Ruszcie po prostu tyłki i idźcie głosować!
Mam 3,5 tys. znaków, żeby przekonać Was do głosowania 21 października 2018 r. Wiem, że hasła „nie głosujesz, nie masz prawa narzekać” już na nikogo nie działają. Poświęćcie jednak tych kilka minut na lekturę, a ja postaram się Was namówić.
Po pierwsze: kolejna kadencja samorządowa będzie mieć nie cztery, a pięć lat. To znaczy, że przez pięć najbliższych lat nowo wybrane władze będą podejmować decyzje w naszym imieniu i przez pięć lat nie będą musiały za bardzo brać pod uwagę tego, co chcą mieszkańcy, a czego nie. TO AŻ PIĘĆ LAT. To szmat czasu. Za pięć lat będziemy starsi o pięć lat. Niektórzy skończą studia, inni zmienią pracę, urodzi im się dziecko, niektórych z nas zabraknie już w tym gronie. Musimy więc powierzyć sprawy nasze i naszego miasta w dobre ręce, tym, których wizja na najbliższe lata daje nam nadzieję i buduje w nas przekonanie, że Toruń będzie podążać w dobrym i właściwym kierunku.
Po drugie: im większa będzie frekwencja, im więcej głosów oddamy, tym większy będzie mandat, a układ sił w radzie miasta będzie odpowiadać temu, czego oczekują mieszkańcy. Cztery lata temu zaledwie 39,5 proc. torunian uprawnionych do głosowania poszło do urn. Na 156 tys. osób, które miały to prawo, tylko 61,7 tys. zdecydowało się wziąć odpowiedzialność za losy Torunia. To brzmi jak jakaś kpina!
Po trzecie: zawsze pamiętajcie, że to my jesteśmy pracodawcami prezydenta i radnych i to naszą wolę powinni wykonywać, a nie odwrotnie. Zdumiewające jest czasem, z jaką wdzięcznością odnosimy się do miłościwie panujących nam polityków na różnych szczeblach – od rządu do samorządu. Czy naprawdę powinniśmy być wdzięczni prezydentowi lub radnemu, że dzięki nim został załatany chodnik i wylany asfalt na drodze? Przecież taka jest ich praca i płacimy im za to z naszych podatków niemałe pieniądze. To przecież są nasi najemnicy. Osoby, które robią coś w naszym imieniu. Bez nas nie byłoby ich. Pieniądze w budżecie miasta nie pojawiają się znikąd. Podobnie jak pensje w portfelach polityków. To są nasze pieniądze i mamy prawo decydować, komu chcemy zapłacić nimi za pracę. Potraktujmy więc wszyscy te wybory jak rozmowę kwalifikacyjną. Ale nie naszą. Biorą w niej udział politycy. A my… jesteśmy SZEFAMI.
Po czwarte: czy naprawdę macie gdzieś to, co dzieje się w Waszym bloku, domu, na podwórku, skwerze, osiedlu czy mieście? Naprawdę ciężko mi w to uwierzyć, że macie w nosie to, co dzieje się wokół Was, jak miasto będzie wyglądać za pięć lat, jakimi drogami będziemy jeździć, w jakich szkołach i w jakich warunkach będą uczyć się nasze dzieci, jakie podatki będziemy płacić, ile zapłacimy za wywóz śmieci, czy nasza komunikacja miejska będzie wygodna, darmowa, ekologiczna itp. Samorząd i jego władze – nie posłowie, nie europosłowie czy senatorowie – są najbliżej naszych spraw. Tych zwykłych, czasami przyziemnych i codziennych. Dlatego te wybory są najważniejsze, bo dotyczą nas bezpośrednio. Ich skutki będziemy odczuwać niemal każdego dnia. Głosujmy więc i róbmy to mądrze oraz odpowiedzialnie.
Po piąte: jeśli dotarliście do tego punktu, najwidoczniej Was nie przekonałem. I po prostu nie zależy Wam na tym, co się dzieje i co dziać się będzie w Toruniu. A jeśli po prostu nie wiecie, na kogo głosować, wykorzystajcie te ostatnie godziny, żeby zapoznać się z tym, co proponują poszczególne komitety. Jeżeli jednak żaden z nich Was nie przekona, zróbcie jedno: oddajcie głos nieważny. To również jest głos. Nie zmarnujcie go!