Życie zamknięte w czterech kanach po mleku. W Silnie odnaleziono skarb
Miłośnicy historii Silna i okolic natrafili na depozyt z okresu II wojny światowej. Cztery kanki po mleku wypełnione tym, co dla rodziny szkutnika Stoyke było najcenniejsze…
Silno i cztery wsie tworzące tzw. „Drewenzwinkel” to wyjątkowe miejsce na mapie Polski. Gdy wytyczano rozbiorową granicę, tylko tych kilka miejscowości ziemi dobrzyńskiej znalazło się po pruskiej stronie. Przypominają o tym ruiny rzecznej komory celnej i dawne gospody, w których bawili się torunianie, przypływający tu zerknąć na rosyjską granicę. Zabory nie przerwały jednak rzecznej tradycji Silna. Miłośnicy Wisły i Drwęcy oraz lokalnej historii trafili właśnie na jej wyjątkowy ślad.
Stowarzyszenie Nasze Silno historią zajmuje się od dawna. W tym roku za sprawą projektu „Sileńska krypa” i dofinansowania z programu Muzeum Historii Polski „Patriotyzm Jutra” ruszyło w fascynujące poszukiwania śladami szkutni rodziny Stoyke z Silna, które zaowocowały znalezieniem prawdziwego skarbu, chociaż nie ze złota…
Szkutnia Ernesta Stoyke była tym dla Wisły, co marka Aston Martin dla świata motoryzacji. Artur Trapszyc z Muzeum Etnograficznego w Toruniu prowadził badania na temat łodzi pomorskiej i podczas badań etnograficznych zbierał wspomnienia „ludzi rzeki” od Nieszawy po Chełmno. Łodzie „Sztojków” opisywano mu jako zwrotne, eleganckie, płynące gładko po wodzie. Te z dawnej Kongresówki czy innych warsztatów szkutniczych miały być w porównaniu z nimi niczym świńskie „koryta”.
– Jeszcze w 1992 r. taka łódź stała na Winnicy – wspomina Artur Trapszyc z Muzeum Etnograficznego w Toruniu. – Niestety, podkupił ją ktoś inny i dziś jest w Muzeum Wisły w Tczewie. W porównaniu z łodziami znanymi z Kujaw, mającymi wąskie, zadarte dzioby, te z Silna były bardziej jak krypy, miały mniejszy wznios dna w dziobie i w rufie.
Silno przed II wojną światową było typową niemieckojęzyczną ewangelicką wsią zasiedloną w XVIII w. przez Olędrów. Ernest Stoyke urodził się w 1877 r. Wraz z żoną Amalią mieszkał do 1945 r. na wiślanej terpie w Silnie, prowadząc zakład stolarski. Nie produkował wyłącznie łodzi, można było u niego zaopatrzyć się zarówno w okna, drzwi, jak i naprawić poważniejsze sprzęty. Był związany z Wisłą, marzył jednak o… lataniu. Podczas badań mieszkańcy wspominali jeszcze, że na podwórku przetrzymywał korpus samolotu, który próbował przywrócić do sprawności, co wzbudzało powszechną wesołość. Nauczyciel Szczepański, który uczył w szkole w Silnie języka polskiego, miał do niego szczególną słabość.
– Po przywitaniu pisał na tablicy wielkimi literami „Wycieczka nad Wisłę” – można przeczytać we wspomnieniach zawartych w kronice Herberta Gertza o „Drewenzwinklu”. – Regułą było, że szło się na Wilczą Kępę, czasami tylko do komory celnej, albo do Ernesta Stoyke, gdzie można było przyjrzeć się budowie łodzi.
Nasze Silno zebrało silną ekipę wolontariuszy, którzy chcieliby zanurzyć się na chwilę w tej rzecznej historii. Dzięki pracy Kujawsko-Pomorskiej Grupy Poszukiwaczy Historii, członków grupy Historia Naszej Ziemi, Szkutni Kmieć i Przyjaciele, udało się odnaleźć miejsce, gdzie najprawdopodobniej znajdowała się szkutnia Ernesta Stoyke. Wyprawę z wykrywaczami metali, oczywiście, zgłoszono u Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Toruniu. „Patelnie” zapiszczały kilkukrotnie. Odnaleziono nieco gwoździ i mniejszych kawałków metalu, jednak prawdziwym odkryciem okazały się cztery kanki po mleku. Po ich otwarciu oczom poszukiwaczy ukazał się skarb, który dziś może dziwić.
Uciekający przed frontem mieszkańcy zabierali ze sobą tyle, ile dało się unieść. Drogi i dukty pełne były uciekinierów zarówno we wrześniu 1939 r., jak i zimą 1945 r. Przedmioty wartościowe zakopywano w ziemi. Często było to po prostu jedzenie, czasami wódka „starka”, innym razem dokumenty, broń lub precjoza. Podczas powstania warszawskiego pod gruzami znalazły się kanki na mleko wypełnione szczelnie zapiskami archiwum Oneg Szabat, zwanym dziś archiwum Ringelbluma. Wydobyte po wojnie, stanowią bezcenne źródło. Tu „kapsuły czasu” pokazały inne wnętrze.
– Piękne dwie sukienki, marynarka z otwartą paczką papierosów (niemieckich) w kieszeni, kamizelka, buty męskie, kapelusz damski, rękawiczki damskie, chusteczki z monogramem A(maila) S(toyke), szpulki nici w materiałowych woreczkach – głównie niemieckie, ale co najmniej jedna polska, elementy maszyny do szycia, buteleczka perfum – jednym tchem wymienia Beata Herdzin, dyrektor Archiwum Państwowego w Toruniu, która brała udział w ekspertyzie znalezisk oraz otwarciu czwartej i ostatniej kanki. – Zawartość daje spojrzenie na to, co w tym momencie uznano za ważne. Pod tym względem, moim zdaniem, jest to kapitalny materiał.
Dokumenty i gazety, które znalazły się w kankach, zostały zabezpieczone w pracowni konserwacji Archiwum Państwowego w Toruniu, a losy ubrań poznamy wkrótce. Wszystkie przedmioty wymagają poważnych i kosztownych prac konserwatorskich, a nad ich losami debatowali zarówno wojewódzki konserwator, jak i przedstawiciele Muzeum Etnograficznego, Archiwum, a także Urzędu Miasta Torunia. Co dalej?
– Pozyskane gwoździe mamy nadzieję użyć do budowy repliki łodzi pomorskiej, która jest wykonywana w ramach projektu „Sileńska Krypa” – mówi Rafał Kmieć. – W ten sposób historia zatoczyłaby koło i moglibyśmy uczcić pamięć rodziny Stoyke – najlepszych szkutników w naszej okolicy w XX w.
„Sileńska krypa” się nie kończy. Trwa budowa łodzi pomorskiej oraz tworzy się publikacja o szkutni Ernesta Stoyke. Stowarzyszenie Nasze Silno cały czas zbiera fotografie dokumentujące historię wsi i życie codzienne nad Wisłą.