180 minut spóźnienia, sukienka na wieszaku i przypadkowy bal w Zębówcu. 40-lat temu Polska utknęła w zaspach podczas „zimy stulecia”
Śnieg zaczął sypać w sylwestrowe popołudnie. Do Torunia wieści o tym, że coś niespotykanego się dzieje, dotarły, gdy pociągi z północy Polski zaczęły nabierać gigantycznych opóźnień. W podtoruńskich miejscowościach opóźnienia sięgały 180 minut, aż do ustania komunikacji.
– Pierwsze dni 1979 roku długo pozostaną w naszej pamięci – pisała wówczas „Czesanka” w drugim styczniowym numerze. – Mróz i śnieżne zadymki spowodowały duże zakłócenia w normalnym rytmie pracy. Odpowiadając na apel Rady Ministrów, mężczyźni oraz wiele kobiet (m.in. personel zakładowej stołówki) dało duży wkład swojej pracy w odśnieżanie miasta. Odcinek Szosy Bydgoskiej wiodący w bezpośrednim sąsiedztwie Merinoteksu był odśnieżany przez pracowników Wydziału Końcowego. (…) Na służbowych posterunkach nie zabrakło też energetyków i ciepłowników Merinoteksu. Dzięki ich ofiarności ani na chwilę nie przerwano dostawy odpowiedniej ilości energii cieplnej dla potrzeb miasta. Jednym z newralgicznych punktów zmagań ciepłowników była suwnica, której wózek nie chciał się poruszać po oblodzonych szynach. Spowodowało to obniżenie się temperatury w mieszkaniach, ale ciągłość grzewcza została jednak zachowana.
Co charakterystyczne, na koniec możemy przeczytać, że „Dziś zapasy paliwa gwarantują dostateczne ciepło w naszych mieszkaniach i zakładzie także”. Czytając między wierszami, można zrozumieć, że było wręcz odwrotnie. Zapytaliśmy, jak to było z paliwami, czyli z dostępnością węgla zimą 1979 r. I o samą zimę oraz Nowy Rok.

– Sukienkę miałam uszytą, wisiała na wieszaku. Ale na zabawę sylwestrową nie dotarłam, sukienka przydała się na jakieś wesele – wspomina nasza Czytelniczka. – Zabawa miała być gdzieś w Obrowie. Gdzieś tam kupili oranżadę na ten bal, nie było komu wypić i popękały butelki. Na zakręcie w Zębówcu były takie zaspy, że wszystkie auta utknęły łącznie z… orkiestrą. Orkiestra ze Steklinka i Czernikowa jechała na ten bal i schroniła się w prywatnym domu. Ci ludzie się wybierali zresztą na zabawę, więc bal niedobitków i przypadkowych podróżnych, ale za to z orkiestrą, odbył się u nich w domu. To było więcej takich „prywatnych domów”. Kierowcy z jadący od Warszawy też utykali w tych zaspach, ludzie ich przyjmowali. Wiało tak, jak dziś, od północy. Zaspy leżały bez przerwy do połowy marca. Widok był jak w górach. Dopiero w kwietniu puściło.
Dziś wiemy już, że grzejniki pękały w całej Polsce. Dostawy węgla w PRL wykonywano wówczas głównie koleją. Kolej stanęła. A bez węgla nie było i prądu…
– Brakowało węgla – wspomina Czytelniczka. – W szkole w Wymyślinie (gmina Skępe) było go szczególnie mało, popękały grzejniki. Dyrektora za to zwolnili, a my mieliśmy przesunięte ferie. Było w ogóle za mało węgla, przywieźli wagon, podpalili i tak szło. Jak stanęła kolej, to i 4-5 dni nie było dostaw. Ludzie to rozładowywali ręcznie łopatami, na mniejsze wózki maksymalnie po dwie tony i czekali na następny.
Takie mroźne zimy przytrafiały się wówczas ze zwyczajną regularnością: 1969, 1979, ale też 1987 rok trzaskały mrozem.
Porodówką dla tej części powiatu był wówczas szpital w Lipnie. Ojcowie noworodków wędrowali na oddział szpitalny z butelkami mleka za pazuchą. Na pieszo, nieraz po 20 kilometrów, bo komunikacja nie działała, a niewielu miało wówczas auto. Butelki z mlekiem, które dostarczono do szpitala, popękały… Dziś nikt sobie nie wyobraża 20-kilometrowego spaceru w śniegu z mlekiem pod kożuchem.
– O tym, że będzie zima to wszyscy wiedzieliśmy. Ojciec był palaczem w I Liceum Ogólnokształcącym w Toruniu. Dał radę razem z bratem, który też tam pracował, aby ogrzać szkołę tak, że grzejniki nie zamarzły. Podzielili się na zmiany 12/12, a czasami 24/24, palacz musiał być całą dobę. W tym czasie wysiadł prąd. Elektrownie też nie miały węgla, więc pompki obiegowe od centralnego nie działały. My z mamą zostałyśmy na zimę same i na sankach musiałyśmy odstawiać mleko do mleczarni. Płakać się chciało. I w latach 60. były takie zimy. Kiedyś zawiało pociąg w tzw. parowie koło Wygody. W „Nowej” w Czernikowie nocowali ludzi z pociągu. Pociąg zamarzł w parowie, ludzie przeszli na piechotę do gospody i tam zostali. Z Czernikowa i Czernikówka szło ze 40 chłopów z łopatami, żeby odkopać ten skład. Teraz jakby przyszły czterdziestostopniowe mrozy, to wszyscy by poumierali. Wszyscy mają te pompki, cienkie rurki, elektrykę.
A my martwimy się właśnie o tą odrobinę śniegu, która spadła, pomstując na drogowców…