Jakie młodzieży chowanie [FELIETON]
Obserwując deformę szkół, zastanawiam się nad przyszłością tych dzieciaków i jednocześnie zerkam w kierunku mojej manufakturki. Kto kiedyś zostanie moim czeladnikiem? Czy będę musiał go uczyć od podstaw? Czy będzie nić porozumienia? Nie widzę tego. Obym był w błędzie.
Mam refleksję, że od lat zaniedbaliśmy edukację. Niedofinansowana, nieżyciowa, oderwana od potrzeb rynku. Programy edukacyjne w Polsce zmieniały się w tempie dogmatów papieskich – co kilkadziesiąt lat. Widać szkodliwość tych zaniedbań.
Urosły nam trzy pokolenia dyletantów społeczno-ekonomicznych. Dziś podstawowe zależności dla przeciętnego absolwenta szkoły średniej są niczym labirynt kreteński. Uczyliśmy się na pamięć 200 największych jezior na świecie, a nie potrafimy pojąć idei trójpodziału władzy czy podstaw ekonomii. Powinniśmy byli uczyć się współczesnego świata, ale zamiast tego lepiej było zrobić kolejną lekcję religii. Dziś zbieramy plony.
Przeciętny krajan wierzy, że rząd mu dał 500 zł, że da mu 3000 zł pensji od „szefa”, że da mu wielką emeryturę, leki za darmo, a jak będą kolejne wybory, to i 300 zł na świnkę, nawet morską. I na nic memy z Thatcher, tłumaczące, że rząd, by dać, musi zabrać obdarowanemu. Zawsze może rząd powiedzieć, że pączek będzie kosztował 2 zł. Na zawsze. Ale nie będzie. Zapomnieliśmy, że to było? Na końcu tej pochylni jest ogłoszenie, że schab zdrożał o 300 proc., ale lokomotywy staniały o 25 proc. i w bilansie ogólnym jesteśmy do przodu. Tak oto w euforii zmierzamy ku planowi „Wenezuela”. Tylko tam klimat lepszy – bez ogrzewania zimę idzie przetrwać.
Miał rację Zamoyski, że taka nasza przyszłość, jakie młodzieży chowanie. On założył światowej sławy Akademię w małym Zamościu, a my zakładamy światowej sławy klasy po 48 uczniów.