Ciężki rok [FELIETON]
Ze wszystkich stron kryzys. Uchodźcy szturmują nasze wschodnie granice, choć ich cele w świetle propagandy rządu są jakby niejasne. Jak to przeczytałem w jednym z felietonów, „stan wyjątkowy wprowadziliśmy, żeby bronić granic przed terrorystami, a przedłużyliśmy w obawie o cnotę podlaskich jałówek”. Swoją drogą, kompletnie nie rozumiem, jak wdzięczny politycznie temat nielegalnych uchodźców w taki banalny sposób można było ośmieszyć? A można było temat grzać przez kolejne tygodnie, skutecznie przykrywając rozlewający się w kraju kryzys gospodarczy. Pojawia się realne ryzyko stagflacji. Inflacja rośnie, a jednocześnie spada produkcja przemysłowa. Kolejna podwyżka stóp procentowych jeszcze bardziej osłabi koniunkturę. Obniżka jeszcze bardziej zwiększy inflację. W efekcie należy przyjąć to, co nieuniknione. Od stycznia wzrosną drastycznie ceny energii. I nie chodzi mi o ceny dla odbiorcy detalicznego – one niestety też wzrosną, ale zapewne nie bardziej niż o 20-30 proc. Dużo gorzej wygląda sytuacja przemysłu i biznesu. Tu należy się spodziewać wzrostu cen energii elektrycznej o 100 proc. Cena gazu dla przemysłu jest obecnie trzykrotnie wyższa niż rok temu. Cena benzyny osiągnęła 6 zł i nie wygląda na to, żeby miała się zatrzymać. To wszystko spowoduje masowy wzrost wszystkich cen na wszelkie produkty, co w efekcie zwiększy presję płacową na pracodawców przy jednoczesnym spadku popytu. Spadek popytu to ograniczenia w produkcji, a jak w produkcji, to i w zatrudnieniu. Realnie grozi nam spirala, którą starsi z nas pamiętają z przełomu lat 90. ubiegłego wieku. Obraz kryzysu dopełnia kryzys polityczny, jakim jest spór o fundusze i praworządność pomiędzy rządem PiS a UE, który realnie może skutkować trudnościami w uzyskaniu dotacji oraz odejściem Polski od idei UE. „Bujanie łódką” może się dla nas skończyć wypadnięciem za burtę. A to nie będzie ani miłe, ani dobre.