Brzeziński: Chcę pokazać zdrową miłość [WYWIAD]
O najnowszej powieści, której akcja toczy się w Toruniu, tematyce LGBT w literaturze młodzieżowej i bolączkach self-publishingu rozmawiamy z autorem Bartoszem Brzezińskim.
Niedawno premierę miała książka „Pierre i Raimundo – Symfonia losu”, 2. tom z cyklu, który kieruje pan do młodzieży. Wszystkie egzemplarze wyprzedały się na pniu.
Tak, wszystkie dostępne egzemplarze wyprzedały się w trakcie tygodniowej przedsprzedaży, a takiego scenariusza nie brałem pod uwagę. Jest to self-publishing, więc nakład jest ograniczony do moich własnych zasobów finansowych, ale i tak moi czytelnicy zrobili mi bardzo przyjemną niespodziankę.
Miejscem akcji powieści jest Toruń. Skąd taki wybór? Mieszka pan i pracuje w Warszawie.
Studiowałem i mieszkałem w Toruniu przez pięć lat, więc jest mi to znane miasto. Mniej więcej właśnie wtedy pisałem na blogu opowiadanie „Pierre i Raimundo”, które spotkało się z ciepłym przyjęciem czytelników, dlatego kilka lat później zostało wydane jako książka. Z początku nie podałem nazwy miasta na blogu, bo nie chciałem, aby ktoś myślał, że to opowiadanie o mnie, jednak z czasem ujawniłem miejsce akcji, co ucieszyło kilku moich toruńskich czytelników.
Porusza pan w swoich opowiadaniach i książkach tematykę LGBT. To chyba nie jest łatwe w obecnych czasach?
Tematyka LGBT jest obecna w moim życiu od dawna. Pierwsze opowiadania, które pisałem lata temu, pomagały mi w zrozumieniu samego siebie. Potem pomogły także moim czytelnikom w podobnej sytuacji, gdy człowiek dopiero wszystko odkrywa i niczego nie rozumie. Doszedłem do wniosku, że chcę pokazać jedynie zdrową miłość i różne jej wersje. Po moje książki sięgają osoby, które takiej tematyki szukają. Słyszałem, niestety, dużo historii, w których osoby LGBT cierpią – od wyrzucenia z domu, przez urwanie kontaktu z rodzicami, po żebranie pieniędzy na peronach, by mieć na bilet i móc uciec do bardziej przyjaznej części rodziny. Wiem, że teraz jest ciężko, ale wiem też, że dobro zawsze wygrywa. Ostatecznie wierzę w ludzi i w to, że sięgną po miłość do własnych serc.
Tematykę LGBT łączy pan z kategorią literatury młodzieżowej. Współczesna młodzież potrzebuje takich odniesień?
Kiedy byłem młody, brakowało mi książek z postaciami prezentowanymi jako LGBT. Nie kojarzę żadnych z lektur szkolnych, chyba że weźmiemy pod uwagę romans Achillesa i Patroklesa. Nie oszukujmy się, takie osoby były i na pewno będą, a więc będzie to zawsze aktualny temat. Natomiast tym, co mnie cieszy, jest niewątpliwie zwiększona liczba tego typu wątków, nie tylko w książkach.
Polskie społeczeństwo jest w tej kwestii tolerancyjne?
Osobiście nie czuję się w polskich miastach tak bezpiecznie, jak na przykład w Pradze, gdzie mieszkałem przez dwa lata. Niedawno pod moją stacją metra dźgnięto nożem chłopaka, który szedł z partnerem za rękę. Takie sytuacje powinny dać nam wszystkim do myślenia. Ostatecznie myślę, że polskie społeczeństwo nie jest tolerancyjne i chyba jest za mało empatyczne. To się zmieni, to tylko kwestia lat, ale niektórzy nie mają czasu czekać i nie chcą marnować własnej młodości.
Równie ważnym motywem w pana książkach są czworonożni przyjaciele. Przy okazji premiery 2. tomu „Pierre i Raimundo” zorganizował pan nawet zbiórkę na toruńskie schronisko.
Toruńskie schronisko pamiętam właśnie z moich studenckich lat. Często chodziłem razem ze znajomymi wyprowadzać tamtejsze psiaki. Ludzie potrafią być bardzo okrutni dla zwierząt, co wystawia nam, jako społeczeństwu, kiepskie świadectwo. Realnie rzecz ujmując, nie sądzę, abyśmy kiedyś osiągnęli utopię i każdy pies miał dom, ale jeśli już nie ma, to można mu jakoś pomóc.
Chęć uwrażliwienia społeczeństwa na aktualne problemy to główna motywacja do pisania? Czy być może jest nią coś innego?
Pisanie od zawsze traktowałem jako swoje hobby, ale nieświadomie stało się ono ważną częścią życia. Mogę się dzięki temu dzielić z innymi swoimi przemyśleniami. Zależy mi, aby każde opowiadanie miało jakieś przesłanie oraz ukryte symbole dla tych, którzy lubią poszukać, więc chyba przyjemność sprawia mi też zostawianie zagadek. Motywują mnie wydarzenia z życia codziennego, ale nie tylko. Czasem inspirację czerpię z muzyki albo zasłyszanych historii czy obserwacji innych ludzi. Do pisania motywują mnie też czytelnicy, wysyłając wiadomości, maile, zostawiając komentarze, dzieląc się swoimi wrażeniami lub ulubionymi scenami. To jeden z silniejszych motywatorów do pisania, bo dzięki temu wiem, że to, co piszę – trafia do ludzi.
A skąd czerpie pan pomysły na opowiadania i książki? Także z obserwacji?
Wygląda to mniej więcej tak, że mam kilka motywów w głowie, które są mi wyjątkowo bliskie. To m.in. motyw marzeń lub radzenia sobie z depresją. To właśnie wokół nich buduję historię. Wymyślam bohaterów, którzy będą mierzyć się z tym, co dla nich szykuję, a potem tworzę fabułę, chociaż i ona potrafi się kilka razy po drodze zmienić, gdy wpadnę na, moim zdaniem, lepsze rozwiązanie. Teraz pracuję nad dużą serią książek i sporo korzystam ze słowiańskiej mitologii i jej motywów. Mój cel to przedstawienie współczesnego świata, z którym sąsiadują słowiańskie legendy. Dla przykładu, lubiany przeze mnie motyw radzenia sobie z depresją w jednej z książek przedstawiony jest jako negocjacje ze słowiańskim demonem nieszczęścia – Lichem. Na szczęście bestiariusz słowiańskich istot jest gruby, a więc jest w czym wybierać i przekładać na nasz świat.
Na ten moment publikuje pan własnym sumptem. Self-publishing to ciężki orzech do zgryzienia?
Nie jest ciężki, ale na pewno jest bardzo kosztowny. Współpracuję ze sklepem Bucketbook.pl, który pomaga ze składem, sprzedażą, wydaniem i wysyłką, ale opłacanie korekty, redakcji, grafik i nakładu idzie z własnej kieszeni, więc nie jest to takie proste. Na pewno trzeba mieć jeszcze jakąś pracę, która pomoże się utrzymać. Dodatkowy zastrzyk gotówki w przypadku self-publishingu to wielkie ułatwienie, dlatego pomocny dla młodych autorów, również dla mnie, jest Patronite.
Chciałby pan związać swoją przyszłość z pisaniem?
Moim marzeniem jest móc się utrzymywać z tworzenia książek, ale próbuję patrzeć na to realnie, więc na razie pracuję na „dwa etaty”. Nie pozostaje mi nic innego, jak pisać dalej, próbować dotrzeć do szerszego grona czytelników. Kolejna książka, 3. tom trylogii „Szepty”, już jest w przygotowaniu. Mam nadzieję, że ukaże się w pierwszej połowie 2022 r. Będzie to moja pierwsza ukończona trylogia i prawdę mówiąc, nie mogę się tego doczekać!