Dotkliwa porażka torunian. Zaczęli o ósmej, skończyli przed siódmą bramką
Spotkanie rozpoczęło się chaotyczną grą obu ekip, ale to zespół z Chorzowa okazał się górą. Mount Everestem. Złe krycie, goście bezlitośnie wykorzystywali błędy i wysoko wygrali.
Gradem goli popisali się gracze z Górnego Śląska. Poniedziałkowy mecz w hali przy ul. Bema w Toruniu pomiędzy zespołami FC Toruń – Clearex Chorzów, odbył się w ramach futsal ekstraklasy i pokazał nie tyle siłę gości, co słabą grę pomarańczowo-czarnych.
Przed meczem, powody do dumy, ale i chwila zadumy. Marcin Mikołajewicz, kapitan FC Toruń, odebrał nagrodę, króla strzelców, za zeszły sezon (34 bramki). Radość jednak nie trwała długo. Cała hala powstała i minutą ciszy oddała szacunek zmarłemu niedawno Markowi Wiśniewskiemu, działaczowi futsalowemu.
Zbyt proste błędy w kryciu – to jedno zdanie podsumowuje całą grę podopiecznych trenera Żebrowskiego. Pierwsza bramka dobitnie to pokazała. Mateusz Seget dokładając nogę do niemal pustej bramki, otworzył wynik spotkania. Rzut wolny też pozostawiał wiele do życzenia, ponownie złe krycie zamienione w łatwy punkt.
Dodać można do tego brak skuteczności w wykończeniu. Początek drugiej połowy fatalny – gospodarze wskutek faulu Mateusza Waszaka, skazani byli na grę w osłabieniu przez kilka minut. Czerwona kartka dobiła zespół. Solidna gra rywali, wypracowali sobie okazję i zamienili ją na gola.
Wycofanie bramkarza to był już gwóźdź do trumny. Toruńscy halowcy pogubili się w grze i dali rywalowi okazję na strzelenie piątej bramki. Honor teamu z Torunia uratował Marcin Tokarski, strzelca jedynej bramki dla FC Toruń. Zawodnik ten dołączył do drużyny w okresie przygotowawczym przed sezonem. Choć pojawił się na parkiecie w końcówce, pokazał się z dobrej strony.
Na pochwałę zasługuje także Remigiusz Spychalski. Zdecydowanie wyróżniał się w grze. Pomyłka bramkarza Nicolae Neagu dopełniła dzieła zniszczenia. Ostatecznie torunianie przegrali 1:6. Obecnie zajmują 7. miejsce w tabeli halowej ekstraklasy.