Koniec polowania IPN-u na rektora UMK
Jest prawomocny wyrok Sądu Apelacyjnego w Gdańsku: prof. Jan Kopcewicz NIE BYŁ tajnym agentem SB
Sąd Apelacyjny w Gdańsku podtrzymał wyrok sądu pierwszej instancji orzekając, że emerytowany pracownik naukowy UMK, były jego czterokrotny rektor, prof. Jan Kopcewicz nie był w przeszłości tajnym współpracownikiem służb specjalnych PRL oraz że złożył zgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne. Wyrok jest prawomocny.
Prof. Kopcewicz z zarzutów został oczyszczony już przed rokiem przez Sąd Okręgowy w Toruniu. Oskarżyciel, czyli Instytut Pamięci Narodowej, złożył jednak apelację. Sąd Apelacyjny w Gdańsku 23 stycznia utrzymał w mocy orzeczenie sądu pierwszej instancji.
Przypomnijmy: Były rektor UMK swoje oświadczenie lustracyjne złożył w 2008. Było to już piąte z kolei tego typu zeznanie. Poprzednie nie wzbudziły żadnych podejrzeń. Dopiero to ostatnie zostało zakwestionowane, i bynajmniej nie od razu, ale dopiero po ośmiu latach.
Na pytanie dlaczego dopiero wówczas, profesor odpowiedział:
– Nastąpiło zapotrzebowanie na to, by mnie upokorzyć. Przyznaję, że nie wiem skąd się to wzięło. Przychodzi mi do głowy „dobra zmiana”, z tym typowym dla siebie działaniem: aby nowe elity wprowadzić – stare trzeba skompromitować. Mam znane nazwisko. Byłem rektorem UMK 4 razy. Łatwo można się mną zabawić.
Bycie w PRL-u rektorem uniwersytetu okazało się prawdziwym wyzwaniem.
Był to czas „przewartościowania wszystkich wartości”. W samym tylko Toruniu pracowało ok. 300 pracowników Służby Bezpieczeństwa. Szczególnie aktywnie działali oni na uniwersytecie, bo to było zarzewie „wywrotowej” działalności. Rektor uczelni nie mógł się z nimi nie widywać. Nie dało się ich ot tak po prostu zbywać. Przychodzili do rektorskiego gabinetu. Osoba tak wysoko postawiona jak prof. Kopcewicz musiała być dostępna dla władz 24 godziny na dobę.
W owym czasie SB zaczęło zbierać na różnych wysoko postawionych intelektualistów różne „haki”. Między innymi zlecono Grzegorzowi Filutowi, świadkowi koronnemu procesu, powołanie prof. Kopcewicza na TW – żeby w razie potrzeby móc go skompromitować.
– Fakt, że dowiedziałem się o tym ponad 30 lat później, jest tylko pustym śmiechem historii – mówi prof. Kopcewicz. – Nigdy jednak w PRL-u z tych papierów nie skorzystano. Wypłynęło to dopiero po latach, w wolnej Polsce. Właśnie teraz.
Obrońca profesora – mec. Jan Kwietnicki zwracał uwagę na nieprawidłowości proceduralne.
– Od samego początku sposób przesłuchiwania świadka koronnego w sprawie był wadliwy, by nie powiedzieć tendencyjny – mówi obrońca profesora mec. Jan Kwietnicki. – Zmierzał do takiego ukształtowania tego zeznania, żeby mogło ono stanowić dowód w sprawie. Dopiero dogłębne przesłuchanie przed sądem pozwoliło na ujawnienie okoliczności, które przekreślały, w mojej ocenie, zasadność zarzutów. Kwestią kluczową było to, że wprowadzenie profesora Kopcewicza na listę tajnych współpracowników było wynikiem polecenia służbowego pułkownika Grochowskiego, a nie efektem podjęcia współpracy. On najzwyczajniej w świecie nic o tym nie wiedział.
Cel tych zabiegów mec. Kwietnicki wyjaśnia prosto:
– Uważam, że pion śledczy IPN od dłuższego już czasu wykonuje zadania zlecone przez aktualną ekipę rządzącą. Zmierzają one do tego, żeby poniżyć i zdyskredytować wszystko, co działo się w Polsce przed 2015 rokiem. Kiedy słyszę dziś od prominentnych polityków PiS, że wszystko, co do tej pory działo się w naszym kraju było złe, że dopiero w tej chwili Polska podnosi się z kolan, to przestaję się dziwić, że dochodzi do podobnych procesów.
Proces lustracyjny byłego rektora UMK prof. Jana Kopcewicza wszczęto bez żadnych dowodów. Świadek koronny, który miał profesora pogrążyć, swoje zarzuty bardzo prędko wycofał i pomówionego przeprosił.
– Myślę, że chciano mnie tylko upokorzyć, i to się udało – mówi profesor.
5 lutego 2017 roku Sąd Okręgowy w Toruniu uniewinnił prof. Jana Kopcewicza od zarzutu kłamstwa lustracyjnego. Na tym jednak sprawa się nie zakończyła. W czerwcu 2018 prokurator IPN złożył apelację od decyzji sądu. Odnaleziono bowiem w archiwach kolejne dokumenty obciążające, zdaniem IPN, profesora Kopcewicza. Dodatkowo powołano kolejnego świadka, byłego pracownika SB, który miał dysponować wiedzą na temat rzekomej współpracy profesora.
Również i te rzekomo „żelazne” dowody IPN na niewiele się zdały. Materiał dowodowy sprawy, a także ustalenia sądu nie dały podstaw do przypuszczenia, by oświadczenie lustracyjne prof. Jana Kopcewicza było nieprawdziwe. W swoim orzeczeniu sąd podkreślił, że definicja ustawowa wymaga, że współpraca musi polegać na świadomych kontaktach z służbami oraz na przekazywaniu informacji. Innymi słowy współpracownik, co jest oczywiste, musi być świadom tego, że jest współpracownikiem. Oskarżyciel tego nie wykazał. Kontakty, które miał profesor, były wyłącznie kontaktami wymuszonymi, wynikającymi z piastowanego przezeń urzędu. Nie świadczą jednak o tym, że doszło do świadomej współpracy.
Prawomocnym wyrokiem sądu apelacyjnego prof. Jan Kopcewicz został ze wszelkich zarzutów oczyszczony.
thorne2
26 stycznia 2019 @ 15:01
Oliwa sprawiedliwa na wierzch wypływa.Aktualny sort ,wszystkich myślących i niespolegliwych ,wrzuca do g… .