Kradzież, której nie było. Toruńscy policjanci rozwiązali sprawę zaginionego samochodu
Do 8 lat więzienia może grozić kobiecie, która przedwczoraj zgłosiła na policję kradzież samochodu. Trop zaprowadził mundurowych aż pod Chełmżę. Okazało się jednak, że do kradzieży tak naprawdę nigdy nie doszło.
Do sytuacji doszło w poniedziałek około godz. 21:00. Wtedy to właśnie 41-letnia kobieta zgłosiła na policję kradzież opla astry.
– Opowiedziała dyżurnemu, że kiedy przebywała przez kilka dni w szpitalu ktoś ukradł jej pojazd, który pozostawił dla niej mąż w Toruniu przy ul. Łukowej. Gdy skontaktowała się z mężem ten nadal twierdził, że pojazd powinien stać przy tej ulicy a jeżeli go tam nie ma to znaczy, że ktoś go ukradł – informuje podinsp. Wioletta Dąbrowska, oficer prasowy KMP w Toruniu.
Na miejscu dzielnicowy porozmawiał ze świadkami, którzy twierdzili, że wspomniany samochód został zabrany przez lawetę, co potwierdziły nagrania z monitoringu. Udało się też ustalić, do kogo należała laweta. Ten trop doprowadził mundurowych na jedno ze złomowisk pod Chełmżą. Jego właściciel miał jednak umowę kupna pojazdu. Policjanci ustalili w ten sposób, że do kradzieży tak naprawdę nie doszło.
– W takim przypadku na zawiadamiającym może ciążyć odpowiedzialność za składanie fałszywych zeznań i zawiadomienie organu o przestępstwie, do którego nigdy nie doszło za co może grozić do 8 lat więzienia – dodaje podinsp. Wioletta Dąbrowska.