(nie)demokratyczne porządki? [FELIETON]
Za nami pierwsze posiedzenia nowej kadencji Sejmu i Senatu. Na pierwszych z nich wybierane są prezydia obu izb parlamentu. Mimo że normy te nie są nigdzie zapisane, od ponad 30 lat standardem było, że partie zgłaszały swoich przedstawicieli do tych gremiów, a większość parlamentarna ten wybór szanowała.
Tak było i w 2019 r., kiedy to mimo dużych zastrzeżeń wobec przeszłości Włodzimierza Czarzastego wywodzącego się wprost z władz komunistycznych, Prawo i Sprawiedliwość przegłosowało jego wybór na wicemarszałka Sejmu. Dziś ten sam Czarzasty twierdzi, że miejsce dla PiS jest, ale „niech zgłosi kogoś, kto według nas spełnia standardy demokratyczne”.
Postkomunista mówiący o demokracji – czyż to nie ironia losu i chichot historii? No, chyba że chodzi o lewicowe „standardy demokratyczne” – wtedy wszystko staje się jasne…
Wracając do standardów: prezydium Sejmu zawsze składało się z marszałka i pięciu wicemarszałków – trzech z koalicji rządzącej i trzech z opozycji. Tak było w poprzednich kadencjach. Teraz – parlamentarna większość, odrzucając kandydaturę marszałek Witek, pozbawiła największą partię, reprezentującą w parlamencie ponad 7,5 miliona obywateli, swojego przedstawiciela w prezydium.
Pikanterii dodaje fakt, iż nie została wybrana na stanowisko przez wyimaginowane zarzuty, które są z jednej strony tak poważne – a z drugiej nikt nie miał odwagi złożyć na nią doniesienia do prokuratury. Zaiste, bardzo to demokratyczne…
A na koniec jeszcze jeden szczegół. Tak została potraktowana przez niedawną (nie)demokratyczną opozycję marszałek, która najdłużej w historii III RP piastowała to stanowisko. Wobec której ani razu nie został złożony wniosek o odwołanie ze stanowiska. Kobieta.
Gdy się ma usta pełne frazesów, zderzenie z rzeczywistością następuje bardzo szybko.
Chcesz przeczytać, co do przekazania mają inni nasi felietoniści? Kliknij tutaj, aby sprawdzić Tylko Toruń lub tutaj, aby sprawdzić Poza Toruń.