Kraj bez błyskawic runicznych [FELIETON]
W tle okrągłej, osiemdziesiątej rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim przez polskie media przetoczyła się kolejna dyskusja dotycząca odpowiedzialności Polaków za swoich żydowskich współobywateli w czasie niemieckiej okupacji. Nie licząc kompletnie irracjonalnych pomysłów i zabaw w statystyki proponowanych przez pewnego posła Lewicy, większość dyskutujących zgubiła rysującą się nową linię podziału w polskich sporach o Holocaust.
Spór ma w sobie mieć charakter oskarżenia o sam stosunek do narodowego socjalizmu, czego wyjaśnieniem miał być rzekomo polski przedwojenny antysemityzm. Państwa Europy mają wyrzuty sumienia, które były wynikiem spadku, z którym państwa te weszły pod okupację niemiecką. Był on w wielu wypadkach dziedzictwem międzywojnia, a w tym także antysemityzmu. Ten z wielkim pietyzmem wykorzystywali Niemcy. Antysemityzm połączony ze strachem przed globalizacją i lękiem przed komunizmem był paliwem zapewniającym niemieckim ideologom rekruta. Dla wielu młodych Europejczyków udział w jednostkach partyjnej formacji, jaką faktycznie była Waffen – SS, był okazją do zarobku i jakiejś formy przygody. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że w okupowanej Polsce sytuacja była zupełnie inna. Mimo serdecznej niechęci do komunizmu nie udało się okupantom sformować dywizji Waffen – SS.
Polska to kraj bez własnej formacji z runami błyskawicy, bez kolaboracyjnego rządu i wreszcie kraj, gdzie za pomoc żydowskim współobywatelom groziła śmierć, o czym warto wciąż głośno mówić. Liberałowie i lewica lubią stawiać Polakom za wzór zachodnie społeczeństwa. Warto więc przypomnieć im, ilu młodych Walonów, Flamandów, Francuzów, Norwegów i wielu innych młodych Europejczyków służyło, w cieniu swastyki i błyskawic, złej sprawie z nieukrywanym entuzjazmem.