Politolog UMK: Na początku w sztabie prezydenta Zaleskiego dominował chaos
O frekwencji wyborczej, błędach popełnionych w kampaniach Pawła Gulewskiego i Michała Zaleskiego, partyjnym wsparciu oraz przyszłości Torunia, z dr Wojciechem Peszyńskim, politologiem UMK rozmawia Filip Pląskowski.
Wybory samorządowe nie cieszą się tak dużą popularnością, jak parlamentarne. W Toruniu frekwencja wyborcza wyniosła 49,22 proc.
Nie wiem, czy kiedykolwiek dożyjemy takiego poziomu partycypacji wyborczej, jaka miała miejsce 15 października zeszłego roku. Wtedy osiągnęliśmy tak naprawdę sufit naszych możliwości. Kluczowym czynnikiem szeroko pojętego obozu anty-PiS było odsunięcie partii Jarosława Kaczyńskiego od władzy. Po osiągnięciu tego celu motywacja nie była już tak wysoka. Zarówno jedna, jak i druga strona polityczna nie zdążyły odpocząć po wyborach parlamentarnych, a tu już trzeba było walczyć o głosy w wyborach samorządowych. Niższa frekwencja w tych drugich nie jest zaskoczeniem. Jedną z przyczyn jest to, że wiele terminów wyborów się na siebie nałożyło. W czerwcu przed nami są jeszcze wybory do Parlamentu Europejskiego. Jeżeli frekwencja osiągnie w nich poziom 30 proc., to będzie można obwieścić sukces. Z punktu widzenia sytuacji politycznej w Polsce ważne będą także listopadowe wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych.
Jak scharakteryzuje pan kampanie wyborcze Pawła Gulewskiego oraz Michała Zaleskiego? Na początku drugiej tury wyborów sztab wyborczy dotychczasowego prezydenta opublikował w mediach społecznościowych negatywny przekaz o swoim rywalu oraz Radzie Miasta Torunia, która miała składać się w 60 proc. z radnych Platformy Obywatelskiej oraz Koalicji Obywatelskiej.
Kampanie wyborcze obu kandydatów nie różniły się zbyt wiele. Paweł Gulewski przekonał elektorat do swojego hasła zmiany. Nie jestem jednak pewien, czy współmiernie za tą zmianą szły nowe wizje Torunia. Gdy oglądałem opublikowane filmiki na profilu wyborczym Michała Zaleskiego, to miałem wrażenie, że pracę w jego sztabie wyborczym znalazł były paskowy TVP. Po ich usunięciu debatowano już merytorycznie. Należy pamiętać, że takie sytuacje są normalne w kampaniach o konflikcie zero-jedynkowym. Tym bardziej, że prawie każde uderzenie w przeciwnika może przynieść efekt. Michał Zaleski nie miał zbyt wiele do stracenia, patrząc na wyniki pierwszej tury. Życzyłbym każdemu miastu, żeby w decydującej fazie wyborów prezydenckich ten poziom jakości debaty publicznej był taki, jak w Toruniu.
Czy sztab wyborczy Michała Zaleskiego popełnił gdzieś błąd? Po ogłoszeniu wyników pierwszej tury panowało niemałe zaskoczenie.
Na początku w sztabie dotychczasowego prezydenta dominował chaos, zachowywali się jak dzieci we mgle. Nikt nie był przygotowany na taki scenariusz po pierwszej turze. Nie mam pojęcia, czy wykonane zostały jakiekolwiek metodologiczne badania, które zbadałyby klimat opinii publicznej. Na takie powoływał się Paweł Gulewski, ale moim zdaniem były one wątpliwej jakości. Z pewnością, gdyby sztab Michała Zaleskiego polegał na nauce i wykonał tego typu badania, to wiedziałby, czego może spodziewać się w pierwszej turze, kiedy eksplodował bardzo duży negatywny elektorat dotychczasowego prezydenta. W drugiej turze głosowano już tylko na dobicie. 22 lata zarządzania miastem Zaleskiego były udane, ale po takim czasie każdym można się zmęczyć. Do tego wyniku przyczyniła się ostatnia kadencja prezydenta Zaleskiego, która była najsłabsza spośród tych wszystkich. Złożyło się na nią wiele niepopularnych oraz kontrowersyjnych decyzji, ale przede wszystkim stracenie słuchu społecznego. Gdyby udało się ujawnić klimat opinii publicznej, to można byłoby dostosować odpowiednią strategię i przekaz.
Czy zatem prezydent Zaleski nie startował z przegranej pozycji do tych wyborów?
Moim zdaniem nie. Większość przewidywała, że nawet jeśli nie uda mu się wygrać w pierwszej turze, to odniesie zwycięstwo w dogrywce. Gdyby Platforma Obywatelska z początku poważniej potraktowała te wybory, to z całym szacunkiem na przyszłego prezydenta Torunia nie kandydowałby Paweł Gulewski, ani inny kandydat drugiej linii, tylko byłby to np. Arkadiusz Myrcha, Piotr Całbecki, Tomasz Lenz, czy Grzegorz Karpiński. Na taki ruch się nie zdecydowano, bo były przeczucia, że może się to nie powieść. Gdyby Prawo i Sprawiedliwość miało taką wiedzę, to wystawiłby któregoś z posłów, a nie Adriana Móla. Dwa tygodnie temu, gdy byłem na jednym z wieczorów wyborczych i łączyliśmy się ze sztabem toruńskiej PO, to mówiono o drugiej turze. Był to wtedy sufit możliwości. Z pewnością byli zaskoczeni tym, co ich później spotkało. Te wybory są pełne niespodzianek i nikt tego nie przewidział, bo po prostu nie zrobiono badań. To analogiczna sytuacja jak w 2015 r., kiedy Andrzej Duda został powołany z ławki rezerwowej w celu przetrwania wyborów, a nieoczekiwanie je wygrał. Wtedy też nikomu się nie śniło, że Bronisław Komorowski przegra.
W sztabie wyborczym prezydenta Michała Zaleskiego jako jedną z pośrednich przyczyn porażki wskazywano partyjne zaplecze Pawła Gulewskiego. Czy takie wsparcie działa cuda?
To wszystko zależy od kontekstu. Kandydaci tej samej partii ponieśli porażkę w Inowrocławiu oraz Włocławku. Arkadiusz Fajok w Inowrocławiu nie startował z pozycji urzędującego prezydenta ani nie stała za nim żadna partia polityczna. Tutaj chodziło o postulat zmiany, który udało się sformułować Pawłowi Gulewskiemu. Partia ma przewagę w postaci funduszy, subwencji oraz dostępu do mediów ogólnopolskich. To są niewątpliwe atuty, ale prezydent Zaleski startował z pozycji prezydenta z olbrzymimi sukcesami oraz wielkim dorobkiem, którym mógł chwalić się w swojej kampanii zdecydowanie wcześniej. Inne miasta pokazują, że nie był to decydujący czynnik.
Nowy prezydent Paweł Gulewski ma wymarzoną sytuację w Radzie Miasta Torunia. 15 z 25 radnych to członkinie i członkowie Koalicji Obywatelskiej. Sejmik województwa kujawsko-pomorskiego również jest zdominowany przez jedną partię. Czego chcieć więcej?
Paweł Gulewski był dotąd wiceprezydentem, a w hierarchii Platformy Obywatelskiej wyższą pozycję zajmował marszałek Piotr Całbecki, który silnie oddziaływał na kształt list wyborczych w Toruniu. Cztery kobiece „jedynki” pochodziły przecież z nominacji marszałka. Kształtował je także Tomasz Lenz, przewodniczący Platformy Obywatelskiej w województwie kujawsko-pomorskim, który dostanie ostrą reprymendę od premiera Donalda Tuska za to, że PO wychodzi z województwa osłabiona. Sukces Pawła Gulewskiego zależy od tego, jaki obierze styl przywództwa. Nie sądzę, że będzie nastawiony na słuchanie swoich starszych kolegów i wykonywanie ich poleceń. Ma wszystkie instrumenty do tego, aby stać się niezależny. Sam dobierze sobie zastępców, czy też sam jednym machnięciem pióra zdecyduje o kilkuset miejscach pracy w Urzędzie Miasta Torunia. Ma 5 lat, żeby zbudować swoją silną pozycję w mieście, jak i w Platformie Obywatelskiej. Jednak jeżeli partia zdobywa tak ogromny mandat zaufania, to w przyszłości mogą wyniknąć z tego wewnętrzne kłótnie. Jest to nieuniknione, jeżeli w perspektywie kilku najbliższych lat nie pojawi się silny przeciwnik.
Andrzej Gajewski
24 kwietnia 2024 @ 18:23
Cieszę się, że p. Zaleski przegrał. Ogólnie był słabym prezydentem, górował nad innymi tylko wzrostem. Od wielu pokoleń jestem toruńczykiem i widzę jak nasze miasto podupada. Brakuje szerszej wizji Miasta, brakuje charyzmatycznego, dobrego gospodarza. Miastu ubywa mieszkańców, brakuje miejsc pracy, jest zato „kult” sportowców. W ostatnich latach opuściło Toruń dziesiątki tysięcy młodych, ambitnych ludzi. Winę za to w dużej mierze ponosi p. Zaleski.