Kilka gorzkich refleksji po tragicznej śmierci prezydenta Adamowicza [OPINIA]
Wstrząsnęły mną wczorajsze smutne wiadomości. Bezsensowna śmierć prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza jest tragicznym pokłosiem bezradności instytucji państwowych i samorządowych wobec różnego rodzaju osób niebezpiecznych – zaczynając od wciąż wracających na drogę przestępczą złodziei i bandytów, a kończąc na stanowiących zagrożenie dla siebie i otoczenia osobach chorych psychicznie. Nasz system opiera się na złych paradygmatach, a przy okazji jest bardzo powolny i nieskuteczny. Sam brutalnie się o tym przekonałem, działając społecznie na Bydgoskim Przedmieściu – pisze Maciej Stawiski*.
Jeden tylko przykład – człowiek ze stwierdzonymi poważnymi zaburzeniami psychicznymi, nękający rodzinę – przemoc fizyczna i werbalna, nagle bez ostrzeżenia podejmuje próbę samobójczą, tylko dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności udało się go odratować. Trafia do szpitala psychiatrycznego na Mickiewicza i… ucieka. Tak, w piżamie leci przez całe Bydgoskie Przedmieście, w końcu zgarnia go policja. Wreszcie po paru dniach… zostaje wypisany, mimo że nadal stanowi zagrożenie dla siebie i innych. Pomimo tych wszystkich okoliczności nadal dostaje do ręki zasiłki i przewala je na głupoty. Ta historia na szczęście po dłuższych perypetiach przy moim skromnym udziale zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu. To znam z własnego doświadczenia.
Z mediów znam podobną historię – tym razem sprawa rozgrywała się w Radomiu. Rodzina widzi, że jedna z osób traci kontakt z rzeczywistością, błaga o pilne leczenie psychiatryczne, bo sytuacja robi się niebezpieczna. Zostaje jednak odprawiona przez lekarzy z kwitkiem. Tego samego dnia człowiek rani nożem kilka osób, kradnie samochód i wjeżdża nim w sklep przy stacji benzynowej. Zaraz po zatrzymaniu umiera.
Skrajne przypadki? Tak. Ale pokazują istotę problemu. W obecnym porządku prawnym i przy obecnych paradygmatach ideowych osobę niebezpieczną można wyłączyć ze społeczeństwa dopiero, kiedy zrobi komuś krzywdę. Jak to możliwe, że zbir, który napada na banki, zrabowane pieniądze przewala na głupoty i nie wyraża skruchy, zostaje wypuszczony z więzienia, a po paru tygodniach zabija z zimną krwią człowieka? Cały czas słyszymy o recydywistach – głównie dotyczy to złodziei. Coś z tym systemem musi być nie tak. Ludzie, zamiast wychodzić z więzienia lepsi, nieraz wychodzą gorsi.
Istotą problemu w myśleniu jest chyba myślenie w systemie nagroda-kara. Ktoś zrobił coś dobrego – dostaje określoną nagrodę, zrobił coś złego – dostaje określoną karę. Patrzymy na czyny, a nie na człowieka. A od czynu w ocenie człowieka istotniejsza jest jego postawa, jego system wartości, sposób myślenia. Zbrodnia może się udać lub nie, ale zbir dalej będzie zbirem, dopóki nie zmieni swojego myślenia. Trzeba się z tym pogodzić – ludzie mogą być źli. Zadaniem państwa, samorządu, społeczności jest uniemożliwienie złym ludziom czynienia złych rzeczy.
Nie czuję się na siłach, by zaproponować jakąkolwiek kompleksową zmianę systemu. Wymaga to najpierw dokładnej analizy obecnego stanu rzeczy, a następnie żmudnego wypracowania rozwiązań, które pozwolą skutecznie izolować osoby niebezpieczne od społeczeństwa, ale z zastosowaniem zabezpieczeń pozwalających bronić się skutecznie osobom uczciwym, których wolności zagraża ludzka zawiść, głupota lub też na przykład niekompetencja biegłych.
Maciej Stawiski to sekretarz Rady Okręgu Bydgoskie.