Ciemności na Ugorach. Na czym oszczędza miasto?
Toruń przypomina stary zegar, w którym od pracy każdej zębatki zależy to, czy na tarczy zobaczymy właściwy czas. Ziarnko piasku, które wpadnie w niewłaściwy tryb, może zepsuć czasomierz. W mieście tym ziarenkiem mogą być zleżałe liście lub wyłączona lampa. Czy oszczędności w budżecie na ten rok rozregulują miasto na stałe?
Rok 2019 był dla konstruowania budżetu Torunia wyjątkowy z dwóch względów. Do miasta wrócił festiwal Camerimage, który ściągnął ponad 1 mln zł miejskiej dotacji. Radni przegłosowali również fakt dokonany – umowę podpisaną przez ministra Piotra Glińskiego, prezydenta Michała Zaleskiego i prezesa Tumultu Marka Żydowicza zakładającą budowę Europejskiego Centrum Filmowego. Toruń ma dorzucić do 600-milionowej inwestycji 200 mln zł gotówki i 24 mln zł w gruncie przekazanym pod budynek. To nie koniec wydatków. 8 mln zł z miejskiej kieszeni będzie trzeba wydać na podniesienie płacy do minimalnej dla 1,1 tys. niepedagogicznych pracowników oświaty. Samorząd liczy się również ze spadkiem dochodów z PIT o około 33 mln zł w związku ze zmianami w tym podatku.
Na czym miasto oszczędza? Łatwiej wymienić, na czym tego nie robi. Już kilka lat temu toruńskie szkoły dostały zalecenie, w którym określono na ile i kiedy można odkręcać kaloryfery, a połowa ich dochodów z wynajmu pomieszczeń musi być przekazywana na opłaty takie jak prąd. By sfinansować działania związane z Camerimage, miasto ścięło wydatki m.in. na promocję miasta, działanie Centrum Wsparcia Biznesu i imprezy kulturalne oraz sportowe. Czeka nas również mniej remontów i oszczędności na bieżącym utrzymaniu miasta. Te ostatnie bywają bardzo bolesne, o czym przekonał się nasz czytelnik z lewobrzeża.
– Jechałem rowerem wzdłuż campingu „Tramp” – mówi pan Marcin. – Chciałem wyminąć grupę pieszych. Gdy zjechałem z chodnika, wpadłem w śliskie liście, taką breję i straciłem równowagę. Efekt: obite płuco, pół ciała sine i ledwo chodzę. Ale moja wina – jechałem chodnikiem.
Przy krawężnikach wielu toruńskich jezdni można znaleźć maź z jesiennych liści, która wyglądem przypomina połączenie smoły z obornikiem. Kiedyś na ulicach takich jak Polskiego Czerwonego Krzyża czy Słowackiego można było się spodziewać ekip sprzątających Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania raz w miesiącu. Czasami o terminach przyjazdów MPO informowały tabliczki na znakach drogowych. Od jakiegoś czasu ich nie ma. Przemielona breja spływa do kanalizacji latem i zatyka ją podczas nawalnych deszczy. O zalanych tym sposobem domach pisaliśmy latem 2019 r.
Nasi czytelnicy skarżą się również na bałagan na chodnikach i drogach dla rowerów. Chwasty, śmieci i liście wokół niedawno poprawianego pl. Hoffmanna zalegają we wszystkich zakamarkach. Nie lepiej jest na osiedlach. Pan Michał ze Skarpy próbował upomnieć się u drogowców o sprzątanie ścieżki rowerowej, na której od dłuższego czasu zalegało potłuczone szkło.
– Drogi rowerowe sprzątane są okazjonalnie, na regularne zamiatanie brak pieniędzy i nasz wykonawca, którym jest MPO, nie dysponuje wystarczającą ilością sprzętu i ludzi – czytamy w mailu, jaki dostał od MZD. – Jesienią, jak to jesienią – spada dużo liści i w pierwszej kolejności sprzątane są drogi i to nie co tydzień (brak pieniędzy, sprzętu i ludzi). Jeżeli dostajemy sygnały od mieszkańców, to w miarę szybko staramy się reagować.
Z tego, co udało się nam dowiedzieć, Miejski Zarząd Dróg prawdopodobnie uznaje, że torunianie używają dwuśladów tylko rekreacyjnie, ponieważ sprzątanie tzw. DDR-ek zleca jedynie w okresie letnim. Klimat się zmienia, więc można przewidywać, że tego typu skarg będzie coraz więcej. Mieszkańcy bez wsparcia mediów bywają jednak bezradni.
– A wie pani, że po jakimś czasie na ścieżce pojawiła się ekipa sprzątająca? – dodaje pan Michał. – Zmietli liście, szkło zostało. A mnie ręce opadły.
Zmiany na rynku pracy spowodowały, że w całej Polsce dramatycznie brakuje pracowników utrzymujących czystość na ulicach. W większości polskich miast brakuje również… strażników miejskich, którzy w końcu też przyczyniają się do porządku. Nieduże pensje i trudne warunki pracy odstraszają kandydatów, a samorządy muszą zaciskać pasa. Perspektyw na zmiany ciągle brak.
Coraz trudniejszą sytuację budżetową „widać” również po zmroku na toruńskich ulicach. Tu nie pomogli radni, media i społecznicy. Od lat kruszą kopie o wcześniejsze uruchamianie lamp na toruńskich ulicach. W ubiegłym roku pisaliśmy i my – o celowym wyłączaniu opraw oświetleniowych na ul. Kościuszki.
Okazuje się, że takich miejsc jest więcej. W tym roku radny Bartosz Szymanski upomniał się o 18 martwych lamp przy ul. Ugory. Okazały się być odcięte celowo. Naszej redakcji udało się otrzymać kompletną listę ulic, gdzie drogowcy postanowili trochę zaoszczędzić.
– W kilku punktach miasta zredukowano liczbę opraw – przyznaje Agnieszka Kobus-Pęńsko, rzeczniczka drogowców. – Działania takie podjęto nad terenami zielonymi i nad torowiskami lub w miejscach, gdzie natężenie ruchu pieszego jest małe, a pozostawione oświetlenie dostatecznie oświetla chodniki. Oprawy zredukowaliśmy na słupach trakcyjno-oświetleniowych przy okazji wymiany źródła światła z jarzeniowego na sodowe lub ledowe.
Bądźcie zatem ostrożni na ulicach: Kościuszki, Kraszewskiego, Czerwonej Drodze, Rondzie Pokoju Toruńskiego, Odrodzenia, Przy Kaszowniku, Warneńczyka, Konstytucji 3 Maja, Szosie Lubickiej, Andersa, Szosie Bydgoskiej od Castoramy, większości ul. Olsztyńskiej, Szczęśliwej (od ul. Zakosy do Wieżowej), Kniaziewicza (od Andersa do Jednostki Wojskowej), Twardej, Broniewskiego (od Sienkiewicza do Kochanowskiego).
MZD zapytaliśmy, kiedy nastąpiło wyłączenie lamp przy Szosie Lubickiej. Czy było to przed podwójnie tragicznym noworocznym wypadkiem z 2018 r.? Do czasu zamknięcia numeru nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Ma.Ra
11 lutego 2020 @ 17:23
Co tam, grunt że jest kasa na centrum Żydowicza. Vipy na imprezę, a zwyczajny mieszkaniec miasta pomyka w ciemności, wśród śmieci…