Ostatni kowal toruńskiej starówki
Przed wiekami bicie kowalskich młotów słychać było w różnych częściach Torunia. Dziś ten dźwięk został już zapomniany – podobnie jak fach, który powoli zamiera – kowal. Na starówce ostało się jeszcze jedno miejsce, w którym znaleźć można ręcznie wykonane wyroby kowalskie – piwnica przy ul. Kopernika, w której czuć ducha kuźni i podać rękę można prawdziwemu kowalowi – Andrzejowi Schmidtowi.
– Od zawsze uwielbiałem historię – opowiada Andrzej Schmidt. – Podobało mi się, że są przedmioty, które mają setki lat i mogę ich dotknąć i obejrzeć je z bliska. Z tego powodu jeździłem do Gdańska. Oglądałem kościoły i chodziłem na targi, a na nich były różne starocie, które w końcu zacząłem zbierać. Zafascynowała mnie jedna ze stalowych krat w gdańskim kościele. Tak mi się spodobała, że po podstawówce postanowiłem zająć się kowalstwem.
Kowalstwo nie było jego pierwszym wyborem – chodząc do szkoły zawodowej, kształcił się na tokarza, lecz po pół roku znalazł swoje powołanie i postanowił zająć się kowalstwem – planował rzucić szkołę. Rodzice namówili go jednak, aby ukończył edukację i stało się to w roku 1977. Wtedy postanowił szukać zatrudnienia. W tym pomógł mu jeden z jego nauczycieli, Zbigniew Jędrzejewski, który w 1979 r. zaczął uczyć go kowalstwa w swojej kuźni w Osięcinach. Po 8 latach Andrzej Schmidt założył własną kuźnię w Piotrkowie Kujawskim, w której pracuje do dzisiaj.
Z początku sprzedawał swoje wyroby na jarmarkach w różnych miastach Polski. Po pewnym czasie zdecydował, że otworzy stacjonarny sklep w centrum Torunia. Ponad dwadzieścia lat temu kupno lokalu już nie było łatwe, więc zdecydował się na zakup piwnicy. Po tym jak przy ul. Mikołaja Kopernika 13 zamknięto warzywniak, kowal zdecydował, że właśnie tam będzie można kupić jego wyroby. Sklep został otwarty w roku 2000 i działa nieprzerwanie od 24 lat. Przez wiele lat klientów było sporo, ale zmieniło się to w czasie pandemii.
– Ludzi zaczęło przychodzić coraz mniej – wzdycha smutno właściciel sklepu z wyrobami kowalskimi. – Całe szczęście nadal wykonuję swoją pracę dla różnych kościołów, więc mam źródło dochodu, ale sklep jestem w stanie otworzyć tylko dwa razy w tygodniu – nie opłaca mi się robić tego częściej. Większość klientów wchodzi, mówiąc, że oni nic nie kupują i tylko się rozglądają, bo nie wiedzieli, że ten zawód jeszcze istnieje. Jeśli sytuacja się nie zmieni, możliwe, że niedługo będę musiał sprzedać lokal.
Andrzej Schmidt nie miał w rodzinie żadnego kowala, ale jego nazwisko pochodzi od niemieckiego słowa „Schmied”, które w języku polskim oznacza „kowal”. Wydaje się jednym z tych ludzi, dla których praca od zawsze była i na zawsze będzie pasją. Sam jednak uważa, że to coś więcej niż pasja.
– Nie bez powodu od małego kochałem historię i bawiłem się z kolegami, przetapiając różne metale zabrane ze złomowiska – wspomina kowal. – Do tego moje nazwisko w Niemczech – Schmidt – to jak w Polsce Kowalski. Myślę, że ten fach był po prostu moim przeznaczeniem.
Wyroby Andrzeja Schmidta można zobaczyć dzisiaj w ponad czterdziestu kościołach. Jednym z nich jest cerkiew pw. św. Mikołaja w Toruniu. Jest także autorem konstrukcji zegara na rynku w Piotrkowie Kujawskim, drzwi do tamtejszej kruchty oraz do zakrystii w kościele św. Jakuba, który również znajduje się w Piotrkowie Kujawskim. Jego prace mogą przetrwać nawet setki lat, a w tym czasie jedną z nich może zobaczyć jakiś młody człowiek i zainspirowany, tak samo jak kiedyś Andrzej Schmidt, odnajdzie swoją pasję i spełni się w kowalstwie.
Po informacje z regionu zapraszamy na nasz bliźniaczy portal pozatorun.pl