Toruński sposób myślenia [WYWIAD]
O tegorocznym budżecie, inwestycjach, problemach związanych z remontami i polityce parkingowej miasta z prezydentem Torunia Michałem Zaleskim rozmawiali Radosław Rzeszotek i Łukasz Buczkowski.
Nowy rok, nowe wyzwania, stare problemy. Jak się pan zapatruje na zbliżający się rok? Prognozy są z jednej strony obiecujące, a z drugiej nieoficjalnie słyszymy, że wcale nie musi być tak różowo, jak mogłoby się wydawać.
Mniej sięgam do prognoz, a bardziej do twardych danych. To, co najważniejsze, to budżet miasta, który trzeba zrealizować. Mamy zaplanowane prawie 1,5 mld zł po stronie wydatkowej, a deficyt ma sięgnąć 106 mln zł. Mam jednak nadzieję, że nieco go ograniczymy; rok do roku udaje się to o około 25-33 proc. Najważniejszym zadaniem drogowym będzie rozbudowa mostu im. Józefa Piłsudskiego. Kończymy również duży zakres zadań związanych z basenem przy ul. Bażyńskich. Planujemy oddanie go do użytku na początku grudnia. A już za moment uruchomimy basen rehabilitacyjny dla osób z niepełnosprawnościami przy Zespole Szkół nr 26. Kończymy też przystosowanie fortu B66 na potrzeby Muzeum Twierdzy Toruń. W tegorocznym budżecie miasta na inwestycje przewidziano 323 mln zł. Intensywnie zabiegamy przy tym o środki unijne. To jest też nasz toruński sposób myślenia: inwestujmy, ale też szukajmy wsparcia zewnętrznego.
Poruszył pan temat, który wzbudza stosunkowo dużo emocji, czyli remont mostu Piłsudskiego. Mieszkańcy w mediach społecznościowych piszą wprost, że zbliża się drogowy armageddon. Czy jest pan w stanie uspokoić mieszkańców, czy raczej podziela pan tę opinię, że łatwo nie będzie?
Przygotowania są w tej chwili bardzo zaawansowane, mamy właściwe decyzje i kompletną dokumentację. Wyceniamy zakres kosztów na 130 mln zł, w tym 100 mln zł to wydatek na ten rok, a 30 mln zł na przyszły. Mamy zainteresowanie ze strony oferentów do przetargu i są to firmy, które znają się na tego typu remontach. Mamy również stosowne dokumenty potwierdzające, że zostanie nam użyczony most tymczasowy, który stanie na przedłużeniu ul. Zagrodowej od południa i na przedłużeniu ul. Przybyszewskiego od północy. Wbicie pali w dno rzeki pod most tymczasowy będzie także zadaniem wykonawcy rozbudowy mostu Piłsudskiego. Z przeprawy tymczasowej skorzystają kierowcy aut osobowych, jednak w ograniczonym czasie, na co wpływ mają pozwolenia wodnoprawne. Zakładamy, że będzie nam służyła przynajmniej pół roku, być może trzy kwartały. Nie ma jednak mowy, żeby tam wjechał autobus albo ciężarówka, dlatego przy nawet największym natężeniu prac na moście Piłsudskiego jeden pas ruchu będzie zawsze czynny dla autobusów.
Skoro jesteśmy przy pl. Rapackiego, sporym zaskoczeniem był oddźwięk społeczny na wycinkę drzew. Czuje pan jeszcze jakieś reminiscencje tamtych wydarzeń, czy przechodzimy dalej i robimy swoje?
Nie podchodzę do spraw miejskich w ten sposób. Mam świadomość, że są to kwestie wrażliwe i trzeba w porę społeczeństwo o tym informować, wyjaśniać, tłumaczyć. W sprawie pl. Rapackiego miała miejsce informacyjna wpadka. Pojawił się przekaz, że wytniemy drzewa i koniec. Najpierw mówiono o 130, potem o 80. Ostatecznie do dzisiaj usunięto ich zaledwie 39. Jednak jeśli ktoś usłyszał, że nie będziemy patrzeć na to, co wycinamy, to miał pełne prawo się oburzyć. Tymczasem wszystkie drzewa przeszły dwie ekspertyzy dendrologiczne, które wykazały, że stan i żywotność przeznaczonych do usunięcia nie pozwala na myślenie o ich zachowaniu na 10, 20 czy 30 lat. Ponadto w tym rejonie sadzimy nowe drzewa – 80 już nasadzono, a kolejne 80 czeka na nasadzenie. To wszystko razem daje dopiero pełny obraz informacyjny. Oczywiste jest, że w takich dużych przedsięwzięciach musimy wyprzedzająco, dokładnie i precyzyjnie informować mieszkańców, bo to oni są najważniejsi. Od połowy lutego do momentu ograniczenia ruchu na moście Piłsudskiego musimy prowadzić coraz bardziej intensywną kampanię informacyjną. Chociażby o tym, że w pierwszym etapie, przez 2-3 miesiące, na moście zostaną dwa pasy ruchu. Potem przyjdzie kilka miesięcy, kiedy pozostanie jeden, tylko dla autobusów i służb ratunkowych, ale równolegle będzie czynny most tymczasowy.
Nie spędza panu jednak snu z oczu inwestycja związana z budową centrum festiwalowego Camerimage. Kwoty są ogromne. Pomimo tego, że Rada Miasta jednogłośnie wypowiedziała się za tym pomysłem, to słyszymy wątpliwości, czy Toruń na to stać.
Z niecierpliwością czekam na ostatnie dokumenty, podpisy, pieczątki i to, że ta inwestycja ruszy. Toruń zasługuje na rozwój. Jeżeli patrzymy na potrzeby miasta, to w wielu aspektach są one zaspokojone: mamy halę sportową, porządne szkoły, przygotowaną dokumentację dla budowy jeszcze jednej i rozpoczynamy opracowania dokumentacji dla kolejnej. Lewobrzeże wzbogaca się urbanistycznie, tak jak nowe osiedle, tzw. JAR, a bez szkoły nikt go sobie chyba nie wyobraża. Brakuje nam jednak w Toruniu czegoś, co dałoby nietuzinkowość i wyjątkowość. Mamy starówkę, ale ona też wymaga miejsc, które dawałyby możliwość spędzenia w Toruniu więcej czasu. Czegoś, co przyciągałoby ludzi przyjeżdżających na festiwale, kongresy, seminaria, wystawy. Mamy dwa końce swoistej klamry, czyli Centrum Sztuki Współczesnej i CKK Jordanki, a w środku pusty plac. Założenie dla projektantów będzie jednoznaczne: te dwa obiekty oraz przyszły – Europejskie Centrum Filmowe Camerimage – muszą być ze sobą połączone. Tak, żeby człowiek, który wejdzie do CSW, mógł wyjść z CKK Jordanki, przechodząc przez trzy budynki. Byłoby to potężne centrum, generujące zainteresowanie Toruniem wśród ludzi, którzy nie tylko wpadną na trzy godziny obejrzeć starówkę, tylko przyjadą w określonych celach i spędzą tu dzień, dwa czy nawet tydzień. To zupełnie nowa jakość. Oczywiście miasta nie byłoby stać na tego typu przedsięwzięcie ze środków własnych, ale budowa ECFC 2/3 zostanie sfinansowana ze środków zewnętrznych. Co do skali inwestycji – pamiętamy, jaka była dyskusja o Jordankach. Baliśmy się ruszyć z tą inwestycją, ale zrobiliśmy to. I czy dzisiaj ktoś wyobraża sobie Toruń bez tego obiektu?
W Toruniu stale poruszany jest problem parkingów. Czy jest formalnoprawna możliwość ze strony miasta, aby wymuszać na deweloperach przy budowie nowych osiedli inną gospodarkę parkingową? Czy miasto może w takie rozwiązania ingerować?
Miasto może i ingeruje. Jeśli spytać o to deweloperów, to powiedzą, że miasto ich przymusza, narzuca wysokie limity. Zarówno w miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego, jak i w warunkach zabudowy ciągle podwyższamy limity ilości miejsc parkingowych. Nie ma mowy o zbudowaniu nowego domu, jeśli nie zapewni się miejsc parkingowych. Do końca ubiegłego roku mieliśmy zarejestrowanych 149 tys. pojazdów przy około 190 tys. mieszkańców i każdy chce móc gdzieś zaparkować. W tej chwili mamy inwestycje ze wskaźnikiem nawet na poziomie dwóch miejsc parkingowych na nowo budowany lokal mieszkalny. Dwadzieścia lat temu to było 0,2 miejsca parkingowego na lokal. Ale miejsc parkingowych ciągle brakuje. Corocznie dobudowujemy ich kilkaset, jeśli znajdziemy wolne miejsca. W przyszłym roku ma ruszyć budowa dwóch kolejnych, dużych obiektów parkingowych – obok pętli przy ul. Dziewulskiego oraz koło pętli tramwajowej przy ul. Olimpijskiej – obydwa po około 150 miejsc. Tyle możemy zrobić, aby bardziej intensywnie wykorzystać teren na parkingowe potrzeby.