W Toruniu mieliśmy bombowy styczeń. Czy stoi za tym jedna osoba?
Ewakuacja uczelni, szkoły, lotniska czy sklepu. Każda z takich akcji pochłania od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. Złapanie sprawcy żartu to kwestia czasu. Za fałszywe zgłoszenie grozi kara od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności.
W sobotę 5 stycznia około godz. 15 ewakuowano sklep sieci Biedronka przy ul. Bażyńskich. Powodem tych działań była wiadomość przesłana za pośrednictwem poczty e-mail do siedziby dyskontu. Jak poinformowały służby pracujące na miejscu, żadnej bomby nie znaleziono.
Podobnie zakończyły się trzy kolejne zgłoszenia, do których doszło w minionym miesiącu. W czwartek 10 stycznia informacja o podłożonym ładunku wybuchowym dotarła do siedziby Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej. Policja sprawdziła obiekty przy ul. Starotoruńskiej oraz św. Józefa.
– Informacje o ładunku wybuchowym się nie potwierdziły – informuje Wioletta Dąbrowska, oficer prasowy toruńskiej policji. – Na czas akcji policyjnych pirotechników i funkcjonariuszy ze specjalnie wyszkolonymi psami przerwano zajęcia i ewakuowano studentów.
Do podobnej sytuacji doszło dwa tygodnie później (28 stycznia) na terenie Uniwersytetu Mikołaja Kopernika.
– Przyszedł mail mówiący o tym, że „w budynku państwa szkoły jest
ładunek wybuchowy” – mówi Marcin Czyżniewski, rzecznik prasowy
UMK.
Rektor uczelni podjął decyzję o natychmiastowej ewakuacji. Łącznie 21 obiektów opuściło około 2 tys. osób – studentów i pracowników. Na miejscu pojawili się policyjni pirotechnicy.
– Działania na uniwersytecie trwały 12 godzin – relacjonuje Dąbrowska. -Funkcjonariusze z psami sprawdzali w tym czasie budynek po budynku.
W chwili zdarzenia na wydziałach trwały sesje egzaminacyjne. Dla osób, które z uwagi na alarm musiały przerwać testy, przygotowano terminy zastępcze.
Dzień później, chwilę przed godz. 12, informacja o podłożonej bombie wpłynęła na adres mailowy toruńskiego sklepu Kaufland. Zgodnie z regulaminem zarządzono natychmiastową ewakuację klientów i pracowników dyskontu.
Według informacji przekazanych nam przez Przemysława Banieckiego, oficera prasowego komendy miejskiej straży pożarnej w Toruniu, z obiektu wyprowadzono około 150 osób. Na miejscu pracował jeden zastęp straży pożarnej oraz policja, która przeszukiwała budynek. Jak się okazało, i tym razem alarm był fałszywy.
Czy sprawcą tych zgłoszeń może być jedna osoba? Policja na tym etapie śledztwa nie wyklucza zarówno hipotezy tego samego sprawcy, jak i kilku przypadkowo połączonych ze sobą incydentów.
– Wszystkie informacje, które mogą wskazywać na realne zagrożenie zdrowia lub życia mieszkańców Torunia, traktujemy z należytą starannością i ustalonymi dla tego typu zgłoszeń zasadami – mówi Dąbrowska. – Niestety, podjęte działania generują dużo dodatkowych kosztów, a przede wszystkim nakładu sił. W tym czasie ktoś może potrzebować naszej realnej pomocy.
Każdego roku w Polsce policja odnotowuje około 3,5 tys. fałszywych alarmów bombowych. Generują one wysokie straty finansowe, często prowadzą także do bezpośredniego zagrożenia zdrowia lub życia ludzi.
Do niedawna sprawcy podobnych zdarzeń odpowiadali za swoje czyny na podstawie przepisów kodeksu wykroczeń – najczęściej karą grzywny do 1,5 tys. zł lub aresztu do 30 dni.
Obecnie kodeks karny przewiduje karę od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności. Dotyczy to także sprawców nieletnich, którzy mogą być traktowani w tym wypadku jak przestępcy dorośli. W wyniku fałszywych zgłoszeń ewakuowano łącznie kilka tysięcy osób.
Paweł
2 lutego 2019 @ 02:43
Znając życie głupota napędza głupotę … A na UMK to jakiś wybitnie uzdolniony i przygotowany do sesji studencik wpadł na genialny pomysł