I w Toruniu są zwolennicy „zero waste”. Czy można żyć nie produkując śmieci?
15 maja w Polsce przypadł Dzień Długu Ekologicznego. To oznacza, że resztę roku przeżyjemy na ekologiczny kredyt. Torunianki próbują zatrzymać ten rozpędzony pociąg, żyjąc w duchu „Zero Waste”.
O tym, że od kilku lat żyję w nurcie może nie „zero”, ale „less” waste, dowiedziałam się, gdy przeczytałam artykuł o twarzy tego ruchu – Bei Johnson. Bea ma męża, dom i dwójkę dzieci i do zdjęć pozuje najczęściej z półlitrowym słoikiem. W nim mieszczą się śmieci, które wyprodukowała ona i jej rodzina w przeciągu ostatniego roku. W tym limicie mieszczą się od 10 lat. Jak to możliwe?
Bea i jej mąż, aby żyć, nie produkując śmieci, wprowadzają w życie zasadę pięciu R. „RRRRR” w tym przypadku nie jest oznaką wady wymowy, lecz konkretnymi wskazówkami, jak w codziennym życiu nie generować śmieci. Refuse – odmawiaj przedmiotów, których nie potrzebujesz, foliówek, opakowań, darmowych gadżetów, których pewnie i tak nigdy nie wykorzystasz. Reduce – ograniczaj śmieci nie tylko podczas zakupów, unikając plastiku i nadmiaru opakowań, ale również w życiu codziennym. Większość z nas ma zbyt wiele przedmiotów i kupuje bezmyślnie kolejne. W tym etapie warto ograniczyć zakupy i zastanowić się, co jest nam tak naprawdę potrzebne. Reuse – używaj ponownie tego, co raz przyniosłeś do domu. Można zacząć od używania foliowych reklamówek dwukrotnie, można zrezygnować z papieru śniadaniowego, a kanapki do pracy nosić w pojemniku po lodach lub sałatce. Wkrótce dowiesz się, że kupujesz tyle rzeczy w słoikach, w pudełkach i woreczkach, że przekonasz się do kupowania bez nich. Przynosimy ich zbyt wiele, by móc przetworzyć w domowych warunkach. Ileż słoików można powtórnie napełnić? Recycle – segreguj i przetwarzaj te śmieci, które wyprodukujesz. Z kubka z oderwanym uchem można zrobić doniczkę, a z gazety doskonały worek na śmieci. I na koniec, etap prawdziwych profesjonalistów: rot – kompostuj wszystkie organiczne elementy.
Na swojej zerowastowej drodze przeskakuję pomiędzy jednym R a drugim. Odkąd mamy działkę, ostatnie R zastaje nas wożących obierki od ziemniaków i fusy od kawy na drugi koniec miasta, by wyrzucić do kompostownika. Szalone? Niekoniecznie.
Wielu ludzi zastanawia się: „czy musi to być od razu „zero”?”. Jak sobie z tym poradzić?
– Jeśli mogę zrobić zakupy bez plastiku, to tak zrobię – odpowiada Lena Paracka-Werner, fotografka i jedna z twórczyń toruńskiej grupy Zero Waste. – Ale nie ma sensu jechać po coś bez plastikowego opakowania na drugi koniec miasta, bo ani nie mam na to czasu, ani nie jest to ekologiczne. Zero waste to przede wszystkim świadome wybory.
W centrum Torunia życie bez plastiku jest jak najbardziej możliwe. Nawet freeganie spokojnie poradzą sobie ze zdobyciem jedzenia. Targowisko przy Szosie Chełmińskiej, czyli dla wielu torunian „rynek na Nowickiego”, pozwala zrobić zakupy „zero waste” od orzechów po warzywa i owoce. Wystarczy szybko głośno i wyraźnie powiedzieć, że woreczek jest niepotrzebny. Tajemnicą znaną tylko „zerowastowcom” jest to, że w większości Torimpexów można zrobić zakupy na dziale mięsnym z własnym pudełkiem, w Auchan – towary sypkie, w Kauflandzie wielorazowe podpaski i drewniane patyczki do uszu, a w Rossmanie – kubeczki menstruacyjne.
Artykuły higieniczne są zresztą bolączką wielu kobiet. Nasze ciała krwawią przez tydzień w miesiącu, a kultura narzuca kult zadbanego, nieowłosionego ciała i pięknych włosów. Wszystko to wymaga baterii środków higienicznych, które w większości zawierają plastik i tworzywa sztuczne, a co za tym idzie – rozłożą się setki lat po naszej ostatniej miesiączce. Bywa tak, że kobiece łazienki bardziej przypominają laboratoria chemiczne albo fragmenty drogerii. Jak sobie z tym poradzić, jeśli nie bez śmieci, to z niewielką ich ilością?
Fundacja Alternatywna wraz z grupą Zero Waste Toruń organizuje cykliczne już warsztaty i spotkania dla osób, które chciałyby ograniczyć produkcję śmieci. Ostatnie spotkanie, jak i cały ruch, w Toruniu zdominowały kobiety, ponieważ poświęcone było higienie. Można było posłuchać o wielorazowych maszynkach do golenia, naturalnych środkach do demakijażu, wielorazowych chusteczkach, podpaskach, wkładkach i pieluszkach. Wielkim zaskoczeniem okazało się, że spora grupa torunianek porzuciła tampony i podpaski na rzecz kubeczków menstruacyjnych. Czym one są? Silikonowymi pojemniczkami w kształcie anatomicznego lejka, które zbierają krew miesięczną. Aplikuje się je w podobny sposób jak kobiece prezerwatywy. Mają różne pojemności i kształty, bo i każda kobieta „tam” jest zbudowana inaczej.
– Serdecznie polecam kupić sobie taki kubeczek w promocji, choćby w Rossmanie – mówiła podczas warsztatów najbardziej zaprawiona w bojach uczestniczka, która kubeczków używa od kilku miesięcy. – Normalnie kosztują około 100 zł, więc zrozumiałe jest, że to wydatek, przed którym można się zawahać. Pierwszy najprawdopodobniej nie będzie tym docelowym, ale warto sprawdzić, jak się aplikuje, jak się z nim czujemy i czy dla nas to jest ok. Dla mnie to jest rewelacyjne odkrycie. Można zapomnieć, że ma się okres. Dla mnie dużym plusem było też to, że tu krew nie ma styku z powietrzem, zatem nie krzepnie i nie zmienia swojej konsystencji, a co za tym idzie, i zapachu. Czułam się świeżo i czysto, ale też bezpiecznie.
Nie dziwota, skoro w bawełnie, która występuje zarówno w podpaskach, jak i w tamponach, znajdują się nie tylko wybielacze, ale również ostatnio uznany za szkodliwy glifosat, czyli herbicyd znany w Polsce głównie pod nazwą Roundup. Jest szeroko stosowany w rolnictwie wielkoobszarowym. Również w uprawie bawełny. Powszechna obecność toksyn w naszej domowej chemii i kosmetykach bywa również przyczyną, dla której ludzie stają się „less waste”.
– Ja o tym, że jestem zero waste, dowiedziałam się po pierwszej ciąży – mówi doświadczona już Gabrysia, szyjąc wkładkę na maszynie do szycia. – Musiałam ze względu na problemy ciążowe. To nie spowodowało chęci ograniczenia produkcji śmieci, tylko ją wymusiło. W ciąży reagowałam na wszystko alergicznie, miałam problem ze skórą, jak dostawałam uczulenie, to miałam rany na powiekach. Dostawałam sterydy już, ale gdy zaszłam w ciążę, to powiedziałam, że absolutnie żadnych sterydów, żadnych leków, ja się tym truć nie będę. Odstawiłam wszystkie kosmetyki, wszystkie toksyny. Nie używam już żadnych kupnych gotowych kosmetyków. Używam szarego mydła, hydrolatu z róży i kwasu hialuronowego, bo moja skóra potrzebuje naprężenia. Unikam zapachowych rzeczy, jak byłam w drugiej ciąży to wszystko z zapachami wyleciało z domu, łącznie z kosmetykami męża. Po urodzeniu, jak przestałam karmić, moje dzieci zaczęły mówić „Tato, ale ty ślicznie pachniesz!”. Nie katuję się tym nieśmieceniem. Moje dzieci jedzą jeden rodzaj jogurtu, którego nie da się kupić w słoiczku. Wszystkie inne są niedobre. No i przedszkole. Dzieci mają tam pić wodę, ale muszę ją dostarczać w butelkach plastikowych – taki wymóg przedszkola. Jestem w stanie to zrozumieć. Gdzie mam wybór – to go dokonuję. Jeśli nie mam na coś wpływu, to odpuszczam.
Na warsztatach około dwudziestka pań szyła wielorazowe wkładki higieniczne. Okazuje się, że ich tajemnicą jest… zero waste, czyli reuse. Aby taka wkładka w ogóle spełniała swoją rolę i chłonęła wilgoć, flanelka, z której jest uszyta, musi być po prostu sprana.
– Ja mam, proszę ciebie, pół rodziny z maszynami – śmieje się Dominika. – Mój brat ma Singera, ja Łucznika klasycznego z PRL i teścia, który miał zakład krawiecki. Już sobie poprawiłam powłoczki. Nie kompostuję, bo w bloku to bym się nie odważyła, ale jak kiedyś będę miała ogród, to owszem, owszem. Pracuję z emerytami i dziś się dowiedziałam, że najlepszym nawozem są skórki od banana albo całe banany, gdy się sadzi drzewo. W drugi obieg oddaję za to fusy od kawy z ekspresu. Część służy mi do peelingów, resztę rozdaję innym „zero waste”.
Co na praktyki zero waste, szczególnie te higieniczne, mówią specjaliści?
Ginekolog Nicole Sochacki-Wójcicka prowadzi bloga mamaginekolog.pl i stwierdza, że kubeczki menstruacyjne są bezpieczne, chociaż nie chronią, jak chcieliby ich producenci, przed TSS (toxic shock syndrome). Prawdopodobieństwo zachorowania jest minimalne, ale jest, jak w przypadku używania tamponów.
– Są podobnie bezpieczne jak tampony i nie ma ginekologicznych przeciwwskazań do ich używania, jeżeli kobieta sobie tego życzy – pisze na swoim blogu. – Najważniejszym argumentem za tym jest, że amerykańskie towarzystwo FDA po analizie wielu badań naukowych określiła kubeczki menstruacyjne jako bezpieczne.
Dla toruńskich ginekologów jest to jeszcze nowość. Czytelniczki dzieląc się swoimi historiami, przywołały całe spektrum reakcji od – „największa ingerencja w pochwie to tampon” po zaciekawienie, chęć dokształcenia i akceptację. Są również ginekolożki, które same kubeczków używają.
W Toruniu w grupie Zero Waste jest ponad 500 osób. Gdy miłośnicy nieśmiecenia zebrali się po raz pierwszy, było ich zaledwie kilkudziesięciu. W przeciągu kilku miesięcy grupa wręcz spuchła. Około tysiąca osób zrzesza grupa tzw. śmieciarkowa „Uwaga śmieciarka jedzie – Toruń”. Tu zbierają się ludzie polujący na skarby ze śmietnika. Ostatnio kontener z Mokrego Przedmieścia uszczęśliwił wielu kolekcjonerów włocławskiej porcelany i retro designu z PRL. Popularność zyskuje również drugi obieg „z ręki do ręki” nie tylko w postaci swapów i ogłoszeń na OLX, ale również w facebookowej grupie „Nie chomikujemy, tylko chętnie oddajemy”. Póki co, grupy te są wolne od tzw. „madek”, czyli osób, które wyspecjalizowały się w zbieraniu dziecięcej odzieży i innych dóbr, by potem je sprzedać z zyskiem. Grupy te stały się miejscami okazywania kobiecej solidarności. Ogłoszeniem, które wzbudziło ostatnio największe poruszenie, była prośba o pomoc dla kobiety, która uciekła z przemocowego małżeństwa tak, jak stała. Potrzebne było dosłownie wszystko i szybko okazało się, że „wszystko” było już u innych i wcale nie było im potrzebne tak, jak by się mogło wydawać…
26 lipca 2019 @ 12:56
Ale się cieszę że jest w Toruniu taka inicjatywa, bo chcę podobnie działać