Widzowie z Torunia stęsknieni za teatrem: Spektakle on-line to nie to samo
12 marca minie rok od momentu, gdy drzwi Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu zamknięto, a zaplanowane spektakle odwołano. Widzowie mogli w tym czasie oglądać interaktywne spektakle on-line, ale – jak mówią – pozostawiały one dużo niedosytu. Za deskami teatru stęsknili się także sami aktorzy. „To był trudny czas”, mówi aktorka Mirosława Sobik.
Lockdown wywrócił dotychczasowe życie do góry nogami. To, co do tej pory wydawało się oczywiste, jak pójście do teatru, przestało być możliwe. Odmrożenie na jesieni okazało się tylko chwilowe. Ostatecznie zmiany nastąpiły dopiero 12 lutego.
– Brakowało mi widzów, grania spektakli, prób. Moje życie bardzo się zmieniło. To był trudny czas – ograniczenie kontaktu, choroby bliskich osób. Zmieniło się nie tylko samo funkcjonowanie, ale także spojrzenie na życie, zaczęliśmy je bardziej doceniać, dostrzegliśmy, jak ważna jest potrzeba kontaktu z drugim człowiekiem – mówi Mirosława Sobik, aktorka z Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu.
Teatry otwarto w ramach określonego reżimu sanitarnego. Na widowni obowiązują maseczki, a w trakcie spektakli zajętych może być zaledwie 50 proc. miejsc. Obawa o brak chętnych w dobie – wciąż przecież trwającej – pandemii okazała się jednak niesłuszna. Bilety na pierwsze spektakle w toruńskim teatrze rozeszły się w mgnieniu oka. Widzowie w dobie lockdownu mieli co prawda możliwość uczestnictwa w spektaklach on-line. Teatr Horzycy wystawiał m.in. „Show me the dark side of your moon”, „Pułapkę na myszy” czy ostatnio „Podwyżkę”. Spektakle on-line transmitowane były na żywo w formie interaktywnej. Oznacza to, że widzowie mieli możliwość interakcji z bohaterami. Odbiorcy podkreślają jednak, że nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu z aktorem. Zwracają przy tym także uwagę, że w teatrze widz sam steruje odbiorem sztuki, natomiast w spektaklu na ekranie odpowiedzialny jest za to operator kamery.
– To nie jest to samo. Nie ma bezpośredniego przeżycia na linii widz-aktor – tłumaczy Kacper, jeden z widzów czekających na spektakl „Być jak Thelma i Louise”. – Poza tym w spektaklu na żywo to ja, jako widz, decyduję o tym, w którym kierunku spojrzę, co mam oglądać. W spektaklach on-line to reżyser i operator kamery, siłą rzeczy, wyznaczają kierunek, w jakim ma padać nasze spojrzenie. To budzi pewien niedosyt. Spektakl on-line nie daje wolności wyboru, jaką daje tradycyjny teatr.
Odbiorcy wskazują też na klimat, który trudno jest samodzielnie zbudować w zaciszu domowym.
– Zaszczeka pies, zadzwoni telefon, zapłacze dziecko, coś odwróci naszą uwagę, rozproszy nas, jak to w domu. Poczujemy się głodni, pójdziemy do kuchni wziąć coś do jedzenia. Spektakl on-line możemy oglądać w kapciach i piżamie. W teatrze to przeżycie jest zupełnie inne, jest żywe – dopowiada Ola.
Jeszcze kilka miesięcy temu wizja rewolucji w teatrze i pozostawienia w stałej ofercie internetowych przedstawień wydawała się realna.
– Spektakle interaktywne nie mają szansy zastąpić klasycznego teatru. Nowoczesna technologia na deskach teatru z pewnością będzie wykorzystywana, ale aktorzy grają zupełnie inaczej, gdy widzą, jak reaguje publiczność – dodaje Adam.
Widzowie i aktorzy Horzycy nie kryją radości z powrotu spektakli na deski teatru. Wszystkim towarzyszy jednak niepewność: „jak długo potrwa odmrożenie?”.
– Teatr i aktor nie istnieją bez widza – podsumowuje Mirosława Sobik.