Trochę sentymentalnie [FELIETON]
Ostatnio popadam w dość nostalgiczne klimaty. Może to bliskość świąt i nieubłaganie nadciągająca „czterdziestka” powodują, że częściej wracam myślami do tego, co już za mną. Toruń to miasto, w którym się urodziłem i wychowywałem – z ośmioletnią przerwą na Podlasie. Po niechętnym powrocie z wiejskiej sielanki wylądowałem na Bydgoskim Przedmieściu. Był rok 1989 – więc przemiany i powiew nowego; wolności i demokracji. Pamiętam ten gwar wtedy na targowisku przy ul. Mickiewicza, handlarzy, kupujących, zapachy świeżego pieczywa i pierwszej „chemii z Niemiec”. Jeżeli coś chciałeś kupić, musiałeś właśnie tam pójść. Lata dziewięćdziesiąte to boom na wszelkiej maści walkmany, odtwarzacze video i słynne kasety VHS. Tego było od zatrzęsienia. Chodziliśmy oglądać bajki odpalane na stoiskach.
Nieopodal targowiska znajdowało się działające jeszcze pełną parą kino „Bałtyk”. To tam nieco później zobaczyłem kultowy „Jurassic Park”. W narożnej kamienicy u zbiegu Mickiewicza i Sienkiewicza mieścił się rzeźnik, do którego zawsze stało się w kolejkach. Tuż obok witryna z lodami z maszyny i rurkami z bitą śmietaną. Granicą mojego świata był wtedy park przy Bydgoskiej. Jeszcze upstrzony tu i ówdzie pamiątkami po byłym ustroju w postaci zdezelowanych chodników i zjeżdżalni.
Konieczność pójścia do szkoły spowodowała, że poznawałem nowe zakątki miasta. Zrządzeniem losu trafiłem do SP nr 11 przy ul. Gagarina w pobliżu starego stadionu żużlowego. Tu poznałem smak, a raczej zapach, żużla, który unosił się po każdym z treningów. Tu na własnej skórze doświadczałem wojny, jaką toczyli między sobą uczniowie mojej „budy” i SP nr 22. Delikatnie mówiąc, miłości nie było.
Teraz, po latach, zwykła codzienność tamtych dni nabiera jakiegoś specjalnego smaku. Ma swoje znaczenie i miejsce w mojej pamięci. Ludzie, przeżycia, wzloty i upadki mają przyjemny odcień. A wszystko to działo się tu – w Toruniu.