Gdzie Rzym, a gdzie Krym [FELIETON]
W przededniu wyborów do Parlamentu Europejskiego wizytowałem tereny graniczne, a właściwie będące w stanie wojny na wschodzie Ukrainy.
Przypomnę, że nasz sąsiad nie jest członkiem NATO ani UE. Można powiedzieć, że jest zawieszony pomiędzy wschodnią satrapią Putina a europejskim światem demokratycznym.
Od lat Ukraińcy zmagają się z kryzysem gospodarczym i niestabilnością finansów publicznych. Wysokim bezrobociem. Nie pojawił się u nich żaden odważny i zdeterminowany Balcerowicz. Na prowincji bieda aż piszczy i brak perspektyw na lepsze jutro.
Do Wierchownej Rady, ukraińskiego Sejmu, wybiera się jesienią ilość partii, które trudno zliczyć i je rozróżnić. W tym miesiącu odbędą się wybory prezydenckie, w których startuje… uwaga: 44 kandydatów, a faworytem jest aktor znany z telewizji. Bez zaplecza merytorycznego i politycznego. Tak jakby prezydentem u nas wybrać dajmy na to… Sławomira! Tego od polewania się szampanem w Zakopanem.
I pomyśleć, że Polska i Ukraina startowały z tego samego poziomu. Dzisiaj to my jesteśmy wzorem do naśladowania. To nam zazdroszczą. Zmagamy się z niskimi zarobkami dla nauczycieli, brakiem stabilności na rynku rolnym, kolejkami do lekarzy specjalistów. I jeszcze by można dodawać, bo każdy coś tam dorzuci.
Ale powiedzmy sobie szczerze, gdzie Rzym, a gdzie Krym. No właśnie Krym. Okupowany przez Rosję. Dlatego ojczyznę trzeba poprawiać i ulepszać. Ale też ją doceniać i szanować. A nic lepiej nie robi, by to dostrzec, niż wizyta na Ukrainie.
15 marca 2019 @ 21:04
W zasadzie to takich bredni nie warto komentować. Wystarczy tylko napisać, że Ukraina NIGDY nie miała własnej gospodarki. Ale co tam może wiedzieć taki POseł Lenz od siedmiu boleści.