Pracownicy ochrony zdrowia masowo rezygnują z pracy. Czy system da się uzdrowić?
Z początkiem października przestał działać Oddział Neurologii i Leczenia Udarów Specjalistycznego Szpitala Miejskiego w Toruniu. Wcześniej podobne oddziały zamknięto też w szpitalu na Bielanach. Niedługo wygasną także kontrakty ponad stu ratowników medycznych, którzy w połowie września złożyli wypowiedzenia. Sytuacja dawno nie była tak zła, a niewykluczone, że będzie jeszcze gorzej. Choć wciąż jest nadzieja, że problem opieki zdrowotnej w Toruniu uda się rozwiązać.
Pacjenci z udarem w Toruniu pomocy mogą nie otrzymać. Specjalistyczny Szpital Miejski przy ul. Batorego pod koniec września poinformował o zawieszeniu funkcjonowania Oddziału Neurologii i Leczenia Udarów. Kontrakty pracujących tam lekarzy wygasły i nie udało się osiągnąć porozumienia w sprawie ich przedłużenia. Szpital co prawda zapewnił dalsze leczenie pacjentom w ramach oddziałów Rehabilitacji Neurologicznej i Chorób Wewnętrznych, ale tylko tym już hospitalizowanym. Ewakuacji pacjentów z placówki nie było, ale też wstrzymano przyjęcia tych, którzy wymagaliby leczenia stacjonarnego.
– Liczymy, że we współpracy z innymi szpitalami posiadającymi w swej strukturze oddziały neurologii i leczenia udarów uda nam się zapewnić bezpieczeństwo zdrowotne mieszkańców naszego regionu do czasu wznowienia w pełnym zakresie działalności dotyczącej leczenia schorzeń neurologicznych – poinformowała w specjalnym oświadczeniu Justyna Wileńska, dyrektorka szpitala miejskiego.
Nowi pacjenci nie otrzymają pomocy nie tylko w szpitalu przy ul. Batorego, ale w ogóle w Toruniu. Wcześniej bowiem podobny problem dotknął Wojewódzki Szpital Zespolony. W połowie roku przestały tam działać najpierw oddział leczenia udarów, a nieco później oddział neurologii. Powód? Braki kadrowe. Pacjenci ze szpitala na Bielanach byli więc kierowani do szpitala miejskiego. To z kolei powodowało przeciążenie tamtejszych lekarzy, którzy musieli mierzyć się ze znacznym napływem pacjentów.
Sytuacja jest na tyle poważna, że sprawą zainteresowały się władze województwa. W czwartek w Toruniu odbyło się spotkanie prezydenta Michała Zaleskiego z wojewodą Mikołajem Bogdanowiczem i marszałkiem Piotrem Całbeckim. Dotyczyło właśnie oddziałów neurologicznych i udarowych. Nie tylko w Toruniu, ale i we Włocławku, bo z trudnościami zmaga się więcej szpitali.
– Wszystkie strony wyrażają głębokie zaniepokojenie i deklarują dalszą współpracę mającą na celu zapewnienie opieki dla pacjentów ze schorzeniami neurologicznymi, w tym udarowych – poinformował po spotkaniu Kujawsko-Pomorski Urząd Wojewódzki w Bydgoszczy.
Jeszcze w tym tygodniu ma się odbyć kolejne spotkanie. Tym razem z udziałem dyrekcji szpitali. Problem z neurologią nie jest jednak jedynym, z jakim muszą borykać się torunianie. Wciąż jeszcze nie wyjaśniła się sytuacja ratowników medycznych, którzy w połowie września złożyli wypowiedzenia w szpitalu na Bielanach. Mowa tu o 110 ze 140 pracujących tam ratowników, a więc zdecydowanej większości. Rozmowy z dyrekcją lecznicy trwają już od dłuższego czasu, ale wciąż nie przyniosły rezultatu. Obie strony liczą, że uda im się dogadać przed upłynięciem miesięcznego okresu wypowiedzenia. Jeśli tak się nie stanie, od 14 października nie będzie miał kto dojeżdżać do pacjentów.
– Wciąż odbywają się spotkania ratowników z dyrekcją. Na razie nie udało się osiągnąć porozumienia. Rozmowy będą dalej trwały. Ciągle mamy nadzieję, że uda nam się porozumieć. Mamy na to jeszcze kilka dni. W dużej części ośrodków udało się to zrobić – przekazał nam dr Janusz Mielcarek, rzecznik prasowy WSZZ w Toruniu.
– Nie udało nam się jeszcze dojść do żadnych kompromisów. Myślę jednak, że ostatecznie się to uda. W innych placówkach dochodzi do podpisania porozumień, jestem przekonany, że u nas też tak się to skończy – powiedział nam anonimowo jeden z ratowników.
Z opieką zdrowotną w Toruniu nie jest więc najlepiej. I nie jest to też problem, który pojawił się nagle. Wystarczy wspomnieć, że od 5 lat nie ma tu całodobowego gabinetu stomatologicznego, w którym można by otrzymać pomoc w weekendy czy w święta. Co więcej, jedyny taki punkt w całym województwie znajduje się we Włocławku. W Toruniu nie ma chętnych, by go prowadzić, bo jest to po prostu nieopłacalne.
„Dość” postanowili powiedzieć także ratownicy medyczni czy lekarze specjaliści. Środowiska medyczne zwracają uwagę na to, że problem jest systemowy. Lekarze i ratownicy rezygnują nie tylko dlatego, że zarabiają za mało, ale przede wszystkim dlatego, że są przeciążeni. Wyrabiają godziny ponad etat, a z każdym kolejnym zamkniętym oddziałem przybywa pracy pozostałym. Możliwości leżą po stronie Ministerstwa Zdrowia, z którym przez długi czas nie udało się porozumieć.
Niezależnie od rozmów z resortem, ratownicy próbują się dogadać ze szpitalami. W toruńskim WSZZ chęć porozumienia wyrażają i ratownicy, i szpital. Jest szansa na to, że do zerwania kontraktów ostatecznie nie dojdzie.
Problem neurologii w szpitalu miejskim też być może uda się rozwiązać. Placówka już rozpoczęła poszukiwania lekarzy. Na swojej stronie internetowej lecznica 5 października zamieściła ogłoszenie, w którym informuje, że „pilnie poszukuje lekarzy neurologów lub w trakcie specjalizacji w zakresie neurologii”. Daje to nadzieje na to, że zamknięty niedawno oddział wznowi działalność. Jeśli oczywiście znajdą się chętni. Albo wcześniej uda się wypracować jakieś rozwiązanie „na górze”.