Michał Zaleski: „Chętnie jeszcze popracuję kilka lat dla mieszkańców”
– Dużo spełnień mam za sobą. Wystarczy rozejrzeć się po Toruniu, spojrzeć, jak się Toruń przez te 16 lat zmienił. Wiem, że jeszcze jest trochę spraw i rzeczy do zrobienia. I chętnie popracuję kilka lat dla mieszkańców – mówi Michał Zaleski, urzędujący od 16 lat prezydent Torunia i kandydat na to stanowisko w rozmowie z Wojciechem Giedrysem.
Stawia pan w kampanii na konkrety. Porozmawiajmy zatem o konkretach. Widzę, że ma pan ze sobą smartfona. Czy ma pan zainstalowaną aplikację mobilną miasta?
– Nie. Nie mam zainstalowanej. Wiem jednak, że nasza aplikacja sprawnie funkcjonuje, ma coraz więcej użytkowników i dotychczas wychodziła naprzeciw oczekiwaniom mieszkańców. Jak każde tego typu narzędzie wymaga jednak okresowej aktualizacji i do takiej przystąpimy w 2019 r. Dodamy nowe funkcjonalności i kolejne udogodnienia.
Czy urząd miasta nie powinien bardziej postawić na nowoczesne technologie i wykorzystywać je w kontakcie z mieszkańcami? Przykładowo: miejska aplikacja mobilna Krakowa po połączeniu się z GPS pozwala sprawdzić, czy znajdujemy się w płatnej strefie parkowania i czy powinniśmy lub nie wnieść opłatę za parkowanie.
– Oczywiście, Toruń powinien stawiać na nowoczesne technologie i dołączyć do tzw. inteligentnych miast. Należy jednak pamiętać, że wdrażanie technologii informatycznych to przedsięwzięcia niezwykle kosztowne i wymagające czasu. Zawsze mówię moim współpracownikom, żeby uważnie śledzili, co inni robią. Jeżeli Kraków ma taką aplikację wdrożoną, trzeba po prostu sprawdzić jej efektywność i znaleźć sposób, jak wdrożyć to również w Toruniu. Bo to nie są rzeczy cywilizacyjnie odległe od nas, a tych funkcjonalności na pewno może być dużo. Uważam, że z takiego przykładu krakowskiego powinniśmy skorzystać.
Czy w wydziale ewidencji i rejestracji, który odpowiada m.in. za rejestrację pojazdów i wydawanie praw jazdy, mógłby się pojawić system kolejkowy? Takie rozwiązanie działa od lat działa np. w Olsztynie, gdzie na stronie www można wybrać dzień i godzinę wizyty w urzędzie. W Toruniu zaś trzeba albo dzwonić, albo wysłać w tej sprawie maila.
– W tej chwili pracujemy nad tym. Najpierw musimy uporządkować dwie bardzo prozaiczne kwestie. Wpasować się w system informatyczny Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców, który niestety mocno utrudnia i wydłuża obsługę interesantów. Ale mam nadzieję, że odpowiedzialne za ten system Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji, do którego regularnie zgłaszamy problemy, wkrótce wdroży odpowiednie poprawki. W kolejnym kroku wprowadzimy rozwiązania dotyczące kolejki. Na razie zawiadamiamy SMS-ami osoby, które mają odebrać dokument w wydziale ewidencji i rejestracji, a termin wizyty można zarezerwować telefonicznie lub mailowo. Po drodze czeka nas zmiana warunków lokalowych wydziału tak, aby poprawić komfort przyjmowania interesantów. Dzisiaj w głównej sali z dowodami rejestracyjnymi może być przyjmowanych jednocześnie 10 osób. Chcemy to zmienić. Chcemy, żeby było przyjmowanych tam bezpośrednio sześć osób. Dzięki temu warunki kontaktu z nimi będą bardziej intymne. Pozostałe miejsca obsługi zamierzamy zapewnić w innych lokalizacjach, żeby poprawić warunki obsługi bezpośredniej. System kolejowy planujemy uzupełnić o popularne już automaty wydające konkretny numerek do konkretnego okienka. I powiązać to wszystko z systemem elektronicznej rezerwacji terminów.
Czy jest szansa w najbliższych miesiącach lub latach, żeby mieszkaniec Torunia mógł załatwiać więcej spraw urzędowych, nie wychodząc z domu?
– Tak. Jest to też możliwe. Też nad tym pracujemy. Będziemy to wprowadzać metodą krok po kroku. Dlatego powstało m.in. samodzielne biuro projektów informatycznych urzędu miasta, które zajmuje się tymi zagadnieniami. Zależy nam na tym, żeby jak najwięcej rozwiązań wprowadzić przy udziale środków zewnętrznych, bo te rozwiązania nie są tanie. Takich możliwości też szukamy. W bieżącym roku przystąpiliśmy do realizacji projektów e-kultura, e-administracja i e-zdrowie, dzięki którym mieszkańcy będą mogli np. kupić przez internet bilet wstępu do miejskich instytucji kultury, sprawdzić wyniki badań lekarskich, czy uzyskać informacje o stanie spraw załatwianych w urzędzie.
Jakie więc sprawy można by załatwiać w taki sposób w urzędzie miasta?
– Poza dowodami rejestracyjnymi i prawami jazdy mogą to być sprawy w wydziale spraw administracyjnych. Urząd Miasta Torunia wydaje rocznie ok. 150 tys. decyzji. To są wspomniane dowody rejestracyjne i prawa jazdy, ale także dowody osobiste, zameldowania, decyzje związane ze środowiskiem, architekturą, z budownictwem. Tego jest dużo. I tam wszędzie, gdzie można część procedury załatwiać zdalnie, powinny być wdrażane rozwiązania informatyczne. Są jednak sprawy, których nie załatwi się zdalnie. Są dokumenty, które trzeba odebrać osobiście lub za pośrednictwem pełnomocnika.
Co myśli pan o Karcie Krakowskiej, czyli specjalnej ofercie np. ze zniżkami dla osób, które płacą podatki w mieście? Czy takie rozwiązanie może zaistnieć w Toruniu?
– To zawsze ma swoje dwie strony, bo jeśli stworzymy preferencje dla mieszkańców, to w jakiejś mierze pozbawiamy ich osoby spoza Torunia. Trzeba do tego podchodzić ostrożnie. Powiat otaczający Toruń to jest ok. 100 tys. mieszkańców, z tego pewnie znakomita większość to ludzie, którzy dosłownie i w przenośni załatwiają coś w Toruniu. Tego byśmy te osoby pozbawili. Osoby przyjezdne, w tym studenci, którzy stanowią ważną część społeczności Torunia, też byliby tego pozbawieni. Słyszałem więcej o Karcie Gdańskiej. Przyglądamy się temu, ale trzeba spojrzeć na to z pewną dozą ostrożności.
Ale to mogłyby być np. tylko rabaty do instytucji kultury. To już zawsze jakaś zachęta.
– Ale wie pan dobrze, że rabaty w instytucjach kultury kończą się jednym: tym, że cała społeczność lokalna wyda więcej pieniędzy na utrzymanie danej instytucji kultury, a skorzysta grupa, która sięgnie po kartę. Instytucje kultury, w zależności, jaka to jest instytucja, ale od kilkunastu procent do 80 kilku procent są finansowane z pieniędzy naszych wspólnych, czyli pana i moich. To są rzeczy, które są interesujące, ale trzeba podejść do tego z rozwagą.
Czy jest szansa wprowadzić w Toruniu możliwości śledzenia na żywo lokalizacji autobusów i tramwajów MZK oraz zajętości parkingów na Starówce?
– Taką próbę na Starówce podjęliśmy. Grupa studentów dostała nawet ode mnie nagrodę w ramach pracy zespołowej nad nowymi rozwiązaniami. Mają taki system wskazujący wolne i zajęte miejsca parkingowe. Taki niewielki podsystem funkcjonuje na parkingu na Przedzamczu. Rozbudowa tego systemu jest oczywiście możliwa. Tylko zawsze jest pytanie, czy najpierw wybudować ulice, które są błotnisto-piaszczyste, wymienić chodniki tam, gdzie są dziurawe, połączyć drogi rowerowe, a później szukać udogodnienia dla kierowców, żeby łatwiej im się parkowało, czy zacząć od tego. Budżet miasta to naczynia połączone i trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że jak na jedno przeznaczymy jakieś środki, to na coś nie starczy. To jest oczywiste rozwiązanie, które powinno zafunkcjonować. Jeśli chodzi o śledzenie ruchu autobusów czy tramwajów, na razie mamy tablice na przystankach tramwajowych wskazujące elektronicznie, za ile minut w danym kierunku tramwaj przyjedzie. W tej chwili realizujemy drugi projekt, to będzie kilkadziesiąt przystanków autobusowych wyposażonych w taki system. Będą to wszystkie przystanki autobusowe przesiadkowe albo takie, gdzie tego ruchu autobusów jest więcej niż jedna linia. To będzie system informacji punktowej, który następnie wykorzystamy, aktualizując aplikację mobilną miasta. Mieszkańcy będą mogli na swoich smartfonach sprawdzić, w którym miejscu miasta jest oczekiwany przez nich autobus,czy tramwaj.
W tym roku został w Toruniu wprowadzony bilet semestralny. U nas kosztuje on 190 zł. Dla porównania w Krakowie, gdzie jest 25 linii tramwajowych i 125 autobusowych, taki bilet jest tańszy o 6 zł i kosztuje 184 zł. Czy toruńska oferta jest atrakcyjna? Czy może powinniśmy jeszcze bardziej obniżyć ceny biletów?
– Ten model, który mamy w tej chwili wypracowany, to model malejących czy topniejących opłat za przejazdy. Jak się podzieli wartość biletu semestralnego przez liczbę potencjalnych przejazdów, to jeździmy za mniej niż przysłowiową złotówkę. Podobnie jest z biletem trzymiesięcznym. W przypadku biletu miesięcznego jeden przejazd kosztuje ponad złotówkę, a bilet jednorazowy to 2,8 zł – i to od pięciu lat. Opłaty nie rosną, a maleją.
Czy widzi pan szanse na wprowadzenie darmowej komunikacji miejskiej?
– U nas bezpłatnie jeździ spora grupa mieszkańców. Są to m.in. osoby powyżej 65. roku życia, dzieci do 4. roku życia, dzieci z orzeczeniem o niepełnosprawności, dorośli o znacznym stopniu niepełnosprawności oraz ich opiekunowie. Kilka innych grup korzysta z różnego rodzaju zwolnień z opłaty za przejazd. Spora grupa osób korzysta z biletów ulgowych. Oceniamy, że ponad 60 proc. mieszkańców Torunia, tj. 21 grup, posiada uprawnienia do bezpłatnych lub ulgowych przejazdów komunikacją miejską. Dodać do tego należy 24 dni świąt i wydarzeń miejskich, podczas których obowiązuje bezpłatna komunikacja dla wszystkich. A do tego dochodzą relatywnie tanie przejazdy przy biletach długookresowych: miesięcznych, trzymiesięcznych i semestralnych. To jest pewien poziom, który został dzisiaj osiągnięty i jeżeli mielibyśmy powiększyć grupę osób jeżdżących bezpłatnie, należałoby przeprowadzić analizę ekonomiczną. Popytać o to także mieszkańców, czy chcą, aby wymieniać autobusy na nowoczesne, takie, którymi wygodnie się podróżuje, czy chcą, aby utrzymać obecną liczbę linii, kursów lub je zwiększać, czy może pójść w kierunku bezpłatnych przejazdów, ale wtedy te ograniczenia ekonomiczne dotkną tych wymienionych przed chwilą sfer. Taka analiza musi być prowadzona w normalnych warunkach, czyli nie w okresie kampanii wyborczej.
Czyli nie pokusiłby się pan, do którego z tych modeli jest panu bliżej?
– Jesteśmy dzisiaj w kampanii wyborczej. W związku z tym powiedziałem, że taka analiza może być tylko prowadzona w warunkach normalnego funkcjonowania miasta, kiedy przesłanki ekonomiczne, organizacyjne i oczekiwania mieszkańców zostaną zważone, zmierzone. Decyzja będzie należała do rady miasta, nie tylko do mnie. Mogę te analizy przedstawiać, o ile oczywiście będę mieć taką możliwość.
Czy w tej kadencji jest możliwe wprowadzenie karty miejskiej, o której mówi się w Toruniu od co najmniej 2005 r.?
– Tak, będzie to karta miejska toruńska. Kilka lat temu zaczęliśmy prace nad kartą aglomeracyjną: Bydgoszcz, Toruń plus komunikacja między tymi miastami i sąsiednimi miasteczkami i gminami. Projekt fantastyczny, ale po kilku latach pracy doszło do sytuacji, w której sobie nie poradziliśmy z tym projektem. My – to oznacza samorządy w liczbie kilku, od wojewódzkiego poczynając, poprzez Bydgoszcz, Toruń, Solec Kujawski i kilka innych sąsiednich miejscowości kończąc. Teraz możemy wrócić do prac nad kartą toruńską.
Nie ma już szans do powrotu do pomysłu karty aglomeracyjnej?
– Sądzę, że nie ma szansy. Pan chyba też obserwuje nastroje w Bydgoszczy. Hasło „robimy coś wspólnie z Toruniem” nie padnie tam na podatny grunt. W przypadku toruńskiej karty miejskiej warto przeanalizować możliwość, aby nie wprowadzać dodatkowej plastikowej karty, a wykorzystać te, które noszą ze sobą mieszkańcy: zwykłe karty bankowe. Takie systemy w Polsce są już projektowane i próbowane, i w związku z tym byłoby to najlepsze rozwiązanie. Ale czy takie wprowadzimy w Toruniu, to jest jeszcze czas analiz przez nami.
A co z kwestią wyznaczenia miejsc, gdzie pod chmurką można spożywać alkohol bez mandatu lub ograniczeniem godzin sprzedaży? Do jakiej opcji pan osobiście się skłania?
– Od kilku lat spada nam przestępczość w obszarze Starówki i jej otoczenia, a to jest najczęściej wskazywany potencjalny obszar z możliwością spożywania alkoholu poza lokalami gastronomicznymi. Mamy np. kilkunastokrotny spadek wydarzeń rozbójniczych, kilkukrotny spadek kradzieży samochodów. Wiadomo, że alkohol stwarza dodatkowy bodziec w temperamencie i zachowaniach ludzi. Mogłoby dojść do sytuacji, kiedy te zachowania zaczęłyby przenosić się na otoczenie. O ile w lokalu gastronomicznym tym otoczeniem są świadomi ludzie, którzy wiedzą, po co tam przyszli, o tyle w miejscu publicznym tak nie jest. Tam przychodzi mama z dzieckiem na spacer, przychodzi osoba starsza, która chce pobyć na świeżym powietrzu i jeżeli takie zachowanie pod wpływem alkoholu miałoby przynieść tym ludziom szkodę, to byłoby fatalnie. Dlatego jestem bardzo ostrożny. Jeżeli mieszkańcy będą oczekiwali takiego rozwiązania jako sprawdzenia, pewnego rodzaju eksperymentu, tak będzie. Natomiast jeżeli będą mieć wątpliwości lub nie będą tego chcieli, to tak nie będzie. Tak, jak zapowiedziałem, jak będzie to możliwe w kolejnej kadencji, tego typu konsultacje czy badania zostaną przeprowadzone. Zapytamy o dwie rzeczy: możliwość spożywania alkoholu poza lokalami gastronomicznymi i o czas sprzedaży alkoholu, bo w tej chwili jest możliwość ograniczenia czasu sprzedaży alkoholu. Rada gminy może taką decyzję podjąć. Jest kilka miast, które takie decyzje podjęły. Jeżeli będzie zdecydowana akceptacja dla którego z rozwiązań, to one oczywiście będą funkcjonowały.
Jednym z tematów tej kampanii wyborczej jest modernizacja mostu im. Piłsudskiego i przeprawy tymczasowej. Dziś już wiemy, że powstanie mostu tymczasowego jest realne, skąd ta zmiana?
– Informowałem już kilkakrotnie, że trwają prace związane z przygotowaniem modernizacji, ale przede wszystkim remontu kapitalnego nawierzchni na moście drogowym Marszałka Józefa Piłsudskiego. Aby remont zafunkcjonował tak, żeby mieszkańcy za bardzo tego faktu nie odczuli, rozwiązanie, które udało się znaleźć, związane z komunikacją między dwoma brzegami Wisły to pełne wykorzystanie mostu gen. Elżbiety Zawackiej oraz pozostawienie jednego pasa ruchu na moście Piłsudskiego. Nie mniej od kiedy te informacje przedstawiliśmy, miasto cały czas analizowało i prowadziło rozmowy w sprawie innych rozwiązań, które mogłyby usprawnić ruch na czas remontu. Dziś już mogę powiedzieć na czas remontu uruchomiony zostanie most tymczasowy. W Ministerstwie Obrony Narodowej uzyskałem potwierdzenie, że wojsko może się włączyć w tę realizację. Jednocześnie powstały również uzgodnienia z 2 Pułkiem Inżynieryjnym w Inowrocławiu, który wykona przeprawę przez Wisłę. Wystąpiłem także z wnioskiem o użyczenie mostu do Ministerstwa Energii, któremu podlega Agencja Rezerw Materiałowych, posiadająca w swoich zasobach most tymczasowy.
Do tej pory mówił pan „nie” dla mostu pontonowego, most tymczasowy to innego typu rozwiązanie?
– Most pontonowy nie wchodzi w grę, to już wiemy doskonale. Mosty pontonowe można budować na kilka lub kilkanaście dni. Przeprawa tymczasowa różni się od pontonowej tym, że jest zbudowana na palach wbitych w dno rzeki, tak, aby zachować jej żeglowność. Konstrukcja jest stabilna i odporna na wahania wody. Wojsko może się zająć tylko i wyłącznie przywiezieniem, montażem i późniejszym demontażem i odwiezieniem konstrukcji mostowej. Natomiast prace budowlane – m.in. dojazdy do rzeki Wisły, palowania – musi wykonać inwestor. W tej chwili szacowany koszt tych prac to ok. 12-14 mln zł. W tej sytuacji postanowiłem, pracując nad Budżetem Miasta Torunia na rok 2019, zaproponować radzie miasta wydatkowanie środków na budowę przeprawy tymczasowej.
Wśród wyborczych tematów przewija się też kwestia wyprowadzenia tranzytu z miasta. Jak pan patrzy na takie postulaty wyborcze?
– To jest kompilacja problemów. Należy odpowiedzieć na pytanie, co uznajemy za tranzyt. Jeżeli tranzytem uznajemy podróżowanie z Bielska-Białej do Gdańska, to możemy powiedzieć jasno, że po to państwo wybudowało autostradę w dwóch systemach zresztą (niestety styk tych systemów jest pod Toruniem, co skutkuje problemem 2 zł płaconych w Nowej Wsi za przejechanie do drugiego końca Torunia), żeby z tego tranzytu korzystać. Ze wschodu na zachód to rozwiązanie tranzytowe jest bardzo słabe, ale jednak S10 pod Toruniem ma odcinek drogi ekspresowej jednojezdniowej od autostrady do węzła Nieszawka i jest to w jakiejś mierze opanowane. Północno-zachodnia obwodnica Torunia jest na papierze. Powstała tylko koncepcja i na tym się skończyło. Do 2025 r. nie ma w państwowych planach tego projektu. My sami jako torunianie plus ci, którzy chcą być w Toruniu, chcemy poruszać się po mieście w ograniczonym zakresie tranzytowo ze wschodu na zachód i z północy na południe, czyli 10 km i 15 km. Nie da się uciec od tego, żeby tworzyć dogodne, przelotowe drogi, które będą służyły przemieszczaniu się np. ze Skarpy do Bielan czy dalej w kierunku na Bydgoszcz. Takie drogi trzeba tworzyć. Tak samo w relacji północ-południe. Są dwa mosty drogowe. W oparciu o nie radni ustalili kierunki zagospodarowania przestrzennego miasta i w tych kierunkach te dwa mosty są elementem dwóch szlaków prowadzących z północy na południe. Te szlaki mają łączyć docelowo te drogi, które będą obwodnicami miasta lub w części są np. wspomniana S10. Tego typu drogi trzeba budować. To nie jest po to, żeby zachęcać do przejeżdżania przez miasto w pośpiechu i na skróty, ale to jest po to, aby nam, mieszkańcom Torunia ułatwić skomunikowanie z siecią dróg krajowych, w tym ekspresowych i autostrad. To jest po to, żeby ludzie, którzy z jakiś powodów chcą się znaleźć w Toruniu, mogli do Torunia dojechać spokojnie, bez stania w korkach, bez jeżdżenia po wertepach. Przykładem jest przebudowa ul. Łódzkiej od strony Ciechocinka. Do Włocławskiej jest jedna jezdnia o dwóch pasach ruchu z poboczami bezpieczeństwa, a od Włocławskiej jest to już dwujezdniówka do skrzyżowania z ul. Andersa, a dalej można pojechać nią w kierunku północnym na most, gdzie są również dwie jezdnie. Trzeba jeszcze dobudować odcinek dwujezdniowy od pl. Daszyńskiego w kierunku północnym do ul. Grudziądzkiej. To jest potrzebne dla obsługi nas, torunian i naszych podróży. Tak samo potrzebna jest kontynuacja trasy średnicowej w kierunku zachodnim, ponieważ powstaje potężny szpital w sąsiedztwie, gdzie ta trasa może przebiegać. Lecznicę trzeba komunikacyjnie obsłużyć i zrobić dalej wylot w kierunku zachodnim do Szosy Okrężnej, a w przyszłości w rejonie lotniska i dalej do Przysieka. Nie ma tutaj zachęcania do skrótowego jeżdżenia przez Toruń. To są rozwiązania, które mają poprawić warunki podróżowania nasze, torunian i tych, którzy do nas przyjeżdżają i nas, kiedy wyjeżdżamy z Torunia, bo to też jest istotne.
Wiele w tej kampanii mówi się o młodych, którzy mają problem ze znalezieniem pracy w Toruniu i po studiach uciekają z miasta. Jaki ma pan pomysł, aby to zmienić?
– W moim programie wyborczym pojawiają się zachęty do obecności w Toruniu m.in. mieszkanie dla absolwenta, stypendia dla studentów. Chcemy stworzyć system stypendialny dla uczniów szkół branżowych I i II stopnia oraz techników. To także przyszli absolwenci, którzy mogą zostać i pracować w Toruniu. Inwestorzy zagraniczni, którzy do nas przyjeżdżają, często pytają nas o standard kultury, edukacji i sportu. Te kwestie dla wielu z nich są ważniejsze niż pytanie o wielkość działki czy ilość pracowników dla produkcji. Dla nich ważne jest to, co tworzy atmosferę miejsc pracy. To wszystko chcemy, żeby było kompatybilne i spójne. W obiektywnej ocenie zewnętrznej to się tak naprawdę liczy – umiejętność takiego kreowania wszechstronnego rozwoju miasta, stwarzanie warunków, które będą dla młodych ludzi zapewniały, że miasto będzie atrakcyjne, ciekawe. Osiem godzin pracy, ale 16 pozostałych godzin można spędzić w warunkach, które są dla młodego człowieka interesujące. Młodzi ludzie nie kierują się takim suchym przeliczeniem tego, co przed nimi. Często kierują się emocjami, czymś, co może ich zainteresować. Często to są decyzje związane ze sprawami osobistymi. Toruń jest miastem, które z zainteresowaniem odwiedza ponad 2 mln ludzi rocznie. Rocznie odbywa się u nas 1,5 tys. imprez. Mamy dobrą bazę sportową. Pojawiają się informacje, że w Toruniu wynagrodzenia są, jakie są, dlatego nie zatrzymujemy osób. Główny Urząd Statystyczny to ocenił, dwa tygodnie temu opublikował dane o średniej płacy. W Toruniu jest ona o 200 zł wyższa niż w Bydgoszczy. Nie wiem, czy to dotyczy w równej mierze stanowisk dla ludzi, którzy zaczynają pracę, ale to jest jakaś wymierna wartość. Daleko nam oczywiście ze średnią płacą do Warszawy, więc jeżeli młody człowiek chce szybko zarobić lub znaleźć dla siebie dobre źródło dochodów, to pewnie łakomie spojrzy na Warszawę i tego się nie zmieni. Mamy miejsca, w których praca może być interesująca. Niedawno byłem w centrum technologii i innowacji Toruńskich Zakładów Materiałów Opatrunkowych. Jest tam rzesza projektantów, którzy pracują nad maszynami i urządzeniami na użytek firmy. Pracują w dużym zespole w samym środku miasta. Nie pytałem ich oczywiście o wynagrodzenia. Sądząc jednak po efektach ich pracy, nie są to wynagrodzenia małe. Pewnie nie sposób przenieść tego na tysiące miejsc pracy, ale takie przykłady budują.
W tej kampanii wiele się mówi o pańskich relacjach z o. Tadeuszem Rydzykiem. Jak to się stało, że z radnego, który był przeciwny przekazaniu gruntów redemptorystów na JAR-ze, stał się pan częstym gościem u o. Rydzyka? Czy można mówić o jakiś zbliżeniu między panem a o. Rydzykiem? Czy chodzi o zauważanie o. Rydzyka w Toruniu i traktowanie go jako jednego z partnerów, z którym trzeba rozmawiać?
– Z perspektywy prezydenta, jest tak, że jeżeli przyjeżdżają do Torunia osoby, które tutaj znajdują coś, co ich interesuje, jeżeli to ich przybycie ma charakter uroczysty, to gospodarz tego miasta, tak jak w porządnym polskim domu jest, przychodzi i wita. Mówi: dzień dobry, cieszę się, że przyjechaliście, że jesteście w naszym mieście. Tak samo witam młodych ludzi, którzy kilka dni temu przyjechali z całego świata na studia do Torunia – z różnymi wyznaniami, kulturami, kolorem skóry. I też ich powitałem. Cieszyłem się, że są. Życzyłem im, żeby czuli się dobrze w naszym mieście. Tak witam uczestników konferencji międzynarodowych, witam osoby, które do Torunia przybywają w zorganizowanych celach, grupach. To jest moja rola. I jeżeli to ma być podstawą do krytycznej oceny mojej działalności, to proszę wybaczyć, ale to jest chyba zbyt daleko posunięta taka krytyka. Jestem dobrym gospodarzem miasta i nie unikam jakichkolwiek spotkań i rozmów. Ktoś kiedyś wyraził zdanie, że straciłem kontakt z ludźmi. Sprawdziłem, średnio rocznie przed tę kadencję uczestniczyłem w co najmniej 200 spotkaniach, gdzie było od kilkunastu do kilkuset osób, a nawet kilku tysięcy. Rozmawiałem z tymi ludźmi. To są torunianie i nasi goście również. Podobną ilość, jak nie więcej spotkań, mam twarzą w twarz, czyli z osobami, które są zainteresowane bezpośrednim spotkaniem. Słucham, co mówią o Toruniu, notuję, przekazuję to do oceny, realizacji lub jeśli to jest interwencja, to do zaplanowania działania. To jest moje zadanie. Ja nie zmienię swojej postawy. Jestem otwarty wobec tych, którzy są wśród nas – czy to mieszkańców Torunia, czy tych, którzy przyjeżdżają do Torunia. A grupa osób, o którą pan pyta, to osoby, które rzeczywiście zasługują na taki sam szacunek i poważanie jak każdy inny. Są to ludzie, którzy nie przyjeżdżają tutaj z maczugami, kijami bejsbolowymi, żeby narozrabiać. To nie ten cel.
A można powiedzieć, że zbliżył się pan do PiS? Podobno nie bierze już pan udziału w zebraniach Ordynackiej związanej z lewicą? Odcina się pan od lewicowych korzeni?
– Nie bywam na zebraniach ani u Ordynackiej, ani u PiS-u, ani PO.
Ale zdarzało się panu bywać na Ordynackiej.
– W którymś momencie byłem zapraszany, ale powiedziałem, że mam za dużo różnych innych zajęć. A na zebraniach partyjnych bywam tylko wtedy, gdy jestem na nie zaproszony.
Niedawno jednak wszedł pan do rady samorządowej Porozumienia Jarosława Gowina.
– Ja jestem w kontakcie ze wszystkimi, którzy mogą nas w mieście pomóc, którzy mogą podjąć ewentualnie jakieś decyzje, które będą dla nas ważne i to jest dla mnie oczywiste. 16 lat jestem prezydentem. W tym czasie rządy były właściwie w każdej możliwej konfiguracji. Do żadnego rządu nie próbowałem się odwracać i mówić, że nie podoba mi się, co robi. Współpracuję jako samorządowiec w sferze samorządowej. Jak trzeba, to zabiegam o decyzje, jak trzeba, to zgłaszam postulaty i wnioski. Na spotkaniu ugrupowania Porozumienie pojechałem, ponieważ zostałem na nie zaproszony z wyraźnym wskazaniem – jako ekspert samorządowy i co mogłem powiedzieć, to powiedziałem. I jeżeli ktoś prosi mnie o wysłuchanie i mówi: „Panie Zaleski, pan się na czymś zna, proszę nam powiedzieć”, to ja oczywiście odpowiem. Niezależnie, które ugrupowanie mnie zapyta. Nie ma we mnie żadnych zahamowań, ani stronniczości. Cenię sobie aktywność partii działających w Polsce. One mają swoje programy. Ale ja jestem poza partiami. Nie robię tego w sposób wyrachowany. Robię to tak, jak powinienem. W końcu to miasto mnie nauczyło czegoś, a nie ja miasto nauczyłem.
Czuje się pan spełniony jako polityk, samorządowiec, prezydent Torunia?
– Tak. Dużo spełnień mam za sobą. Wystarczy rozejrzeć się po Toruniu, spojrzeć, jak się Toruń przez te 16 lat zmienił. Czuję, że ten mój wysiłek poszedł w dobrym kierunku. Toruń bardzo się rozwinął w takim kierunku, jak mieszkańcy oczekiwali. Te zmiany w moich programach czy sposobach działania pochodziły tylko i wyłącznie z oczekiwań mieszkańców. Jestem wiernym słuchaczem ich oczekiwań. Wiem, że jeszcze jest trochę spraw i rzeczy do zrobienia. I chętnie popracuję kilka lat dla mieszkańców. Mam siły, mam zdrowie, ale to nie moja decyzja, tylko wyborców.
Mówi pan o pięciu czy 10 latach?
– Mówię o pięciu.