Kajdanki i śmierć od noża
„Niech mi nikt nie mówi, że to są emigranci, że to są ludzie biedni, poszkodowani. To są mordercy i bandyci. Trzeba traktować tych ludzi jak bandytów, ponieważ oni mordują naszych żołnierzy. Jeżeli ktokolwiek ma jakiekolwiek wątpliwości, sentymenty, to niech przyjdzie na drugą stronę granicy i się połączy z Łukaszenką” – te słowa generała Waldemara Skrzypczaka oburzyły wielu komentatorów i niejednego polityka po śmierci pełniącego służbę na granicy polskiego żołnierza ugodzonego nożem przez imigranta. Po drugiej stronie dyskusyjnej barykady znaleźli się gorliwi obrońcy polskiego munduru, którzy z kolei po aresztowaniu żołnierzy strzelających ostrzegawczo w stronę imigrantów szturmujących zaporę graniczną oddali strzały ostrzegawcze. Oba przypadki łączy w zasadzie tylko miejsce, gdzie do nich doszło, bo przyczyny znajdują się po obu stronach granicy.
Skąd ci uchodźcy?
Napór imigrantów na polską granicę od strony Białorusi przez część naszej sceny politycznej i komentatorskiej jest uznawany prawie za klęskę humanitarną. Polskie służby obrzucane są najgorszymi epitetami (okazuje się, że bez względu na opcję polityczną u władzy), padają nawoływania do humanitarnego otwarcia granicy i wpuszczenia wszystkich potrzebujących bez względu na przepisy prawa międzynarodowego, jak i zdrowy rozsądek.
Przybysze z Afganistanu, Sudanu czy Iraku na granicę polsko-białoruską nie trafiają dlatego, że jest ona położona najbliżej, ale dlatego, że dostarczyły ich tam rosyjskie i białoruskie służby, aby w ten sposób sztucznie wywoływać kryzys w kraju nad Wisłą. Jest to element wojny hybrydowej, którą nasi wrogowie prowadzą od kilku lat i należy uznać to za działanie wrogie, mające na celu destabilizację wewnątrz Polski oraz innych krajów UE. Polski rząd powinien się tym działaniom przeciwstawiać.
Moralna ocena działań podejmowanych przez stronę polską jest sprawą indywidualną, lecz można ją przyrównać do stosunku do bezdomnego, który pod sklepem żebrze o pieniądze. Wiemy bowiem doskonale, że w większości krajów europejskich uchodźcy z krajów islamskich nie asymilują się z nowymi ojczyznami, ani też nie zasilają zbyt licznie rynku pracy, pozostając jedynie obciążeniem dla budżetu państwa.
Śmierć polskiego szeregowego jest w rzeczy samej złą informacją dla reżimów Putina i Łukaszenki. Do kiedy bowiem polscy mundurowi musieli mierzyć się na granicy z naporem uchodźców jedynie ponosząc koszty finansowe, dla części społeczeństwa ofiarami wzbudzającymi litość, byli śniadzi przybysze ze wschodu i południa. Gdy jednak przelano krew 21-letniego żołnierza, współczucie skierowane zostało na jego rodzinę – wszak wiadomo, że bliższa ciału koszula… A tym samym rząd zyska jeszcze większy mandat do twardego oporu podczas obrony naszej granicy.
Po co kajdanki?
Aresztowanie i skucie kajdankami żołnierzy, którzy oddali strzały ostrzegawcze w kierunku uchodźców próbujących obalić barierę graniczną jest sprawą skandaliczną. Próby porównania tej sytuacji, do potyczki w Nangar Khel, jest wyjątkowo chybione, a reakcja żandarmerii wojskowej – delikatnie mówiąc nadgorliwa. Rzecz jasna bez względu na to czy żołnierz nosi mundur z orzełkiem, czy nie, każda zbrodni wojenna powinna być surowo karana. W tym wypadku do zbrodni nie doszło, za to aparat państwowy po raz kolejny pokazał, że większą odpowiedzialność za swoje działania podejmują ci, którzy stoją na niższych szczeblach drabiny władzy… Ci zaś, którzy są na jej szczycie zawsze znajdą wybieg, by uniknąć odpowiedzialności. W krajach z rozwiniętą demokracją jest dokładnie odwrotnie.
Prokurator wojskowy, oraz funkcjonariusze żandarmerii, którzy zdecydowali o skuciu żołnierzy kajdankami pokazali nie tylko kompletny brak wyobraźni, czy poczucia zdrowego rozsądku, ale przede wszystkim podważyli wiarę żołnierzy w to, że stojąc na straży granic nie mogą liczyć na choć odrobinę pobłażania. Można odnieść wrażenie, że procedury w naszym wojsku nie uległy zmianom od czasów kultowego filmu „Kroll”. Rozkaz jest rozkaz, sztuka jest sztuka, a samodzielne myślenie jest zakazane.
Niestety histeryczne tyrady na temat rzekomej zdrady i agentury rosyjskiej w naszym rządzie, prowadzą do wniosku, że należy żołnierzom stacjonującym na polskiej granicy pozwolić strzelać ostrą amunicją, kiedy przyjdzie im na to ochota. Mało kto zadaje pytanie – a co, jeśli polska kula rani lub zabije kogokolwiek po białoruskiej stronie? Jeśli trafi uchodźcę z Iraku, to adekwatnego odwetu ze strony Bagdadu spodziewać się nie powinniśmy – ale jeśli trafiony zostanie białoruski żołnierz lub pogranicznik? Nawet jeśli w rzeczywistości byłby katem i oprawcą, przez propagandę Łukaszenki przedstawiony zostałby jako bohater, którego ofiara wzmocniłaby tylko niechęć do Polski. Zaś białoruski reżim dostałby na tacy pretekst do adekwatnej odpowiedzi. A stąd już tylko krok do konieczności postawienia w gotowość ciężkiego sprzętu do obrony granicy.
Eskalacja trwa. Wywołany przez Rosję i Białoruś kryzys na polskiej granicy spowodowany jest jednak nie chęcią wpłynięcia na polską opinię publiczną przed wyborami do Europarlamentu. To element szerszej gry, w której Polska traktowana jest i będzie jak przednia straż NATO i Europy, która będzie regularnie osłabiana. Od nas samych zależy na ile w tej grze pozwolimy Putinowi i Łukaszence. Na szczęście dziś już wszyscy wiedzą, że obu tych satrapów rozumie tylko jeden rodzaj argumentów – argument siły.
Fot. Na zdjęciu szeregowy Mateusz Sitek zamordowany na granicy z Białorusią.
Jeśli chcesz dowiedzieć się co dzieje się w okolicach Torunia, odwiedź nasz bliźniaczy portal pozatorun.pl