Gorąca dyskusja o schronisku dla zwierząt na komisji. Urząd chciał dać szansę młodym?
Na wtorkowej komisji gospodarki komunalnej radni pochylili się nad problemem schroniska dla zwierząt. Na obrady w ramach tzw. wolnych wniosków przybyło kilkadziesiąt osób, które walczą o zmianę zapisów w przetargu. Wyszli zbulwersowani.
Ze względu na przybyłych gości przewodniczący komisji Jarosław Beszczyński zmienił porządek obrad i najpierw dyskutowano na temat sprawy przetargu na prowadzenie schroniska miejskiego.
Po przeczytaniu pisma wolontariuszy, które wpłynęło w grudniu ub.r., ale ze względu na duże obłożenie komisji, nie było wówczas rozpatrywae, do odpowiedzi na zadawane pytania przystąpił wiceprezydent Andrzej Rakowicz.
Jego wystąpienie wzbudziło wiele emocji wśród zebranych na sali. Pozwolimy sobie przytoczyć fragmenty dyskusji, która miała miejsce na sali.
– Chciałem podziękować państwu za to pismo, miałem je wcześniej – mówił wiceprezydent Rakowicz. – Chciałem zapewnić państwa, że zanim w tej sprawie zaczęły się publikacje medialne, rozmawiała ze mną pani radna Kamila Beszczyńska z Komitetu Michała Zaleskiego, pani Danuta Zając, również z Komitetu Michała Zaleskiego, pani radna Margareta Skerska-Roman również z Komitetu… Komitetu Obywatelskiego tym razem, pan radny Michał Rzymyszkiewicz, który jest członkiem tej komisji, pan radny Piotr Lenkiewicz i wasz kolega, wolontariusz Jerzy Czarniecki, pan radny Bartosz Szymański, wreszcie sam przewodniczący również w tej sprawie interweniował. Chciałbym tylko zwrócić państwa uwagę na jeden element.
Obydwa podmioty, które ubiegają się o przetarg miały możliwość zapoznania się ze specyfikacją. W zasadzie obowiązkiem podmiotu, który ubiega się o przetarg, jest złożenie zapytania, wyjaśnienia czy protestu co do specyfikacji. Zastrzeżenia miał prawo wnieść tylko i wyłącznie podmiot uprawniony. Żaden z podmiotów nie wniósł zastrzeżeń. (…)
Tak, jak wśród państwa widzę wolontariuszy z większym doświadczeniem i jak widzę siedzą w pierwszych rzędach i wolontariuszy z mniejszym doświadczeniem, siedzą troszeczkę dalej i widzę też osoby, które przyjeżdżają i przepraszam za kolokwializm są „spacerowiczami”, z większym doświadczeniem, wychodzą z większym psem, albo mniejszym psem, widzę że sprawy te są państwu bliskie. (…)
Myślę, że państwa niepokój, oczywiście uzasadniony, uzasadniony emocjami, bo jesteście wolontariuszami, ale z punktu widzenia pani, która w tej chwili prowadzi schronisko, jest po części nieuzasadniony, bo to do jej obowiązków należało złożyć zastrzeżenia i zapytania. (…)
W tych trzech konkretnych przypadkach, czy postulatach, które państwo wnieśli, rozumiemy je, ale uważamy za spóźnione. Ta specyfikacja, jest specyfikacją, którą musimy uszanować, ponieważ uszanowały je podmioty, które składały ofertę. (…)
Podjęliśmy działania mające na celu zabezpieczenie schroniska. Poza przetargiem została przedłużona umowa z dotychczasowym dzierżawcą na kolejny miesiąc, jeśli będzie potrzeba, to oczywiście przedłużymy ją na kolejny okres tak, aby zwierzęta nie cierpiały różnicami zdań osób, które wystąpiły w przetargu.
Za zainteresowanie sprawą podziękowała Sylwia Kowalska, toruńska społeczniczka i była radna Czasu Mieszkańców. Poprosiła o zapewnienia, że przetarg nie został rozstrzygnięty, a umowa podpisana.
– Dlaczego ze specyfikacji zniknął zapis o doświadczeniu oferenta… – próbował zapytać Piotr Korpal, prezes Toruńskiego Towarzystwa Ochrony Praw Zwierząt.
– Szanowny panie, powiem krótko, rozmawiałem o tym z Jurkiem przynajmniej z godzinę, byliśmy na studiach również ludźmi młodymi… – mówi Rakowicz.
– Nie braliśmy udziału w tych rozmowach! – wtrąciła Kowalska
Rakowicz: – Dlatego powtórzę i tłumaczyłem. Zamykanie przestrzeni dla ludzi młodych, dla ludzi, którzy zdobywają doświadczenie. Każdy z nas był młody. (…) Ja również jestem osobą, która kiedyś zaczynała, też startowałem też mi mówiono, że jestem za młody, że powinienem stać w kolejce w szyku.
– Panie prezydencie prezes Fundacji ma 64 lata! – rzuciła kobieta znajdująca się na sali.
Wiceprezydent następnie powołał się na czasy, kiedy był dziennikarzem w Radiu Toruń. Argumentował, że wówczas TTOPZ interweniowało w sprawie schroniska, które „nie miało wystarczającego doświadczenia”.
– Czy coś się zmieniło przez te cztery lata? – pytał ponownie Piotr Korpal, przytaczając dotychczasowe zapisy specyfikacji przetargowej z poprzednich przetargów, gdzie wymagano co najmniej roku prowadzenia schroniska z półmilionowym obrotem. – Toruńskie schronisko, to jest duże schronisko. To nie jest schronisko takie, jak w Grudziądzu, Inowrocławiu, Brodnicy. Tu się przewija prawie 2 tysiące zwierząt rocznie, to jest w skali kraju całkiem duże schronisko. My nie mówimy o prowadzeniu małego hoteliku dla psa, czy małym schronisku, gdzie można zdobyć doświadczenie. My mówimy o poważnym przedsięwzięciu (…) Można się uczyć, nie prowadząc schroniska od razu. Zniknął wymóg wykształcenia wyższego dla osoby pracującej na stanowisku kierownika schroniska.
Piotr Korpal powoływał się na rozporządzenie ministra rolnictwa, w którym wskazuje się, że pracownicy schroniska muszą być przeszkoleni, jednak rynek specjalistów w tym zakresie jest niewielki.
Do tej pory praktyką było szkolenie pracowników przez kierownika schroniska. W przypadku, gdy kierownik nie jest zobowiązany do posiadania wykształcenia w tym zakresie, może dojść do sytuacji zagrażającej zdrowiu i życiu ludzi.
Korpal: – Jeżeli według nowych warunków, kadra kierownicza ma wymagania prowadzenia dwóch lat działalności, jakiejkolwiek działalności, to może być ajent Żabki, nie uwłaczając takim osobom. Jak ten człowiek, będzie w stanie wyszkolić takich ludzi. Niewyszkolony pracownik nie będzie potrafił rozpoznać zagrożeń związanych ze zwierzęciem, umiejętnie lokować zwierząt w boksach, (…) może wyadoptować do domu zwierzę agresywne, wreszcie zagraża sam sobie.(…) To są zwierzęta często bite, głodzone, po interwencjach, wypadku, nie mogą tego robić pracownicy amatorzy, wyszkoleni przez amatora.
– Dziwię się, że Towarzystwo, które przez lata patrzyło na ręce obecnemu dzierżawcy, wytykając potknięcia, o czym świadczą artykuły w prasie, nie może zrozumieć, że jeśli przyjdzie każdy inny dzierżawca, będzie tak samo poddany presji opinii wolontariuszy, spacerowiczów i Towarzystwa – odpowiedział wiceprezydent. – Pan mówi tylko o emocjach. Ja mówię stricte o faktach i ograniczeniach.
– Nie wiem, czy ktokolwiek z przedstawicieli urzędu wie, że na terenie miasta działa moja fundacja. Moja fundacja działa od siedmiu lat – mówiła Agnieszka Szubert z Fundacji Hospicjum dla Kotów Bezdomnych. – Wykonuje również wasze obowiązki zlecone prawnie przez ustawę o ochronie zwierząt. Chciałabym, żeby wysłuchali państwo naszego głosu, nie jako głosu rozemocjonowanego. Ja nie jestem wolontariuszką w schronisku, ja współpracuję ze schroniskiem. (…) Pan mówi o nadzorze, jaki TTOPZ sprawował i będzie sprawował nad schroniskiem. Z tego co wiem, nie ma przedłużonej umowy o nadzór. Więc kto będzie nadzorował ewentualnie nowego zarządzającego schroniskiem? W umowie ma być zapis o zamknięciu schroniska dla środowiska i odwiedzających. „Na specjalne zezwolenie”. Do tej pory tego nie było. Jaka będzie możliwość kontroli i nadzoru nad schroniskiem, kiedy nie ma w tej chwili ustanowionego nadzoru organizacji prozwierzęcej i w planowanej umowie jest podpunkt, że to nowa dyrekcja schroniska będzie decydowała, kogo wpuści a kogo nie.
Piotr Korpal dopowiedział, że w nowej umowie, nie ma zapisu, który zobowiązywałby, jak to się dzieje w dużych schroniskach do otwarcia placówki w określonych godzinach.
– Co będzie jeśli jakiś pracownik wejdzie do boksu, do psa który gryzie? – padło pytanie z sali od wolontariuszki. – Kto weźmie odpowiedzialność? Pracownicy nie dostali propozycji pracy, ci, którzy znają te psy, te koty. Pan myśli, że osoba spod, za przeproszeniem, budki z piwem zajmie się tymi psami? Pan jest odpowiedzialny, jako miasto, za to co się dzieje.
– Sam mam budkę dla czterech kotów na swojej posesji, sam zajmuję się pomocą dla zwierząt, również adopcjami – odpowiedział wiceprezydent. Jestem z wykształcenia rolnikiem, zanim zostałem radcą prawnym. Pytanie było zadane osobiście, wiec tak odpowiadam.
Prezydent postanowił, że odpowie na wszystkie pytania na koniec, ale zapowiedział, że nie na wszystkie będą mogły paść odpowiedzi „pod wpływem emocji i wytykania palcem”.
Krystyna Wrzecionkowska, jedna z założycielek TTOPZ, podkreśliła, że nie pamięta, jako osoba prowadząca korespondencję TTOPZ od początku jego działania, żeby organizacja miała jakieś zastrzeżenia do pracy schroniska. Potwierdziła, ze współpraca odbywała się bardzo dobrze. Pytano również o ocenę i weryfikację wolontariuszy z kilkuletnim stażem i wykształceniem oraz zapewnienie wyjść dla psów starszych i niepełnosprawnych. Pytano o komisję weryfikacyjną dla wolontariuszy.
Jedna z osób na sali zwróciła uwagę, że sytuacja wydaje się jej absurdalna: – Ludzie mówią o swoich doświadczeniach, mówią emocjonalnie, a pan milczy i notuje na jakiś karteczkach. Jak można nie mówić o tym osobiście?
– Ja nie jestem stroną tego konfliktu – odpowiedział wiceprezydent. – A na razie czuję się, że państwo swoimi wypowiedziami budujecie we mnie poczucie winy, i ja mam się niby tłumaczyć przed państwem. Przepraszam, ale ja czegoś nie rozumiem, ja nie będę się przed państwem tłumaczyć. Ja państwu wyjaśniłem, co się teraz dzieje. Ja nie czuję się winny, a państwo nie są składem sędziowskim.
Na sali prócz braw, okrzyków, śmiechów i gniewu obecne były i łzy. Smutek i wzruszenie pojawiły się, gdy mówiono o pracownikach schroniska, którzy od 1 lutego wylądują na bruku…
Dziś o godz. 12 będzie wiadomo, czy Fundacja złożyła wyjaśnienia do postępowania i od razu zbierze się komisja przetargowa. O godz. 11 Koalicja Obywatelska zorganizowała konferencję prasową w tej sprawie. Do sprawy wrócimy.
Wujek
9 stycznia 2019 @ 21:49
Tak było…
Mieszkaniec bezpartyjny
9 stycznia 2019 @ 14:08
Wiceprezydent z PO.Nie jest odpowiedzialny za to co robi ???