Bitwa pod Warną – 574 lata później… [FELIETON]
Mundial piłkarski nam nie wyszedł, ale mundial siatkarski na razie układa się całkiem pomyślnie. Tak się składa, że mistrzostwa świata w piłce nożnej i piłce siatkowej mężczyzn odbywają się w tych samych latach.
O ile nasi piłkarze w Rosji się nie popisali, to siatkarze w Bułgarii (drugim współgospodarzem są Włosi) spisują się na razie rewelacyjnie. Z pięcioma zwycięstwami i kompletem punktów przeszli jak burza pierwszą rundę i dzięki temu w kolejnej nadal będą grali w najbardziej polskim z bułgarskich miast… w Warnie.
Złote Piaski zawsze były cenione przez polskich turystów. W okresie PRL jeździła tam raczej partyjna elita i z rzadka co bardziej zaradni przeciętni Polacy. Obecnie ten urokliwy kawałek wybrzeża Morza Czarnego odwiedzać może nieomal każdy, bo na szczęście powoli, ale się bogacimy.
Nic więc dziwnego, że naszych siatkarzy wspierają rzesze kibiców na trybunach robiących sobie przerwę w plażowaniu. Warna jednak „polskim” miastem została już w 1444 roku. Młody polski i węgierski król Władysław III nazwany w wyniku tegoż dramatycznego zdarzenia Warneńczykiem stoczył tam z tureckim sułtanem bitwę, niestety zakończoną klęską i śmiercią samego władcy.
Ciała króla nigdy nie odnaleziono, a na Wawelu jest jedynie symboliczny sarkofag Warneńczyka. Jak wielkim szacunkiem Bułgarzy po dziś dzień darzą i Polskę, i błędnego rycerza, jakim był król Władysław III, świadczy fakt, że w 1935 roku zbudowali w Warnie okazałe Mauzoleum naszego choć lekkomyślnego, ale oddanego i mężnego władcy.
Ponieważ do Złotych Piasków trafi prędzej czy później niejeden z naszych szanownych Czytelników, warto odwiedzić to niezwykłe miejsce, które jest żywym dowodem polskiego męstwa i odwagi, jakiej nigdy nie szczędziliśmy w obronie cywilizacji.