Kultury.
Dorota
10 marca 2020 @ 07:46
Aniu w 100 % zgadzam się z Tobą że zmiany w edukacji trzeba zacząć od nauczycieli. Zarówno tych starszych jak i tych zaczynających pracę. To my nauczyciele mamy wpływ na edukację. To my decydujemy o tym jakie umiejętności i wiadomości będą mieli nasi uczniowie. Dziwi mnie że widząc jak zmienia się świąt są tacy którzy nie widzę potrzeby w zmianie myślenia nauczycieli. Cieszę się że Cię poznałam i mam możliwość uczenia się od Ciebie. Dziękuję i gratuluję.
Były Pracownik
4 marca 2020 @ 10:24
Nie znam uczciwszej osoby. Pani Anna jest nie tylko znakomitym fachowcem z ogromną wiedzą i doświadczeniem. To również wyjątkowo empatyczny i wrażliwy człowiek. Zaraża optymizmem i wiarą w drugiego człowieka. To właściwa osoba na właściwym miejscu. Brawo !!!!!!
Liliana
3 marca 2020 @ 21:30
Uczestniczyłam w szkoleniach pani Ani, stosuje jej metody, sprawdzają się. Zawsze jest pełna energii i ma mnóstwo ciekawych pomysłów. Inspiruje mnie do bycia lepszym nauczycielem.
Nauczycielka
3 marca 2020 @ 13:52
Bardzo się cieszę, że są takie osoby jak pani Anna. Jest to osoba bardzo zaangażowaną w swoja pracę i misję.
Przede wszystkim chce pomagać i taki jest jej cel. Uczestniczyłam w szkoleniach P. Anny, który dały mi ogromną wiedzę. Brawo dla Was za promowanie właśnie takich kompetentnych osób.
Była współpracownica
2 marca 2020 @ 11:31
Śmieszne!!!!
Anna Jurewicz ze swoim parciem na szkło. Misję, może zamienić na chęć zarobienia lub dorobienia się na edukacji.
Myślę, że Toruń nie zapomniał o przekrętach w edukacji, których była propagatorką Anną Jurewicz w KPCN Toruń. Wstyd, że promujecie takie osoby. Wstyd.
Dawna koleżanka
1 marca 2020 @ 21:56
Kto dał Ci Aniu prawo do oceniania innych? Te parę kursów, które ukończyłaś? Zapomniał już wół jak cielęciem był? Kto Cię promuje? Bo chyba nie nauczyciele. Więcej pokory, bo i wiek słuszny i gwiazdorstwu nie pomaga.
Kasia
1 marca 2020 @ 20:19
Piękna laurka dla VII LO za nowatorską aranżację przestrzeni. Dla równowagi sugeruję wywiad wewnątrz szkoły, jak się potoczyły losy sali z poduchami zamiast tradycyjnych ławek. I dlaczego.
Lolo
1 marca 2020 @ 20:55
To jest właśnie to oderwanie od szkoły. Pani Anna uczyła 20 lat temu klasy 1-3. W czasach, gdy grzeczne dzieci, ubrane w mundurki i zaczesane na gładko, patrzyły w swoją panią niczym w obraz. A może i nie, skoro odeszła. A teraz uczy, jak uczyć w warunkach, których nie zna…
Uczennica
3 marca 2020 @ 13:31
Tak się składa, że Pani Ania była moją nauczycielką w szkole podstawowej w klasach 4-8, a w 1-3, z tego co wiem nigdy nie uczyła. I była jedynym nauczycielem, u którego lekcje były żywe i przyjemne, a nie nudne i w ławkach. Piszę z własnego doświadczenia, a Pani/Pan?