Nie tak mieszkańcy umawiali się z miastem [FELIETON]
Przez ponad 5 lat pracowałem na toruńskiej Motoarenie. Razem z Klubem i drużyną świętowałem wicemistrzostwo Polski w 2016 r. i opłakiwałem spadek 3 lata później.
Uważam, że problemy z naszym stadionem zaczęły się już na etapie decyzji o budowie. Pierwotnie w obiekcie zadaszono wyłącznie trybuny, aby po roku przepłacić i zadaszyć także tor. Stadion ma nieszczelną izolację, przez którą notorycznie zalewane są boksy zawodnicze i warsztaty. Motoarena to także nieszczelne okna, brak (lub niesprawność – nigdy nie mogłem tego ustalić) klimatyzacji w lożach i pomieszczeniach biurowych. O fatalnym nagłośnieniu wie każdy, kto kiedykolwiek siedział na przeciwległej prostej. Mimo że biegaliśmy, stawiając wiaderka w miejscu przecieków i zaklejaliśmy zimą okna taśmą, nigdy nie przyszło nam do głowy, żeby zamienić Motoarenę na jakiekolwiek inne miejsce. Sytuacja przeniesienia Klubu ze stadionu jest zła. Nie tak mieszkańcy umawiali się z miastem przed budową stadionu. Motoarena miała i ma być naszą dumą i wizytówką, a nie pośmiewiskiem we wszystkich krajowych portalach sportowych. Jest jeszcze czas, żeby to zmienić! Co należy zrobić?
Na szybko – usiąść, porozmawiać i wypracować kompromis.
Długofalowo – Motoarenie potrzebny jest sztab ludzi, którzy zadbają o marketing tego obiektu. Ściągnijmy na Motoarenę trasy koncertowe, zaprośmy artystów, zorganizujmy koncerty dla mieszkańców. Niech stadion żyje i zarabia nie tylko na żużlu.
Potrzebne są też duże inwestycje. Pomyślmy o nowoczesnych źródłach energii, poszukajmy mądrych rozwiązań z innych obiektów sportowych. Motoarena przez wiele lat była naszą dumą. Nadal może tak być, nie jest za późno.
Musimy zacząć działać!