Brzydzić się trzeba patologiami polityki
O zagrożeniach dla polskiego rolnictwa, tradycjach rodzinnych i uczciwości w polityce rozmawiamy z kandydatem na posła z listy PiS Janem Krzysztofem Ardanowskim.
Jakie są pana związki z okręgiem wyborczym, z którego pan startuje?
Od urodzenia związany jestem z Ziemią Dobrzyńską. Moja rodzina zajmowała się tu rolnictwem, ale prowadziła też różne interesy w miastach. Wychowywałem się, pracując w gospodarstwie z rodzicami. Było nas czterech braci i wszyscy skończyliśmy studia. Ja Akademię Techniczno-Rolniczą. Z moją przyszłą żoną Marleną wspólnie w roku 80 działaliśmy w opozycji demokratycznej w NZS. Prowadziliśmy studencką, radykalną i antykomunistyczną gazetę Indeks. Po studiach zaczęliśmy prowadzić gospodarstwo w okolicach Torunia. Specjalizowaliśmy się w uprawie warzyw, hodowli roślin, produkcji nasiennej, tym wszystkim, co mogło dać jakieś źródła dochodu, tym bardziej że doczekaliśmy się pięciorga dzieci. Wszystkie ukończyły studia.
W jaki sposób trafił pan do polityki?
Ciągnęło mnie zawsze do działalności społecznej. Zaangażowałem się w tworzenie samorządu rolniczego, czyli izb rolniczych. Byłem wybrany na szefa Toruńskiej, a później Kujawsko-Pomorskiej Izby Rolniczej. W latach 2003-2007 byłem prezesem Krajowej Rady Rolniczej – reprezentacji wszystkich rolników w Polsce. W 2005 roku zostałem wiceministrem rolnictwa w pierwszym rządzie PiS. Od 2008 roku byłem doradcą do spraw wsi ś.p. Lecha Kaczyńskiego do jego tragicznej śmierci nad Smoleńskiem. Dwukrotnie zasiadałem w Sejmiku naszego województwa. Jestem posłem już trzecią kadencję od 2011 roku. W Sejmie zajmowałem się wieloma sprawami. Oczywiście dla mnie podstawową pracą nad przyszłością wsi była aktywność w Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi, jako jej wiceprzewodniczący. Również pracowałem w Komisji Energii, głównie zajmując się energią odnawialną na wsi, także w Komisji Infrastruktury. Działałem w różnych zespołach parlamentarnych do kontaktów z parlamentami innych krajów, przede wszystkim sąsiadów: Ukrainy, Litwy i Niemiec. Od dwóch kadencji pracuję w Polsko-Izraelskiej Grupie Parlamentarnej, która zajmuje się budowaniem dobrych relacji między Polakami i Żydami. Zobowiązuje nas do tego nasza wspólna historia. Na terenach Ziemi Dobrzyńskiej w okresie rozbiorów i przed wojną było bardzo wielu Żydów, którzy zostali wymordowani przez Niemców. Współżyły ze sobą na tym terenie różne nacje: Polacy, Żydzi, Niemcy, Rosjanie, Olendrzy. Tworzyli społeczność, która umiała ze sobą żyć. Nie było jakichś wielkich konfliktów. Może powinniśmy się od nich tego uczyć? Pasjonuję się historią naszych małych ojczyzn, głównie Ziemi Dobrzyńskiej, ale również historią Torunia, Pomorza Nadwiślańskiego, czyli tych terenów, na których żyje moja rodzina od ponad 300 lat, gdzie również jest główna moja aktywność. To są tereny z przebogatą historią, którą tak słabo znany. Dlatego warto odkrywać i pielęgnować spuściznę naszych przodków i tradycję.

W 2018 roku został pan Ministrem Rolnictwa i Rozwoju Wsi, jednak w 2020 stracił pan stanowisko.
Tak. Za sprzeciw wobec krzywdzącej polską wieś tzw. piątki dla zwierząt. Chociaż byłem poinformowany, że za głosowanie przeciw decyzji PiS będę zdymisjonowany, to doszedłem do wniosku, że zasady i uczciwość wobec siebie i wyborców są ważniejsze niż funkcja ministra. Miałem rację, co po latach przyznali moi oponenci, a ówczesne propozycje uderzające w polską wieś wywołały opór i sprzeciw wobec PiS wśród rolników. Moje działania jako ministra rolnictwa były przez mieszkańców dobrze oceniane. Po dymisji około 75 tysięcy rolników w Warszawie protestowało przeciwko odwołaniu swojego ministra. Popularny był #muremzaArdanem. To absolutny ewenement, bo ministrowie rolnictwa w Polsce najczęściej odchodzili w niesławie, a chłopi cieszyli się, że pozbyli się szkodnika. Ja byłem chyba pierwszym w historii ministrem, którego chłopi bronili. Chciałbym kontynuować działania, które wtedy rozpocząłem, a niestety zostały zmarnowane.
Zdecydował się pan kandydować do Sejmu ponownie. Dlaczego?
Podjąłem tę decyzję po dużym namyśle. Rozważałem również wycofanie się z polityki, która zaczyna mnie coraz bardziej irytować. Nie polityka w czystej formie, bo ta według Arystotelesa, jest mądrą troską o wspólne dobro. Brzydzić się trzeba patologiami z nią związanymi, czyli korupcją, nepotyzmem i wykorzystywaniem publicznych stanowisk do prywatnych celów. To powinno być piętnowane, a nie działalność na rzecz społeczeństwa. Podjąłem decyzję, dlatego że dostrzegam pozytywne przemiany w PiS. Jestem z partią związany od 22 lat od chwili powstania. Zaczynam być wręcz na naszym terenie taką historią PiS-u. Popełniono wiele błędów, choćby ta „piątka dla zwierząt”, ale PiS, to formacja, która umie do błędu się przyznać i wyciągać z niego wnioski. Chcę realizować politykę korzystną dla polskiej wsi. Ja nie godzę się ze stwierdzeniem, że dobra polityka wobec wsi jest korzystna tylko dla mieszkańców wsi. Dobrze funkcjonujące rolnictwo jest potrzebne społeczeństwu, każdemu, kto codziennie chce mieć żywność na stole. Dlatego widząc chęć naprawy i kontynuacji tego programu rolnego, który dał PiS zwycięstwo 4 lata temu, podjąłem decyzję o kandydowaniu.
Jak postrzega pan obecnie polską wieś?
Sytuacja wokół Polski i polskiego rolnictwa jest trudna i nieprzewidywalna, zarówno w wymiarze międzynarodowym, jak i jego wpływu na politykę wewnętrzną. Coraz bardziej nielogiczna jest polityka Unii Europejskiej wobec rolnictwa europejskiego. Wręcz samobójcze niszczenie rolnictwa doprowadzi do uzależnienia 500 milionów ludzi w Unii od żywności importowanej. Są obawy związane z integracją Ukrainy z Unią i jej wpływem na rolnictwo, szczególnie w Polsce. To wszystko skłania mnie do dalszego zajmowania się sprawami rolnymi. Możemy brać udział w żywieniu ludzkości jako duży kraj rolniczy. Żywności brakuje. Polska może odgrywać istotną rolę w dostarczaniu jej tam, gdzie panuje głód. Jest to o tyle też ważne, że jeżeli nie dostarczymy żywności do północnej Afryki czy na Bliski Wschód, wtedy trudno będzie powstrzymać migrację do Europy.
Jak wyglądała pana praca w swoim okręgu?
Przez te trzy kadencje starałem się maksymalnie jak to możliwe dbać również o nasz region, pomagając samorządom w zdobywaniu środków na inwestycje, także zajmując się pomocą indywidualną. To są tysiące ludzi, którzy korzystali z dyżurów poselskich. Wspierając się bardzo dobrymi prawnikami, pomagaliśmy ludziom w indywidualnych problemach. Ja mam skrystalizowane poglądy prawicowe. Tak mnie ukształtowało życie i moi rodzice. Jeżeli chodzi o samorządy, to wyznaję zasadę, że chociaż różnimy się politycznie, to staram się pomagać. Nie przykładam miarki do barw politycznych wójta, burmistrza czy starosty, bo pomagam nie im, tylko ludziom, którzy tam mieszkają. Kiedyś po mnie i po tych samorządowcach ślad nie zostanie, a inwestycje, dobro, które się tworzy, pozostaną dla następnych pokoleń. Taką dewizę wyznaję, że każdy ma prawo do swoich poglądów. Ja jestem związany całe swoje życie z działalnością antykomunistyczną, mocno związany z Kościołem, polską centroprawicą i tradycją, ale szanuję również tych, którzy mają inne poglądy.
