Potrzeba doświadczeń kobiet w polityce. Rozmowa z profesor Moniką Płatek
Podczas II regionalnego Kongresu Kobiet w Toruniu udało nam się porozmawiać krótko na temat przemocy wobec kobiet z profesor Moniką Płatek. Wywiad ukazał się w papierowym wydaniu „Małej Czarnej”. Monika Płatek dziś jest bohaterką politycznych analiz. Zdobyła więcej głosów w Warszawie niż torunianka Joanna Scheuring-Wielgus. Za sprawą przedwyborczej deklaracji Roberta Biedronia o rezygnacji z mandatu europosła, czyni ją kandydatką na objęcie po nim miejsca w Brukseli.
Rekordy popularności w kobiecej części internetu bije ostatnio amerykański poradnik dla kobiet, które planują bezpieczną ucieczkę od przemocowego partnera. Kobiety nie tylko dzielą się nim, ale i dopisują własne porady. Jak wyglądałby polski poradnik w naszym stanie prawnym?
Tam muszą być bardzo konkretne propozycje wskazujące, co kobiecie jest potrzebne. Potrzebne jest miejsce do życia, potrzebne są pieniądze, potrzebne jest poczucie siły i autonomii, potrzebne jest wsparcie innych kobiet, może być to organizacja, a może być to po prostu koleżeńska pomoc. I potrzebne jest coś jeszcze – potrzebna jest świadomość, że to, co jej się dzieje, to jest łamanie prawa i jest niedopuszczalne, oraz że to nie jest jej wina. Potrzebna jest też pewność, że organy władzy nie ograniczą się do słów, lecz że obowiązujące prawo będzie stosowane. I dopiero na tym etapie możemy zajrzeć do ustawy.
A co dziś ona mówi?
Mamy sytuację, w której, z trudem, ale przepchnęłyśmy Konwencję Rady Europy o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet i przemocy w rodzinie. Od 1 sierpnia 2015 r. ta Konwencja jest częścią polskiego prawa. I ma pani co chwilę bardzo wyraźne dowody na to, że Ministerstwo Sprawiedliwości i inne ministerstwa, w tym Ministerstwo Zdrowia, pozwalają sobie wprowadzać najróżniejsze zmiany i to są zmiany, które nie tylko że nie wypełniają zobowiązań wynikających z tej Konwencji, ale co więcej, niszczą infrastrukturę, która już została zbudowana.
W jaki sposób?
Podam przykłady, które, teoretycznie, nie mają nic wspólnego z samą przemocą, np. standardy opieki okołoporodowej. Wydawałoby się: to jest tylko Ministerstwo Zdrowia, to niczego nie dotyczy. Ale te standardy okołoporodowe zostały wypracowane przez organizacje kobiece, które walczyły o to, by rodzić po ludzku i by być traktowanym jak człowiek i żeby uwzględniać wolę rodzącej. Te standardy zostały unieważnione i odwołane przez pierwszego ministra zdrowia z PiS-u w 2015 r., pana Radziwiłła. Dlaczego? Rodząca ma się podporządkować woli lekarza, a sama ciąża została zmedykalizowana, tak jakby poród i ciąża były chorobą. Czyli – przestawiamy cały porządek, odbierając siłę, władzę, moc kobiecie. A jeśli chce pani coś więcej, to może dostać, tylko musi pani mieć pieniądze i świadomość, że jest położna, że są doule i że nie trzeba tego całego oprzyrządowania. To jest jeden przykład wskazujący na to, jak się stara kobiety uprzedmiotowić. A 500+? Wykrzyczane i często ważne, ale sposób jego rozprowadzania budzi wątpliwości. Od początku obiecywano, że będzie dotyczył każdego dziecka. Nie tylko nie był od pierwszego dziecka, ale też wyraźnie dyskryminował dzieci wychowywane w rodzinie, gdzie jest tylko matka z dzieckiem. Nie o dzieci więc chodziło, ale o promowanie pewnego wzorca wygodnego dla władzy, który nie uwzględnia i nie liczy się z kobietą. To jest przejaw przedmiotowego traktowania kobiet.
Z Konwencji dowiedzieliśmy się, że przemoc, którą my rozumiemy najczęściej jako przemoc fizyczną, jest nie tylko fizyczna, ale również psychiczna, seksualna i ekonomiczna. (Formą przemocy jest także – wciąż przez nas pomijana – nadopiekuńczość). Przemoc ekonomiczna to są te niepłacone alimenty, miliardy, które są dłużni najczęściej mężczyźni swoim dzieciom i kobietom, z którymi mają te dzieci. Są najlepszym dowodem „olewania” kobiet przez władzę. Proszę mi powiedzieć, czy równie nieskuteczni jesteśmy z nieściąganiem podatków?
Ostatnio nie, rozliczać się trzeba z każdej złotówki.
Skoro władza potrafi ściągać podatki, a nie ściąga alimentów, to znaczy, że nie ma woli. To znaczy, że tak naprawdę przerzuca ciężar odpowiedzialności, wychowania i trud na kobiety właśnie dlatego, że może się z nimi nie liczyć. Wie, że trzeba je utrzymywać w słabości. To są dowody na to, że przemoc na co dzień stosowana może mieć miejsce, ponieważ władza, która narzuca ton, udziela przyzwolenia na nieliczenie się i przemocowe traktowanie kobiet, jest władzą, która wysyła bardzo ważny sygnał, że ktoś, kto jest głową rodziny, ma penis i ma płeć męską.
Gdy Wanda Nowicka miała konferencję prasową dotyczącą przemocy, padło pytanie, czy tu jest gorzej. Chyba można się pokusić o taką hipotezę, że nasze województwo ma doskonałe warunki do kultywowania przemocy: obszary wysokiego bezrobocia, niskie zarobki, słaby dostęp do ginekologów, usług medycznych, transportu publicznego. I dziedziczny katolicyzm…
On nie jest dziedziczny. Toruń pod tym względem jest doskonałym przykładem. Dlaczego nie ma dobrego transportu lokalnego, dlaczego nie ma dobrego dostępu do zdrowia, dlaczego kobieta ma trudniej? Bo jest Rydzyk, któremu przekazujemy miliardy z naszych pieniędzy na przedsięwzięcia, których nie kontrolujemy.
Toruń ma endeckie tradycje, które sięgają dwudziestolecia międzywojennego. XIX-wieczna liberalna tradycja została trochę zapomniana, a na mentalność nakładają się braki infrastrukturalne. Ja widzę tu zadanie dla polityków, żeby coś z tym zrobić.
To jest zadanie dla polityków, za które biorą pieniądze. Ich trzeba rozliczać. Jeśli jest prezydent, który ma tylko trzy zadania: stać na straży Konstytucji i przestrzegania przyjętych konwencji, nie wywołać wojny i dobrze nas reprezentować na zewnątrz, i gdy ten prezydent namawia do nieprzestrzegania Konwencji, to jest policzek dla każdej kobiety i dziecka w Polsce. Jest to sygnał, że możemy lekceważyć dobro kobiet. Oczywiście, to jest narzucanie pewnego trendu. Tak nie powie prezydent Szwecji, tak nie powie premier Kanady, tak nie powie żaden szanujący się polityk, który wie, że reprezentuje całe społeczeństwo.
Czy można powiedzieć, że mamy prawo bardzo dobre, ale rzadko stosowane?
Nie, mamy prawo, które daje dostateczną ilość instrumentów, aby wytworzyć standardy, które rzeczywiście będą nastawione na przeciwdziałanie przemocy, która kosztuje nas bardzo dużo. Kosztuje nas w pieniądzach, w wydatkach na zdrowie, w połamanych życiorysach, w niewykorzystanym potencjale, który jest zarówno w kobietach, które tej przemocy doświadczają, jak i w mężczyznach, którzy tę przemoc stosują, a mogliby mieć dużo lepszą jakość życia. Kobiety i mężczyźni mogliby się dużo lepiej dogadywać, gdybyśmy budowali dobre relacje między ludźmi, a nie te, które będą podtrzymywać patriarchat i wmawiać mężczyznom, że ich jedyna wartość polega na tym, że nie są kobietami.
Czyli jesteśmy na etapie, który umożliwia nam stworzenie tych narzędzi, ale tego nie robimy?
Nie, my te narzędzia mamy! Lecz jesteśmy na tym etapie, kiedy politycy, władza, każda z dotychczasowych istniejących w Polsce, w bardzo niewielkim zakresie czuła się zobowiązana, aby służyć i rzeczywiście wdrażać te przepisy, które nas zobowiązują, po to, aby ludziom się lepiej żyło. Człowiek jest tu nadal mało ważny, a folwark nadal dominuje, lecz to nie jest tylko kwestia XIX w. Dojrzałość wymaga tego, aby spojrzeć na społeczeństwo i dostrzec również jego dobre strony i rozliczyć się ze złych rzeczy, za które odpowiadamy pośrednio. I pewnie jest związek pomiędzy koniecznością porozmawiania o pogromach, jakie były na ludności żydowskiej, a niedostrzeganiem obszarów przemocy prywatnie w domach spowodowanych narracją ze strony polityków.
Czy receptą na to będzie więcej kobiet w polityce?
Zdecydowanie tak; musimy stanowić masę krytyczną. Potrzebne jest to z dwóch powodów: po to, aby kobieta w polityce przestała być tylko esencjonalną kobietą, czyli reprezentacją rodzaju, tylko zaczęła być sobą. A wtedy takiej pani Kempie czy pani Szydło będzie można powiedzieć: „Co z tego, że jesteście kobietami, kiedy zmieniacie się w maszynki, tak jak chcą wasi przywódcy”. I potrzeba kobiet, które będą miały również bardzo różne poglądy, bo i zróżnicowane doświadczenia.
I wrażliwość?
To nie jest tylko kwestia wrażliwości, to jest kwestia doświadczeń. Kobiety i mężczyźni mają różne doświadczenie, interesy i potrzeby. Żeby wykorzystać cały potencjał społeczny, to się musi spotkać na takim poziomie, że kobiety nie reprezentują zaledwie kobiet, ale wpływają na kształt prawa, polityki i standardów.
Czy mamy na to szansę?
No pewnie, że mamy, to się cały czas dzieje. Mam nadzieję, że to się stanie jeszcze za mojego życia. Lepiej, żeby to się stało wcześniej, bo wtedy i pani życie będzie wcześniej lepsze.
Na poziomie samorządności, nawet ostatnich konsultacji społecznych w Toruniu, to widać: kobiety mają argumenty, wiedzę i wyobraźnię, a mężczyźni dążą do utartych schematów.
Dlatego powtarzam również mężczyznom, że powinni zrozumieć, że naprawdę są w porządku. Ale muszą sobie wypracować swoje poczucie wartości oparte nie tylko na tym, że nie są babami. To już nie jest ten czas. I muszą przestać niszczyć kobiety jako zagrożenie dla siebie i zrozumieć, że wykorzystując potencjał jednych i drugich, ruszą do przodu. Czy to oznacza, że będą musieli się posunąć? Tak, ale to jest szansa na to, aby paru panów, którzy są na stanowiskach, a do nich nie dorastają, po prostu zajęło się czymś innym.