Pod latarnią najciemniej [FELIETON]
W ostatnim felietonie, tuż na początku afery taśm Kaczyńskiego, pisałem, że może zrobić się z niej telenowela. Okazało się, że rację miałem.
Trudno jednak było przewidzieć, że jeszcze tak wiele dziwnych rzeczy zadzieje się w środowisku PiS. Ot, chociażby najbliższy powiernik sekretów posła Kaczyńskiego Kazimierz Kujda okazał się współpracownikiem kontrwywiadu SB.
Ten news to tzw. łopata. Bo oto dziwnym zbiegiem okoliczności pada kolejny mit założycielski PiS-u – wykluczenie wszystkich współpracowników ze służbami PRL z życia publicznego. Po raz kolejny uzyskujemy potwierdzenie starego powiedzenia, że pod latarnią jest zawsze najciemniej.
Już wcześniej – za sprawą taśm Kaczyńskiego – zaczął się chwiać kolejny mit. Mit bodajże najważniejszy dla partii PiS. Mit o grupie osób krystalicznie uczciwych, o uczciwość walczących.
Do tej pory afery, w które zamieszani byli politycy partii rządzącej, omijały prezesa. Skromny, chodzący w niemodnych „garniakach” starszy pan okazuje się biznesmenem o smykałce dewelopera.
Na początku bagatelizowana przez rządzący obóz afera z inwestycją na Srebrnej nie okazała się tylko wydmuszką. Ba, na tyle staje się problemem politycznym, że sam Jarosław Kaczyński na łamach „wSieci” przyznał, że owe dwie wieże to projekt komercyjny, mający przynosić zyski. A w praktyce „gruby szmal”.
Teraz pytanie zasadnicze jest następujące. Czy PiS w dalszym ciągu zachowa twarz ugrupowania uczciwego? Chodzi tu o wiarygodność w oczach dwóch grup elektoratu. Pierwsza z nich to hardcorowi wyborcy, oni do końca będą z prezesem. Druga grupa – kluczowa dla zwycięstw PiS – wyborcy z pogranicza centrum, którzy bardziej patrzą na styl, język i skuteczność niż np. na ideologię czy ślepe przywiązanie. Najbliższe kilkanaście tygodni przyniesie odpowiedź na moje pytanie.