Kampania wrześniowa [FELIETON]
Po lecie zostały wspomnienia. Jesień nadciągnęła z całą swoją powagą – przede wszystkim wyborczą. Zamiast opadających liści tu i ówdzie opadają plakaty i banery wyborcze kandydatów do Sejmu oraz Senatu. Nie mówię, że to coś nagannego, bo sam kandyduję i byłoby to co najmniej cyniczne z mojej strony.
Kiedyś pisałem, że kampanię wyborczą trzeba przeżyć. Ale nie w takim sensie: „dobra, niech się kandydaci obwieszą, wygadają i byleby dotrwać do dnia głosowania”. To byłaby strata dla nas samych – głosujących i wybierających swoich politycznych pupili. Nie ma chyba nic gorszego, jak obrazić się na polityków, niezależnie od opcji. Dobrze jest zatrzymać się na chwilę i usłyszeć, co mają do powiedzenia. Tu oczywiście możemy spotkać przypadki pretendentów do mandatu, którzy tylko się wywiesili na słupach i zadowoleni z siebie czekają na 13 października. Takim „aparatom” los wyborczy może spłatać figla. Obywatele są coraz aktywniejsi, od swoich przyszłych reprezentantów wymagają aktywności, przedstawienia swojego programu i planu na działanie w Sejmie lub w Senacie. Chwała wszystkim tym, którzy przysłowiowo „wychodzą do ludzi”, nie boją się rzetelnej rozmowy, czasem krytyki, a czasami nawet niemiłych odzywek.
To wzmacnia poczucie, że żyjemy w ramach dojrzałych demokratycznych mechanizmów. Nie da się ukryć, że część głosów oddawanych jest za sprawą emocji i w emocjach. To też norma wyborcza. Niemniej jednak nie można dać się im całkowicie poddać, bo czasami taka decyzja powoduje rozczarowanie.
Przed nami jeszcze dwa długie tygodnie wyborczej kampanii wrześniowej. Na poszarpane nerwy proponuję melisę i dużo spokoju. Po 13 października znowu będzie nieco ciszej, grunt, żeby było również w dobrym kierunku i politycznym klimacie. Od tego zależy przyszłość naszych miast, regionu i całego kraju.