Internet Rzeczy i zagrożenia dla jego rozwoju
Jedną z podstaw rozwoju Smart City jest tzw. Internet of Things (IoT), czyli Internet Rzeczy. Proponowane przez niego rozwiązania w zamyśle mają ułatwić nam codzienne funkcjonowanie. Niektóre pomysły IoT wykorzystujemy we własnym domu, niekoniecznie zdając sobie z tego sprawę. Wszystko ma jednak swoje ograniczenia, a idea Internetu Rzeczy jest jeszcze stosunkowo młoda. Dlatego na swojej drodze może natrafić na pewne przeszkody.
O tym, co kryje się pod hasłem Internet of Things pisaliśmy już jakiś czas temu. Dla przypomnienia: IoT to różnego rodzaju urządzenia, mające możliwość wzajemnego łączenia się ze sobą za pomocą sieci, a co za tym idzie – komunikacji i wymiany danych. W powszechnym użyciu takie urządzenia możemy spotkać we własnych domach. To pralki, lodówki, roboty sprzątające, systemy ogrzewania, oświetlenia, a nawet monitoring. Producenci powszechnie już wprowadzają je do oferty, a my sami niekiedy nie zdajemy sobie sprawy, że nabyliśmy sprzęt wpisujący się w ideę Internetu Rzeczy. W sklepach ze sprzętami nie brakuje urządzeń oznaczonych hasłem “smart”. Coraz częściej też po nie sięgamy, bo są wygodne. A taki właśnie ma być smart home.
Internet Rzeczy odgrywa kluczową rolę w rozwoju Smart City. Jednak i on może mieć swoje granice. Co może stanąć na przeszkodzie jego rozwoju?
Pierwszą barierą, która jednak prędzej czy później musi zostać pokonana, są przeszkody technologiczne. Nieraz bywa tak, że innowacyjne pomysły długo nie mogą doczekać się realizacji, bo brakuje odpowiedniego sprzętu czy możliwości. Tego typu problemy udaje się na ogół pokonać wraz z rozwojem technologii, ale nie zmienia to faktu, że hamują one niektóre koncepcje. M.in. właśnie dlatego w smart cities kładzie się nacisk na postęp w zakresie technologii. To z kolei prowadzi do kolejnej przeszkody: braku wsparcia dla tego typu inicjatyw. Brak odpowiednich warunków do udoskonalania już istniejących rozwiązań to spore ograniczenie. Inteligentne zarządzanie jest tutaj kluczem.
Nie wszędzie jednak wystarczy samo zarządzanie. By korzystać z urządzeń spod szyldu Internetu Rzeczy potrzeba połączenia z siecią. Miasta są pod tym kątem w dość dobrej sytuacji, ale już tereny nieco bardziej od nich oddalone, a nawet podmiejskie, są w trudniejszej sytuacji. Łącza mogą mieć tam znacznie mniejsze osiągi, a co za tym idzie – nie pozwalać na wykorzystywanie pełni potencjału urządzeń. Z jednej strony jest to również ograniczenie technologiczne, ale w polskich realiach wydaje się być bardziej ograniczeniem finansowym. Na zapewnienie równych warunków dla wszystkich po prostu brak pieniędzy.
Kolejnym i chyba najbardziej problematycznym czynnikiem rozwoju Internet of Things jest kwestia bezpieczeństwa. A raczej zaufania, że producent nie wykorzysta w żaden sposób zbieranych o nas danych. Bo co do tego, że inteligentne urządzenia takie dane zbierają, nie ma wątpliwości. Sami je przekazujemy, a w zamian otrzymujemy bardziej spersonalizowane usługi, dostosowane do naszych potrzeb.
Urządzenia zapamiętują nasz rytm dnia, nawyki i przyzwyczajenia, by zadbać o naszą wygodę. Musimy jednak przy tym pamiętać, że działa to w obie strony. W przypadku ataku hakerskiego i wykradzenia naszych danych, jesteśmy jak otwarta księga. Rozwój Internetu Rzeczy zależy więc nie tylko od tego czy uda się go spiąć z postępem technologicznym. Niemniej ważne jest to, jak bardzo będziemy chcieli go wpuścić do własnych domów.
Źródła:
Artur Rot, Zastosowania koncepcji Internetu rzeczy w kontekście inteligentnego miasta. Wybrane zagadnienia bezpieczeństwa