Afera o dziecięce buciki na kościelnej furcie. Kuria zaprzecza, policja ściga, a problem mają aktywiści…
Chodzi o akcję skierowaną przeciwko pedofilii w kościele katolickim, która rozpoczęła się w 2011 roku w Irlandii. „Dziecięce buty pamiętają”, czyli Baby Shoes Remember jest właściwie organizacją, która zajmuje się wieloma aspektami tej najbardziej mrocznej historii kościoła irlandzkiego, wbrew pozorom nie tylko pedofilią.
Irlandzki kościół słynął z przemocy stosowanej wobec wychowywanych lub edukowanych przez siebie dzieci, maltretowaniem i zmuszaniem do niewolniczej pracy młodych kobiet w tzw. azylach sióstr magdalenek czy ogromnymi nadużyciami w prowadzonych przez zakonnice procedurach adopcyjnych. W Polsce z niewiadomych przyczyn jest kojarzona tylko z działaniami przeciwko pedofilii w kościele. Tymczasem jej misją jest „Żeby pociągnąć do odpowiedzialności kościół katolicki za wszystkie nadużycia”.
28 sierpnia tego roku po raz pierwszy na bramach polskich kościołów zawisły dziecięce buciki. W Toruniu znalazły się na bramie katedry św. Janów również w otoczeniu papierowych kartek. Wydawać by się mogło, że pokojowa demonstracja, która zgromadziła niewielką grupę najbardziej zaangażowanych aktywistów, aktywistek, polityków i polityczek opozycji, przejdzie bez większego echa.
Niestety, toruńska policja postanowiła zmienić ustalony rytmem demonstracji bieg rzeczy i wystosować przeciwko tym osobom ciężkie działa w postaci artykułu 63 a. Kodeksu Wykroczeń. Przytoczmy go tu w całości:
Art. 63a. § 1. Kto umieszcza w miejscu publicznym do tego nieprzeznaczonym ogłoszenie, plakat, afisz, apel, ulotkę, napis lub rysunek albo wystawia je na widok publiczny w innym miejscu bez zgody zarządzającego tym miejscem,podlega karze ograniczenia wolności albo grzywny.
§ 2. W razie popełnienia wykroczenia można orzec przepadek przedmiotów stanowiących przedmiot wykroczenia oraz nawiązkę w wysokości do 1 500 złotych lub obowiązek przywrócenia do stanu poprzedniego.
Czworo spośród zgromadzonych pod katedrą osób została pociągnięta do odpowiedzialności z tego paragrafu. Wśród nich znalazła się Katarzyna Lewandowska, wykładowczyni gdańskiej ASP i UMK oraz Tomasz Kolczyński – młody toruński aktywista. Z tego co udało się nam dowiedzieć wśród oskarżonych znalazł się również nieletni spoza naszego miasta, którego wyśledziły kamery miejskiego monitoringu. On spośród wszystkich oskarżonych o to wykroczenie, może mieć najwięcej problemów, łącznie z nadzorem kuratora.
O sprawie pierwszy napisał portal Onet.pl. Tam księża zdecydowanie zaprzeczyli, jakoby zawiadomili policję w tej sprawie. „Kuria Diecezjalna Toruńska nie składała żadnego zawiadomienia na policję w tej sprawie – wyjaśnia ksiądz Paweł Borowski, rzecznik kurii”. Dlaczego więc policja ściga aktywistów i aktywistki? W tym samym artykule czytamy:
Przepisy nakładają na policję obowiązek wszczęcia takiego postępowania. Nie było więc wyboru – tłumaczy Onetowi Wioletta Dąbrowska z Komendy Miejskiej Policji w Toruniu.
Czy w istocie tak jest i mundurowi musieli doprowadzić do oskarżenia o wykroczenie? Zapytaliśmy o zdanie mecenasa Łukasza Płazę:
-Jeżeli Policja „miała obowiązek”, to chciałbym zobaczyć, w jakich jeszcze sytuacjach związanych z tym artykułem, prowadzili postępowanie urzędu – odpowiada na słowa rzeczniczki. I jak się to ma z szeregiem innych, tego typu sytuacji, gdzie mamy vlepki w monitorowanych bankomatach czy nielegalnie wieszane plakaty i reklamy w przestrzeniach publicznych. Mamy do czynienia z sytuacją, w której księża nie składali żadnego wniosku o ściganie i nie zgłaszali żadnych pretensji, a policja prowadzi postępowanie o wykroczenie. Pod względem formalnym można prowadzić takie postępowanie z urzędu, natomiast jest to nielogiczne. Mamy postępowanie z art. 63 a. Kodeksu Wykroczeń, które mówi o powieszeniu baneru czy napisu, a tu wieszano buciki. Aktywność społeczna, co do której nie zgłasza pretensji podmiot, przeciwko której ona była skierowana, staje się tutaj przedmiotem ścigania.
Faktycznie, nasze miasto aż roi się od nielegalnych reklam, banerów. Słynna była akcja sprzed kilku lat, gdy okazało się, że ogromny baner reklamowy pewnego sklepu meblowego z Bydgoszczy, wiszący w samym centrum gotyckiej starówki, znajdował się tam całkowicie nielegalnie. Nasze miasto nie ma jeszcze kodeksu reklamowego, który umożliwiałby skuteczną walkę z takim procederem, pozostaje więc tylko policja…
Na inny aspekt zwraca Tomasz Kolczyński, który mówi, że nie było to nielegalne plakatowanie, lecz akcja o charakterze artystycznym.
-To była akcja performatywna, nie można mówić o jej nielegalności. Dodatkowo przez cały czas jej trwania nikt nie wyszedł i nie zabronił nam tego, a policjanci nie reagowali. Umieściłem hasło przypięte do bucika, ale było to jak najbardziej legalne. Jestem zawiedziony policją. Gdy ktoś pali kukłę Żyda, flagę UE i krzyczy o mordowaniu nie Polaków, jest bezkarny. Nas za pokazanie prawdy ściga się po komisariatach i sądach.
Całe zajście z interwencją, a właściwie ze spisaniem przez policję można obejrzeć na filmie Dagmary Chraplewskiej-Kołcz, która prowadziła z niego transmisję na Facebooku:
Czy sprawa jest poważna? Wydawało się, że wieszającym dziecięce buty i kartki z napisami nie powinno nic grozić. Sąd może orzec przepadek tych kartek i sztuk obuwia, może nakazać doprowadzenie do stanu poprzedniego, co już nastąpiło. Nieco mniej radosna jest wizja aresztu, grzywny i nawiązki. W ostatnim przypadku sąd może orzec nawiązkę na rzecz organizacji pozarządowej, która przeciwdziała nielegalnym reklamom, plakatom i afiszom. W Toruniu byłby to między innymi… Czas Mieszkańców, z którego to wywodzi się obecna podczas akcji Joanna Scheuring-Wielgus.