Sylwia Kowalska chce przejąć stery władzy w Toruniu: „Jestem gotowa na takie wyzwanie”
– Angażuję się w życie miasta od wielu lat i dalej będę to robić – niezależnie, czy jako społeczniczka, radna, czy prezydentka – mówi Sylwia Kowalska, kandydatka komitetu My Toruń na prezydentkę Torunia w rozmowie z Wojciechem Giedrysem.
– Jakie cechy powinien mieć prezydent 200-tysięcznego miasta?
– Powinna to być osoba, która ma odwagę podejmować decyzje. Jak każdy dobry szef powinna posiadać umiejętność doboru doradców i umiejętność słuchania. Dobry prezydent powinien współpracować z ludźmi i wsłuchiwać się w głos mieszkańców, dla których pełni swoją służbę.
– Te cechy ma Michał Zaleski? Czy urzędujący prezydent wsłuchuje się w głosy torunian?
– Bardzo szanuję prezydenta Michała Zaleskiego za pracowitość. Czasami wydaje mi się jednak, że większość decyzji podejmuje sam. A osiągnąć więcej możemy tylko wtedy, gdy w pełni korzystamy z potencjału swoich współpracowników. Wie o tym każdy dobry lider. Musimy oddać trochę ze swoich kompetencji innym ludziom. Choć czasem bywa to trudne, dzięki temu bardzo wiele otrzymujemy w zamian.
– Z komitetu My Toruń startują do Rady Miasta 33 osoby. Środowisko, które was wspiera, jest znacznie liczniejsze. Czy będzie w stanie wykorzystać ich potencjał? Po wyborach w 2014 r. Czas Mieszkańców nieco rozmienił na drobne i poparcie, i potencjał środowiska osób, które zaangażowały się w kampanię wyborczą.
– W Czasie Mieszkańców mieliśmy jasno określony program, wielokrotnie inicjowaliśmy dyskusję o jakości i bezpieczeństwie życia w naszym mieście i robiliśmy to, będąc jedynym opozycyjnym klubem w radzie miasta. Dlatego nie zgadzam się z twierdzeniem, że rozmieniliśmy swoje poparcie. Powiedziałabym wręcz, że dziś rozszerzamy się o kolejne środowiska – przedsiębiorców i naukowców – które popierają nasz sposób patrzenia na miasto. My Toruń tworzą bardzo różni ludzie. Często różni nas światopogląd, na wiele tematów mamy różne zdanie. Ale dzisiaj w samorządzie mamy jasno określone cele. Wiemy, jakie inwestycje chcemy powstrzymać i wiemy, jakiego miasta chcemy. To, na co jesteśmy nastawieni w My Toruń, to zdecydowanie większe wsłuchiwanie się w głos mieszkających i pracujących w Toruniu ludzi.
– Jakie inwestycje chce powstrzymać My Toruń?
– Od długiego czasu mówimy o tym, że niektóre wielkie projekty drogowe są niepotrzebne. Uważamy za błędną obecną koncepcję dalszej rozbudowy trasy wschodniej, z wielkimi estakadami, które odetną Rubinkowo od dogodnego połączenia z centrum. Ta trasa nie ma obecnie żadnego uzasadnienia, a będzie kosztować nawet 600 mln zł. Mamy pomysł na dużo tańszy w realizacji tzw. łącznik Cichowicza spinający ul. Wschodnią ze średnicówką, o którym mówimy od kilku lat. Chcemy też powstrzymać budowę trasy staromostowej na odcinku pomiędzy ul. Bema a mostem Piłsudskiego oraz jej przedłużenie na lewobrzeżu. Ten most powinien pozostać lokalny w charakterze i służyć mieszkańcom miasta, zamiast wprowadzać dodatkowy ruch tranzytowy do centrum Torunia. Te inwestycje to kolejne wydane dziesiątki milionów złotych w beton, asfalt i dzielenie miasta, a nie usprawnienia dla mieszkańców.
– Pracując w radzie okręgu, udawało się pani forsować wiele pomysłów. Podobnie będąc w opozycji w radzie miasta. Jako społeczniczka uruchomiła pani jadłodzielnię. Po co właściwie pani jest ta cała polityka, skoro nawet bez niej można zrobić dużo dobrego?
– Można działać w radzie okręgu, w opozycyjnym klubie w radzie miasta lub jako społecznik, ale takie działanie jest zdecydowanie trudniejsze. Jeśli chcemy działać społecznie, to może to robić każda Kowalska i każdy Nowak, tak po prostu, każdego dnia. Ale jeżeli chcemy zacząć zmieniać prawo i przepisy, jeśli chcemy mieć wpływ na myślenie o kwestiach komunalnych, wpływ na co wydajemy pieniądze z miejskiego budżetu i czy dzielimy je równościowo i odpowiedzialnie między biznes, żłobki, seniorów czy oświatę, to potrzebne jest wejście w politykę i działanie w polityce samorządowej. Tylko w ten sposób będziemy mieć realną możliwość zmiany. Będąc w opozycji w radzie miasta i działając w radzie okręgu, wiem, jak trudno jest przebić się ze swoim głosem w dyskusji. Dlatego zachęcam wszystkich, żeby zaczęli przychodzić na posiedzenia rady miasta, a także poszczególnych komisji. Zachęcam mieszkańców, by zaczęli korzystać ze swoich praw i aby mówili o tym także swoim dzieciom i młodzieży. Narzekamy dzisiaj, że młodzież się nie angażuje, ale mamy wokół siebie dorosłe osoby, które nie mają pojęcia, jak ważne są wybory samorządowe i to, kogo wybierzemy.
– Jakie będą pani najważniejsze postulaty wyborcze?
– Na tym etapie kampanii chcemy przede wszystkim podkreślić kwestię bezpieczeństwa w mieście. To jedna z podstaw naszego programu. Jak będzie wyglądał rozwój infrastruktury drogowej przez pięć najbliższych lat? Jeżeli wybudujemy kolejną arterię w środku Torunia, to powinniśmy pamiętać, że podzielimy kolejne osiedla, a to ogromnie wpłynie na jakość życia w naszym mieście, choćby na bezpieczeństwo naszych dzieci, które muszą dotrzeć do szkoły. Dla nas priorytetowa jest tzw. wizja zero – zero wypadków, zero ofiar. Odpowiedzialność za to spoczywa również na projektantach i zarządcach dróg. Są w Polsce miasta, np. Jaworzno, które zobowiązały się do wprowadzenia wizji zero do konkretnego roku. W Toruniu to wciąż mrzonki. Chcemy też wprowadzić takie ulepszenia jak Zielony Ring Torunia czy bezpłatna komunikacja miejska dla dzieci i młodzieży, które również przyczynią się do poprawy jakości przemieszczania się po naszym mieście.
– Decyzja o starcie w wyborach prezydenckich była dla pani trudna?
– Bardzo. Długo się nad tym zastanawiałam. Przyjemnie jest robić społeczne rzeczy, które nadają mojemu życiu pozytywny sens. Mam wokół siebie fantastycznych ludzi. Czas jednak wziąć pełną odpowiedzialność za Toruń i zacząć podejmować trudne decyzje. Zdaję sobie sprawę, że będzie to wymagało zasiadania przy stole z kimś, kto ma inne poglądy, z kim trudno się porozumieć, ale wiem, że w tym momencie życia, w którym się obecnie znajduję, jestem na takie wyzwanie gotowa.
– A czy kierowała już pani dużym zespołem ludzi?
– Pracowałam w korporacji i kierowałam większymi zespołami osób. Nie tak wielkimi jak urząd miasta, ale uważam, że zarządzanie miastem to kwestia odpowiedniego słuchania współpracowników, delegowania i egzekwowania zadań oraz doboru ludzi na odpowiednie stanowiska, czyli jawne, jasne i otwarte konkursy. Jestem przeciwna zatrudnianiu w urzędach i spółkach miejskich według klucza znajomości i koligacji rodzinnych.
– Jaka byłaby pierwsza decyzja, jaką podjęłaby pani jako prezydent?
– Byłby to rzetelny audyt w urzędzie miasta i miejskich spółkach.
– A dlaczego startuje pani jako kandydatka na prezydentkę, a nie prezydenta?
– Jestem kobietą i uważam, że stosowanie żeńskich form jest bardzo ważne. Język ma ogromne znaczenie. Język to władza. A dziś u władzy są głównie mężczyźni, proszę spojrzeć na obecny skład rady miasta. Bardzo się cieszę, że dzisiaj to się zmienia. Na początku XX wieku, w czasach odzyskania niepodległości, którą teraz świętujemy, żeńskie formy istniały w naszym języku. Jednak zostały wyparte i zapomniane.
– A jest w tym też jakieś drugie dno?
– Oczywiście. Chciałabym, żeby kobiety miały więcej do powiedzenia w Toruniu. Nie oznacza to, że dobierając sobie współpracowników jako prezydentka, patrzyłabym przede wszystkim na płeć. Uważam jednak, że kobiety mają większą uważność i należy zacząć wsłuchiwać się w ich głos. A potrzeba nam głosów różnorodnych. Dopiero wtedy możemy stworzyć wizję miasta, która naprawdę jest dla wszystkich.
– Co dla pani będzie sukcesem w tej kampanii wyborczej?
– Jak zdecydowanie więcej mieszkanek i mieszkańców pójdzie do wyborów. Jeśli ludzie poczują, że mogą o czymś zadecydować, że jest ktoś, kto słucha tego, co mają do powiedzenia. To będzie sukces. Oczywiście świetnie byłoby wygrać. Chciałabym, żebyśmy w Toruniu dyskutowali o mieście i jego przyszłości nie tylko w zamkniętych gabinetach polityków. Aby głos mieszkanek i mieszkańców został wreszcie uwzględniony.
– Czyli będzie pani działać dalej po 21 października niezależnie od wyniku wyborczego?
– Angażuję się w życie miasta od wielu lat i dalej będę to robić – niezależnie, czy jako społeczniczka, radna, czy prezydentka. Moim celem jest zmiana w Toruniu. A to, czy z mandatem radnej, czy na fotelu prezydentki, zadecydują mieszkanki i mieszkańcy.