Rzecz o hipokryzji [FELIETON
W sferze deklaracji, wartości i czynów często dochodzi do rozdźwięku. Równość i braterstwo często przeradzają się w równiejszość i wrogość. Jak w „Folwarku zwierzęcym”. Im bardziej ktoś szermował wartościami i pławił się w rozliczaniu innych z przestrzegania wartości, tym nierzadko więcej miał za uszami. I tym bardziej, gdy jego sekreciki wypływają na światło dzienne, obnażają jego hipokryzję i wystawiają go na pośmiewisko.
Ostatnio możemy wręcz mówić o festiwalu hipokryzji. Wręcz San Remo wpadek zabawnych, ale też często gorszących. Niewątpliwym hitem ostatnich dni jest poseł konserwatywnego, chrześcijańskiego, węgierskiego Fideszu. Człowiek, który swoje wartości razem z majteczkami zostawił w salonie mieszkania, w którym odbywała się homoseksualna orgietka. Z drugiej strony u nas jest zapominalski autorytet moralny Don Stanislao. Mimo ostentacyjnego kreowania się na strażnika moralności i piewcę wartości, nie potrafi nawet powiedzieć „przepraszam” i przyznać się do grzechów.
Dziś to politycy wiodą prym w zakłamaniu. Niedawni piewcy demokratycznego państwa, które nie podniesie ręki na protestujących, dziś zachwalający nieuzasadnioną agresję policji. Wczorajsi miłośnicy sprzeciwu i wysłuchania w Parlamencie Europejskim, dziś niewybrednie obrzucający inwektywami kobiety walczące o swoje prawa. Niegdyś krytycy zbyt małej pomocy z Unii, dziś wyrzucający do kosza kolejny „plan Marshalla”. Przy okazji twierdząc, że jesteśmy krajem praworządnym. Tak praworządnym, że boimy się testu wiarygodności przed Trybunałem Unii. Ostentacyjnie epatujemy naszymi wartościami. Jesteśmy ostatnimi obrońcami demokracji, praworządności, wartości chrześcijańskich, uczciwości i przestrzegania woli suwerena. Tyle tylko, że ostentacja jest flagą sygnałową hipokryzji.