Nowe fakty w sprawie poszukiwań pedofila pod Toruniem. Policja komentuje sprawę
Czy pod Toruniem grasuje pedofil? Takie wieści rozniosły się po gminie Wielka Nieszawka po tym, jak w minioną niedzielę policja miała prowadzić w okolicy poszukiwania. Okazuje się jednak, że wcale nie byli to policjanci, a grupa łowców pedofilów. Policja komentuje dla nas sprawę i zaprzecza, że brała udział w jakiejkolwiek akcji.
Sytuacja wywołała duże poruszenie wśród mieszkańców gminy. W niedzielę wielu z nich natknęło się na prowadzących poszukiwania rzekomych policjantów. Jak alarmują mieszkańcy, mieli być na tropie pedofila. Mieli też ostrzegać, że jest bardzo niebezpieczny i pokazywać jego zdjęcie przechodniom. Zatrzymali nawet autobus. Widziani byli m.in. w okolicach Kąkola.
Okazuje się jednak, że w rzeczywistości poszukiwań nie prowadzili policjanci, a grupa działających na własną rękę łowców pedofilów. Mundurowi otrzymali jednak telefon od kogoś, kto podawał się za jednego z łowców.
– Policjanci nie prowadzili takich czynności. Otrzymaliśmy jedynie telefon od osoby, która przedstawiła się jako łowca pedofili i pytała, czy gdyby kogoś ujęli, to czy mogą liczyć na pomoc w zatrzymaniu. Uzyskali informację, że jak najbardziej. Później nie przyszło już żadne zgłoszenie, że do takiego ujęcia doszło. Nie byliśmy proszeni o żadną pomoc – rozwiewa wątpliwości podinsp. Wioletta Dąbrowska, Oficer Prasowy KMP w Toruniu.
Wszystko wskazuje na to, że grupa łowców pedofilów działała na własną rękę i samodzielnie starała się ująć osobę, co do której była przekonana, że jest pedofilem. W trakcie poszukiwań doszło jednak do fatalnej pomyłki. W poniedziałek swoją historię w mediach społecznościowych opisał jeden z pasażerów pociągu, jadącego w niedzielę na trasie Toruń – Bydgoszcz (kursującego przez tereny gminy Wielka Nieszawka). Według jego relacji, został napadnięty w pociągu przez grupę zamaskowanych mężczyzn, nazywających siebie łowcami pedofili. Grupa miała zmusić go do opuszczenia pociągu, podejrzewając, że jest poszukiwanym przez nich pedofilem.
– Jeden z bandziorów komunikował się z kierownikiem składu, który na jego sygnał dał znak do odjazdu. Kiedy pociąg odjechał, a my zostaliśmy na peronie w środku lasu, napastnicy uznali, że nie jestem tym, kogo szukali (WTF?), i odjechali – relacjonuje pan Dominik, poszkodowany mężczyzna.
Szerzej o sprawie pisaliśmy tutaj:
Pan Dominik padł więc ofiarą pomyłki. We wtorek zamieścił kolejny wpis, informując, że sprawa powoli się wyjaśnia i ma nadzieję, że niebawem znajdzie szczęśliwy finał. Pod wpisem pojawiły się komentarze wsparcia, ale też pytania o to, dlaczego do takiej sytuacji w ogóle doszło.
– Mam nadzieję, że już ci się coś takiego nie przydarzy i że “panowie” z pociągu zostaną pociągnięci do odpowiedzialności. W głowie mi się nie mieści, że takie rzeczy dzieją się na wyciągnięcie ręki – czytamy w komentarzach pod wpisem.