Kolejny koniec Kozackich Gór. Historia mieszkańców [Archiwalne zdjęcia]
Mało kto wie, że wzniesienie przed Szkołą Podstawową nr 3 przy ul. Legionów zamieszkuje kilkanaście rodzin. Tuż po II wojnie było ich kilkadziesiąt, a przed jej wybuchem zapewne kilkaset. Kolejny miejscowy plan przewiduje, że nie powinno ich tu być wcale, a powinien powstać park. My dotarliśmy do najstarszych mieszkańców tego zakątka. Usłyszeliśmy bardzo ciekawe historie!
Pisaliśmy niedawno o odgrzaniu planów wysiedlenia tego miejsca.
Czym właściwie jest tytułowe wzniesienie? Kozackie Góry, Dębowa Góra, Łakoma Góra i Góra Czarownic były niegdyś jednymi z wydmowych wzniesień w północnej części Torunia. Na dwóch pierwszych w dwudziestoleciu międzywojennym, powstały osiedla baraków dla osób bezdomnych i bezrobotnych w efekcie ustawy pozwalającej na eksmisje na bruk. Ludzie zaczęli wówczas zamieszkiwać schrony, które Toruń budował podczas I wojny światowej. Tak, najprawdopodobniej, powstała obecna zła sława “Dębówy”, jak i “Kozaków”.
Niewielu wie o pozostałościach Gór po drugiej stronie ul. Legionów – malutkie domki schowane są za blokiem, który przysłania je niczym parawan. To ich właśnie dotyczy legenda o spaleniu całego osiedla przez Armię Czerwoną lub Niemców podczas II wojny światowej.
– Mieszkam tu od urodzenia, 73 lata i nie wyobrażam sobie żyć gdzie indziej – mówi jeden z dwójki najstarszych mieszkańców przyszłego „terenu zieleni”. – Rodziców wysiedlono stąd po wybuchu II wojny na Wołyń. Tam widzieli rzeź. Gdy o niej opowiadali, ze strachu nie chciałem wychodzić z pokoju. Wrócili tu po wojnie, ja się urodziłem chwilę później. Jako dziecko bawiliśmy się z bratem po drugiej stronie Legionów, wtedy Zjednoczenia w zgliszczach domu, gdzie znajdowaliśmy kawałki ubrudzonej sadzą porcelany. Kiedyś tata miał tu konia, ludzie mieli kury, kaczki, wszystko. Większość stajenek i szajerków była z tzw. „obladrów”, wie Pani, takich ścinek z tartaku. Pamiętam, jak w “bunkrach” mieszkali jeszcze ludzie. Stało ich kilka w jednym rzędzie, równolegle do dzisiejszej ulicy Żwirki i Wigury, ale w pewnym oddaleniu. Gdy wyprowadzano ludzi, wysadzano to dynamitem w powietrze. O planach parku słyszeliśmy od lat 50. zeszłego wieku, to i sami sadzimy drzewa. Widzi pani ten dąb? To mój i syna. Niech miasto sadzi drzewa, ale po co nas ruszać?
Mieszkańcy kilkunastu domków nie otrzymali jeszcze żadnych pism z urzędu, wypowiedzeń umów czy propozycji przeprowadzki. Każda taka czynność kosztuje, łącznie z rozbiórką zabudowań czy wykonaniem projektu parku. Jak się okazuje nieruchomości dzierżawią nie od Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej, ale od Wydziału Gospodarki Nieruchomościami.
-Ja mam umowę po mamie, a mama po swoich rodzicach. Sprowadzili się tu już po wojnie – mówi 50-latka, z jednej z dwóch najdłużej tu mieszkających rodzin. – Tak, to już czwarte pokolenie w naszej rodzinie tutaj. Nie dostaliśmy nic, żadnych pism jeszcze. Mamy umowy, płacimy dzierżawę, nie mam pojęcia jak takie wysiedlenia wyglądają.
– Wspólnie podjęliśmy decyzję, żeby utrzymać tę funkcję zieleni parkowej – mówiła Anna Stasiak na sesji. – Pan prezydent przychylił się do głosów mieszkańców i Rady Okręgu, by fragment tego terenu przeznaczyć na park. Teren zawsze należał i należy do gminy. To wszystko są kwestie do uregulowania. Te funkcje były w dotychczas obowiązującym planie, więc nikt tu nikogo nie będzie wyrzucał na siłę, to jest kwestia czasu i przekształceń, to jest kwestia też finansowa, żeby z tej “górki” zrobić prawdziwy park.
Miejsca zostawiono w planie dość na malutki skwerek, bo tylko pół wzniesienia w planie przeznaczono dla zieleni. Druga część ma stanowić rezerwę pod rozbudowę szkoły.
– Z budowaniem tu to im życzę im powodzenia – mówi nasz przewodnik po historii “Kozaków” -Tam, na dole aż do Grudziądzkiej były kiedyś takie mokradła i torfowiska, że krowy się topiły… My się stąd nigdzie nie wybieramy.
Te niemal sto lat historii może zniknąć w przeciągu miesiąca, jeśli urząd zdecyduje się na wdrożenie planu w życie. Dzierżawcy nie dostaną ani grosza za domy czy nasadzenia.
– Na obszarze „Kozackich Gór” w Toruniu przy ul. Legionów znajdują się budynki mieszkalne, w których zameldowanych jest 58 osób – odpowiada na nasze pytania i wątpliwości Magdalena Stremplewska, rzeczniczka prezydenta. – Budynki znajdują się na gruntach stanowiących własność Gminy Miasta Toruń, na które zawarto 11 umówi dzierżawy. Większość umów została zawarta w latach dziewięćdziesiątych, na czas nieoznaczony, pod funkcje mieszkalne oraz pod drobne uprawy warzyw i kwiatów. Umowy można wypowiedzieć z zachowaniem 3-miesięcznego terminu wypowiedzenia umowy oraz z 1-miesięcznym terminem wypowiedzenia w przypadku przystąpienia do realizacji planu zagospodarowania przestrzennego. Dzierżawcom nie przysługuje roszczenie o zwrot poniesionych nakładów.
Innymi słowy park będzie okupiony tym, że w okamgnieniu 58 osób straci dach nad głową i bez pieniędzy z rekompensaty będzie musiało szukać innego miejsca do zamieszkania.
Jo
24 października 2019 @ 06:57
Im prędzej miasto zrobi tam porządek tym lepiej. Pora skończyć z szajerkami w mieście. Przez dębówę też powinny przejechać spychacze
Jo- Anna
23 października 2019 @ 22:57
Ulica Żwirki i Wigury nie styka się z ulicą PCK. Pani Hołownia mieszkala na rogu Zwirki i Wigury i Zjednoczenia (teraz Legionów ). Moja rodzina mieszkała obok od 1959 roku, całe dzieciństwo tam spędziłam i teraz, po latach wróciłam. Czasy zabaw na Kozackich Gorach to jedno z najmilsxych wspomnień