O współpracy, która życie ratowała [FELIETON]
Ze studiów pamiętam opis pewnego eksperymentu społecznego. Na obozie harcerskim sprowokowano konflikt między dwiema grupami chłopców. Następnie próbowano ten konflikt zażegnać. Próbowano wszystkiego, łagodnej perswazji, ukazywania drugiej strony w pozytywnym świetle, odwoływania się do wartości. Wszystko na nic, a niektóre zabiegi wręcz wzmacniały wrogość. Zupełnie przypadkiem w trakcie eksperymentu pojawiła się konieczność przeniesienia ogromnej łodzi. Jedna grupa chłopców nie była w stanie temu sprostać. Musieli ze sobą współpracować. Dopiero to zdecydowało o zmianie wzajemnego nastawienia.
Czy to jakaś wskazówka dla naszego podzielonego do bólu społeczeństwa? Zapewne jakaś. Warto spróbować. Może coś zrobić z sąsiadem nie tylko w imię dobrosąsiedztwa, ale i poprawy wyglądu wspólnego podwórka. Zaangażować się w prace rady okręgu czy spółdzielni mieszkaniowej.
Jaka jest alternatywa? Posłużę się negatywnym przykładem, niech będzie ostrzeżeniem.
Rotmistrz Pilecki, ochotnik do Auschwitz, rozpoczął budowanie struktur ruchu oporu w obozie. Dokonał przeglądu pozyskanych towarzyszy konspiracji pod kątem przynależności partyjnej i zanotował w swoim raporcie: „Więc trzeba było Polakom pokazywać codziennie górę trupów polskich, żeby się pogodzili i zdecydowali, że ponad różnice i wrogie stanowisko, jakie zajmowali w stosunku do siebie na ziemi, jest większa racja – zgoda… A więc racja zgody i racja wspólnego frontu zawsze była i zawsze znajdowała się w przeciwieństwie do tego, co czynili na ziemi: wieczne pieniactwo i żarcie się w Sejmie”.
Monika
20 lutego 2021 @ 14:20
Jaka ta prawda o nas jest gorzka…