Wychowują mistrzów, ale borykają się z kłopotami finansowymi. Bez sponsorów klub z Torunia nie przetrwa
Mistrzyni Europy Juniorów i Mistrz Polski Juniorów w pływaniu w płetwach to zawodnicy, trenujący w toruńskim klubie Laguna 24. Sukcesów na koncie klubu jest jednak znacznie więcej. Jeden z pierwszych w Polsce klubów w tej dyscyplinie sportowej ma jednak problemy, by domknąć budżet. „Bez wsparcia nasi zawodnicy stracą możliwość, żeby dalej rozwijać swoje talenty”, mówi wprost Natasza Siódmiak, prezes klubu.
Klub Sportowy Laguna 24 powstał przy Szkole Podstawowej nr 24 w Toruniu w 1997 r., jako jeden z pierwszych w Polsce klubów finswimmingowych. W chwili obecnej trenuje w nim dwudziestka dzieci i młodzieży. Największymi osiągnięciami poszczycić się może Jola Siódmiak, 15-latka, która startując jako junior bije rekordy polskich seniorów. W trakcie niedawno rozegranych Mistrzostw Europy Juniorów zdobyła złoty i brązowy medal. Trenerzy wróżą jej świetlaną przyszłość. Zawodników z sukcesami klub ma jednak znacznie więcej. To chociażby 16-letni Hubert Rudnicki, Mistrz Polski Juniorów. Laguna wyszkoliła wielu medalistów Mistrzostw Świata, Europy, Polski. Nie ma zawodów, z których zawodnicy toruńskiego klubu nie przywoziliby medali – miejsca na podium regularnie zdobywają na imprezach Klubowego Pucharu Świata i Klubowego Pucharu Polski. Wystarczy wspomnieć o ostatniej rundzie Pucharu Polski, na której młodzi pływacy zdobyli łącznie 34 medale, zajmując w klasyfikacji medalowej 2. miejsce, a wśród klubów 3. pozycję.
Mamy w kubie zawodników zafascynowanych tym sportem. Za każdym razem, gdy poprawiają swoje czasy, zdobywają medale czuję, że moja praca jest dla nich bardzo ważna. W sytuacji, gdy odnoszą taki sukces jak Mistrzostwo Europy, nie ma na ziemi bardziej spełnionej osoby niż trener, z którym ten zawodnik współpracuje. Ja tylko pomagam w spełnianiu ich marzeń, a tak naprawdę to oni spełniają moje. Taka współpraca jest bardzo budująca – opowiada trener Mateusz Michalski.
Dobra passa może się jednak skończyć, jeśli nie uda się znaleźć źródeł zewnętrznego finansowania. Utrzymanie klubu i zawodników kosztuje. Treningi, wyjazdy na zawody, opłacenie trenerów, sprzęt. Do tej pory wszystkie te potrzeby pokrywała dotacja miejska, jednak została ona znacznie zmniejszona i wystarcza teraz zaledwie na pokrycie 1/4 wszystkich kosztów.
Mam wrażenie, że są kluby, które dostają więcej i kluby, które dostają mniej. Boli nas, że większe dotacje dostają kluby bez znaczących sukcesów sportowych – mówi Natasza Siódmiak, prezes klubu Laguna 24. – Musimy wszystko opłacać ze składek członkowskich, próbujemy na wszelkie możliwe sposoby zdobywać pieniądze. Roczne koszty utrzymania zawodnika są spore, bo do wydatków klubu takich, jak wynajęcie basenu, dochodzi jeszcze zakup płetw czy strojów, a to już sumy rzędu kilku tysięcy złotych. Dawniej byliśmy w stanie organizować w Toruniu jedną z rund Pucharu Polski – teraz jest to niemożliwe, nie stać nas na to. Organizacja takiej rundy to ok. 30 tys. zł, a roczna dotacja z miasta to zaledwie 12 tys. zł, czyli kropla w morzu potrzeb.
Problemy finansowe już dają się klubowi we znaki, a cierpią na nich sami zawodnicy – zdolna młodzież, która bez finansowego wsparcia straci szansę na rozwój i wykorzystanie własnego potencjału. Do niedawna sportowcy mogli trenować pięć razy w tygodniu. Teraz, z powodu niedostatecznych środków finansowych, liczbę treningów w tygodniu trzeba było zmniejszyć do trzech. Dodatkowe treningi zawodnicy muszą wykonywać na własny koszt. Podobnie jak – niezwykle dla sportowców ważne – zajęcia fizjoterapeutyczne. Na to także klubu już nie stać.
– Brakuje nam też funduszy na dofinansowanie wyjazdów na zawody. Jako klub bardzo chcielibyśmy pokrywać część kosztów za te imprezy sportowe, jednak jest to niemożliwe w sytuacji, gdy dofinansowanie pozwala może na dwa miesiące treningów dla zawodników, a resztę musimy organizować z darowizn i składek – wyjaśnia Mateusz Michalski. – W tym momencie musimy stawać na głowie, żeby móc organizować 5 godzin treningów w tygodniu.
Musimy powiedzieć to jasno – jeżeli nie znajdziemy innych źródeł finansowania, to jest realne ryzyko, że nasi zawodnicy stracą możliwość rozwijania swoich talentów – dodaje Natasza Siódmiak.
Czekając na znalezienie sponsorów, każdy daje jednak z siebie wszystko. Rodzice, by zapewnić swoim pociechom jak najlepsze warunki do trenowania, trenerzy, wychowujący obecnych i przyszłych mistrzów i sami zawodnicy – aby spełniać marzenia i z każdym przepłyniętym metrem sięgać po więcej.